Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 05:36
Reklama KD Market

Joakim Noah nie lubi Michaela Jordana

„Jestem lepszy od Jordana. W pingponga nie dałbym mu szans. Nie lubię go” – mówi z jak zawsze rozbrajającą szczerością grający w Chicago Bulls Francuz Joakim Noah, chyba najszczęśliwszy koszykarz 62. Meczu Gwiazd NBA w Houston. Dlaczego nie lubi gracza wszech czasów? Dlaczego wiele zawdzięcza swojemu ojcu, tenisiście Yannickowi Noaowi? I wreszcie, dlaczego jest dumny z tego, że podawał wodę Dwightowi Howardowi?



-          Jaki wpływ miał na ciebie Michael Jordan?

Joakim Noah: Wychowałem się jako wielki kibic New York Knicks, czyli jego wpływ był na mnie… mocno negatywny. Nie znosiłem go. Może, jak przybyło mi trochę lat, zacząłem doceniać jego talent, ale jak sobie przypomnę te wszystkie okazje, kiedy siedząc przed telewizorem patrzyłem jak wygrywa z moimi Knicks, to ciągle nie mogę mu wybaczyć.

-          Czyli nigdy nie chodziłeś w “Air Jordanach”…

JN: Tego nie powiedziałem. Były zbyt cool, żeby ich nie nosić.

-          Twoje wspomnienia związane z Jordanem jest wyjątkowe?

JN: Jest znowu negatywne. Byłem w Madison Square Garden, kiedy wrócił do ligi, z numerem 45 na plecach. Zdobył przeciwko Knicks 55 punktów, na dodatek wszyscy myśleli, że będzie oddawał decydujący o wyniku meczu rzut, a on spokojnie podał do stojącego samotnie pod koszem Billa Wenningtona. Nie byłem tego dnia zbyt szczęśliwy. W Chicago, grając w Bulls, ciągle czuje się jego obecność. Pozytywną - bez niego nie mielibyśmy tylu fanów na całym świecie. Trzeba szanować tradycję, ciężką pracę potrzebną do odniesienia sukcesów. Mamy też dzięki Jordanowi bardzo wymagających fanów.

-          Czy atmosfera towarzysząca weekendowi Gwiazd jest taka, jak oczekiwałeś?

JN: To coś niesamowitego. Tylu wspaniałych koszykarzy, można się poznać bliżej, przeżywamy tę samą przygodę. Staram się wyciągnąć z tych dni tak wiele radości, jak to tylko możliwe. Miałem wielkie szczęście, że mój ojciec był zawodowym sportowcem. Przez całą moją koszykarską drogę do tego dnia, kiedy rozmawiamy podczas Meczu Gwiazd, miałem z kim porozmawiać, zapytać o radę. Wiedziałem też, jak ciężko musiał pracować na swój sukces, zawsze grał pełen emocji. Przecież nie miał ani dobrego backhandu, ani dobrego forhendu, taki dziwny styl gry w tenisa, a mimo to wygrywał. O mnie mówią to samo. Bez jego pomocy nie byłoby mnie tutaj w Houston. Przecież kiedyś nosiłem wodę tym, którzy siedzą teraz obok mnie.

-          Dosłownie?

JN: Dosłownie. Dwighta Howarda poznałem w Nowym Jorku, na koszykarskim obozie. Facet, który zabezpieczał imprezę był jednocześnie moim trenerem i załatwił mi tę fuchę. Podawałem wodę, ręczniki. Ja wiem, że Dwight to pamięta. Dzięki temu fakt, że tutaj jestem staje się jeszcze bardziej bajkowy.

Przemek Garczarczyk z Houston

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama