Nawet w dobie pandemii warto oderwać się na chwilę od utrapień i zgryzot dnia codziennego. Zatrzymać się na chwilę. Zastanowić, pomedytować, a jeśli jest się wierzącym – pomodlić. Powspominać. Setna rocznica urodzin Jana Pawła II stanowi okazję do takiej refleksji. Jeśli nasza pamięć sięga choć jednego dnia jego pontyfikatu, to z pewnością towarzyszy jej świadomość, że przyszło nam obcować z kimś wyjątkowym. Niepowtarzalnym. Świętym.
Zbieg losu, a może Opatrzność sprawiła, że miałem możliwość uczestniczyć w wielu papieskich pielgrzymkach. Nie tylko jako dziennikarz. To doświadczenie jego świętości zaczęło się dużo wcześniej.
Gdzieś w odległej dziecięcej pamięci pozostał obrazek mojej Mamy pokazującej mi sylwetkę kardynała Karola Wojtyły udającego się na zajęcia w Katedrze Etyki na korytarzach Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (gdzie pracowali moi oboje rodzice). Musiało to być gdzieś na przełomie lat 60. i 70. Pamiętam jej słowa, że chodzi o kogoś bardzo ważnego i wyjątkowego, kto w przyszłości zastąpi prymasa Stefana Wyszyńskiego, który też tamtych czasach bywał nierzadkim gościem na lubelskiej uczelni.
Potem było konklawe, słynne ,,Habemus Papam” i pierwsza papieska pielgrzymka do Polski w 1979 roku. Tu wszystko było fascynujące i nieoczekiwane przynajmniej dla 16-latka. Wyjazd z kolegą do jego cioci do Krakowa. Cudem zdobyte wejściówki nie tylko na papieską mszę na Błoniach, ale także na krakowską Skałkę, gdzie Jan Paweł II spotkał się z młodzieżą. Pierwsze godziny radosnego czuwania papieskim oknem na Floriańskiej, które stały się tradycją podczas kolejnych pielgrzymek. Nie wiem jakim cudem, ale zdążyliśmy też do Warszawy na mszę na placu Zwycięstwa (dziś Piłsudskiego) i usłyszeć pamiętne słowa: ,,Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. W kolejnych dwóch pielgrzmkach 1983 i 1987 – do radości uczestnictwa w spotkaniach z Janem Pawłem II dołączyła też praca w służbach porządkowych w harcerskiej ,,białej służbie” – w Warszawie i Lublinie. W tymże 1987 roku jako student-doktorant śp. profesora Jerzego Kłoczowskiego z KUL uczestniczyłem też w prywatnej papieskiej audiencji w Rzymie. Nie wiedziałem jeszcze, że przyjdzie mi już wkrótce – już jako dziennikarzowi – pisać o kolejnych papieskich podróżach i rozmawiać z wiernymi z całego świata.
Relacjonowałem Światowe Dni Młodzieży w Denver w 1993 i szok amerykańskich mediów zdumionych religijnym zaangażowaniem młodzieży. Dwa lata później z galerii prasowej sali Zgromadzenia Ogólnego ONZ widziałem jak przedstawiciele 185 krajów świata zgotowali papieżowi owację na stojąco. Z trzech ówczesnych spotkań Jana Pawła II z nowojorczykami najbardziej utkwiło mi w pamięci to ostatnie, na stadionie Giants w East Rutherford, które odbyło się w ulewnym, tropikalnym deszczu. Ponad 80 tysięcy ludzi stało godzinami i mokło, bo przecież ze względów bezpieczeństwa trzeba było być na stadionie dużo wcześniej, a ze względów bezpieczeństwa zakazano wnoszenia ze sobą parasoli.
Dwie moje ostatnie podróże z papieżem to wyprawa do Polski i niedalekiej Kanady. Najdłuższa pielgrzymka Jana Pawła II do Polski w 1999 roku, którą przyszło mi relacjonować czytelnikom w USA okazała się prawdziwym maratonem także dla dziennikarzy. Kiedy po dwóch tygodniach wsiadałem do samolotu wracającego do Nowego Jorku, byłem śmiertelnie zmęczony. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jakim fizycznym obciążeniem są dla Jana Pawła II jego pielgrzymki. W ciągu 13 dni papież odwiedził 20 miejscowości. Dla niego była to pielgrzymka wspomnień. W Wadowicach, podczas słynnego ..kremówkowego” spotkania z mieszkańcami miasta, widziałem w sektorze prasowym łzy w oczach największych dziennikarskich ,,twardzieli”. Płakali nawet reporterzy laickich i lewicowych gazet, których nigdy nie podejrzewałem o nadmierną sympatię do Kościoła. Ale kilka dni później było już dużo smutniej – pamiętam zbiorowy płacz na krakowskich Błoniach, gdzie zamiast chorego Jana Pawła II stał pusty fotel.
Światowy Dzień Młodzieży w Toronto w 2002 roku był już właściwie pożegnaniem. Rozumieli to wszyscy. Ojciec Święty przyleciał do Toronto w towarzystwie dwóch lekarzy i często dawał do zrozumienia, że żegna się z młodymi katolikami. Zapraszając wszystkich na Światowy Dzień Młodzieży do Kolonii w 2005 roku nie powiedział już ,,do zobaczenia”. Słowa ,,jeśli Bóg pozwoli” wyraźnie już zmęczonego Ojca Świętego w ostatnim dniu spotkań z młodzieżą zapadły w pamięć wszystkich.
Wiadomość o śmierci papieża zastała mnie w Mexicali, na granicy Meksyku i amerykańskiej Kalifornii. Biły dzwony, hiszpańskojęzyczne rozgłośnie przerwały programy. Meksyk (dosłownie) zatrzymał się i zapłakał – tam nigdy nie zapomniano o tym, że właśnie Meksyk był pierwszym krajem, który odwiedził Jan Paweł II podczas swojego pontyfikatu. Chyba dopiero wówczas dotarło do mnie, że nie tylko my straciliśmy ,,naszego” papieża. Stracił go cały świat.
Gdy polski papież został wyniesiony na ołtarze, wszystkie te wspomnienia nabrały nowego wymiaru. Wielokrotnie w czasie pandemii przychodziła na myśl refleksja, co Jan Paweł II powiedziałby nam dziś, w dobie globalnej pandemii. I zawsze wracało do mnie papieskie przesłanie z inauguracji pontyfikatu w 1978: ,,Nie lękajcie się”. Jakże aktualne w tych trudnych czasach.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.
Reklama