Nikomu nie przychodziło na myśl, że można zamknąć kościoły. Z dnia na dzień ogłosić, że ze względu na rozprzestrzeniającą się epidemię koronawirusa, w trosce o bezpieczeństwa wiernych, „kościół będzie zamknięty do odwołania”. Jak dotąd w historii próbowano zamykać świątynie, ograniczając do nich dostęp wiernych, ale zawsze były to decyzje z zewnątrz. A teraz? Biskupi i księża pozamykali kościoły, usilnie zachęcając, aby pozostać w domach. Takiej sytuacji nikt się nie spodziewał. Z tygodnia na tydzień wzrasta zniecierpliwienie ludzi nie tylko z pytaniem, kiedy się to skończy, ale także, kiedy będą mieli dostęp do przestrzeni sacrum, aby się pomodlić, wziąć udział w liturgii, skorzystać z sakramentów. Wyznawcy i propagatorzy teorii spiskowych nie przebierają. Z coraz większym zaangażowaniem emocji, a w tym gniewu, złości i agresji, uderzają na lewo i prawo, udowadniając, że wszystko było od dawna zaplanowane, że szatan rozpoczął najpierw rozkład Kościoła od wewnątrz, a teraz uderzył z całą siłą także z zewnątrz, że tak naprawdę nie ma żadnej pandemii i wszystko jest kłamstwem, nie trzeba więc zakładać żadnych maseczek i rękawiczek ochronnych, no i żadnej szczepionki, jeśli się pojawi, bo zawiera chip, który chcą wszczepić każdemu, żeby naznaczyć go znamieniem apokaliptycznej bestii. Lista tych argumentów stale się powiększa. Media społecznościowe są prawdziwą „amboną” także z tej strony, a każdy, kto myśli lub wypowie się inaczej jest masonem i rozbójnikiem niszczącym Kościół. Trzeba powiedzieć, że działania te przypominają sekty, które nie przebierając, realizują swoje cele.
Czytałem niedawno, że pierwszą grupą społeczną, której oberwie się po pandemii, będą lekarze i służba zdrowia. Za to, że umierają ludzie, że nie ma sprzętu i się ich w ogóle nie leczy. Zaraz później pójdą pod osąd duchowni, zwłaszcza katoliccy. Wszak już propaguje się treści, że owieczki zostały bez pasterzy, którzy pouciekali i pochowali się nie wiadomo gdzie. Sąd Boży będzie dla nich nieubłagany. Sporo jest tego i najtrudniej słuchać ludzi, którzy uważają się za dobrze wykształconych i inteligentnych, albo zgodzić się, że nierzadko sami duchowni, chcąc podbudować swoje poczucie wartości, dolewają oliwy do ognia. Jest to bardzo smutne i niepokojące zarazem w konfrontacji z faktami, które się dzieją. Jeśli jednak ktoś uważa, że walka o nawrócenie jednego człowieka jest ważniejsza niż uzdrowienie z koronawirusa tysięcy ludzi, to cóż na to powiedzieć? A może to trudne doświadczenie choroby, lęku i niepewność przyszłości, a także doświadczenie osamotnienia, stanie się dla niejednego początkiem prawdziwego nawrócenia i odkrycia Boga oraz tęsknoty za nim?
To nie jest tak, że księża przyzwyczaili się do takiego stanu rzeczy. Zamknięte kościoły, brak wspólnoty modlitwy, sprawowanych sakramentów świętych, a także brak spotkania z ludźmi, boleśnie dotyka także duszpasterzy. Nie wystarczy poczucie, że część parafian, w trosce o swój kościół regularnie składa ofiary na jego utrzymanie. Jest to oczywiście bardzo piękna i odpowiedzialna postawa. Nic jednak nie zastąpi bycia razem. I każdy za tym bardzo tęskni.
W czasie pandemii z pomocą przyszedł świat mediów. Kościół od zawsze popierał rozwój i media zawsze były i są jednym z ważnych środków ewangelizacji. Szczególnie dzisiaj, kiedy ludzie spędzają w wirtualnym świecie nierzadko sporą część swojego życia. I to nie tylko młodzi. To dzięki mediom, każdy, kto tylko tego chce, może uczestniczyć w transmisji mszy św. bądź to dzięki telewizji, radiu, bądź on-line przez internet. Wiele parafii przekazuje modlitwę z własnych kościołów. W wielu domach zorganizowano domowe ołtarzyki, gdzie na czas modlitwy zapala się świecę, a domownicy gromadzą się razem. Sam każdego dnia uczestniczę w różańcu i koronce do Miłosierdzia Bożego on-line i cieszy mnie to, że modlę się z kilkutysięczną wspólnotą ludzi mieszkających we wszystkich częściach świata. Podobnie inne nabożeństwa. Jedna z parafianek mówiła mi, że wstaje o godzinie 1 w nocy, żeby uczestniczyć codziennie we mszy transmitowanej z krakowskich Łagiewnik. Gdyż wiele osób odkryło wartość nie tylko niedzielnej, ale także codziennej Eucharystii i wspólnej modlitwy. Możliwości są, dla każdego kto chce. To prawda, zapewne część osób odzwyczai się od uczestnictwa w liturgii w Kościele, gdyż tak naprawdę i teraz było to dla nich obojętne. Kto wróci, kiedy już kościoły zostaną otwarte i przy zachowaniu restrykcyjnych przepisów higienicznych i sanitarnych będzie można przyjść na mszę? Jestem przekonany, że każdy, dla kogo wiara choćby w najmniejszy sposób ma jakieś znaczenie, każdy poszukujący i każdy, kto przeżywa ten czas z głębszą refleksją i pytaniem o sens i cel życia.
E-duszpasterstwo to nie tylko transmisje nabożeństw i modlitw. Ilekroć dzwonię do parafian z prostym zapytaniem, jak żyją i jak się czują, słyszę radość w głosie i wdzięczność, że mimo wszystko tworzymy wspólnotę i jesteśmy dla siebie ważni. W internecie pojawia się każdego dnia wiele ciekawych konferencji duchowych, dla pogłębienia wiary, można posłuchać głębokich homilii. Ostatnio taką konferencję dał mi mój współbrat w zakonie i kapłaństwie. Jest jednym z tych, którzy zgłosili się na wolontariat do domu opieki społecznej. Wśród wolontariuszy jest wielu księży, sióstr zakonnych, braci i świeckich. I to nie tylko w Polsce. W domu tym większość osób jest zarażonych, kilku pomarło, mocno zredukowany chorobą stały personel. Po dwóch tygodniach służby mówi ten ksiądz, że to, że tam jest nie powinno być żadnym „halo”. Ma rację, gdyż każdy chrześcijanin powinien być do takich zadań gotowy. Mówi jednak, że jest bardzo szczęśliwy, że może tam być i służyć, a ten czas jest jednym z najważniejszych rekolekcji, które w życiu przeżywa. To jest prawdziwa ewangelizacja! Żywa ewangelia, prawdziwa! Nie słowa, nie plany i projekty, jak „uzdrowić” i nawrócić świat, chrześcijaństwo i Kościół katolicki, ale czyny, które pokazują i potwierdzają Ewangelię! E-duszpasterstwo spisuje się bardzo dobrze, ale jest ono częściowo tylko na teraz, na czas kryzysu. Oby pomogło z prawdziwą radością i zaangażowaniem wrócić i być jeszcze bliżej Boga i wspólnoty, którą jest Kościół.
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
Reklama