Gdy tylko obecna pandemia na dobre zagościła w większości krajów świata, jednym z pierwszych artykułów, który zniknął ze sklepów, był płyn do dezynfekcji rąk. Nadal go brakuje, a specjaliści twierdzą, że jest to zrozumiałe i nieuniknione. Jeszcze nigdy przedtem zapotrzebowanie na ten artykuł nie było tak duże jak teraz...
Piractwo cenowe
Gdyby absolutnie każdy mieszkaniec naszego globu miał wejść w posiadanie jednego małego pojemnika z odkażaczem, trzeba by było 385 milionów litrów tego specyfiku. Są to jednak obliczenia niezależne od jakiegokolwiek nagłego kryzysu, takiego jak globalna epidemia. Dziś Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że w najbliższej przyszłości potrzebne będą miesięcznie trzy miliardy litrów płynu do dezynfekcji, czyli ok. 35 miliardów w skali roku.
Jest to poważny problem, ponieważ przed wybuchem pandemii przemysł produkował tylko 3 miliardy litrów odkażającego płynu rocznie. Dziesięciokrotne zwiększenie tej produkcji jest praktycznie niemożliwe. Dziś wszelkie poszukiwania hand sanitizers w takich firmach jak Amazon prowadzi do wniosku, że środków takich akurat nie ma i nie wiadomo, kiedy będą. A te firmy, które nadal oferują coś takiego nabywcom, zwykle windują ceny ostro w górę.
Brytyjska firma Herts Tools jeszcze do niedawna zajmowała się przede wszystkim sprzedażą i wynajmem różnego rodzaju narzędzi, ale zmieniła profil pod naciskiem ze strony konsumentów. Dziś oferuje środki do dezynfekcji rąk, tyle że za pół litra płynu żąda 35 dolarów. Jest to cena 10-krotnie wyższa od tej, jaka obowiązywała na początku roku. Jednak przedstawiciel firmy Paul Stephenson twierdzi, że nie jest to żadne cenowe piractwo, lecz skutek tego, co się obecnie dzieje na rynku.
Problem polega na tym, iż zasadniczym składnikiem środków do dezynfekcji rąk jest etanol, czyli alkohol, którego cena dramatycznie ostatnio wzrosła, a którego podaż nie nadąża za popytem. Nie jest to oczywiście alkohol używany do produkcji napojów wyskokowych, lecz jego przemysłowa odmiana, stosowana m.in. przez przemysł farmakologiczny. W przypadku Hertz Tools oferowany przez firmę odkażacz produkowany jest przez Zidac Laboratories. To brytyjski koncern kosmetyczny, którego szef Jurica Weissbarth twierdzi, że jeszcze do niedawna mógł produkować 150 tysięcy butelek hand sanitizer dziennie, ale dziś jest to niemożliwe, ponieważ nie jest w stanie kupić odpowiedniej ilości etanolu.
Weissbarth twierdzi, że jego linie produkcyjne przestały działać przed kilkoma tygodniami, ponieważ cena etanolu wzrosła z 800 dolarów za tysiąc litrów do 12 tysięcy dolarów. Czasami etanolu nie da się w ogóle zamówić, niezależnie od ceny. A jest to składnik, którego zawartość w płynach odkażających musi wynosić co najmniej 60 proc., by zapewnić odpowiednią skuteczność działania.
Z pomocą śpieszą koncerny, które zwykle produkują napoje alkoholowe, między innymi Pernod Ricard (producent wódki Absolut) oraz Diageo (Johnnie Walker i wiele innych trunków). Do akcji włączają się również mniejsi producenci, między innymi w Londynie, Nowym Jorku oraz na Filipinach. Rząd Indii zaapelował do wszystkich producentów trunków, by przynajmniej część swojej produkcji zmienili na wytwarzanie płynów dezynfekujących.
Alternatywna produkcja
Niektórzy znacznie bardziej lokalni przedsiębiorcy uciekają się do działań doraźnych. W Paryżu apteki w wielu częściach miasta zaczęły produkować własne płyny odkażające, które sprzedawane są w pewnym sensie bezpośrednio na ulicy. Podobne inicjatywy zrodziły się w wielu innych krajach europejskich. Zwykli ludzie starają się też tworzyć własne płyny odkażające, stosując w tym celu domowe zapasy napojów alkoholowych.
W produkcji płynów do dezynfekcji rąk etanol nie jest jedynym możliwym zasadniczym składnikiem. Zastosowanie izopropanolu (znanego również jako IPA) też wchodzi w rachubę, ale na świecie istnieje bardzo niewielu producentów tego alkoholu: Chiny, Francja, Niemcy, Holandia, Wielka Brytania oraz USA. Francuzi już na początku marca postanowili, że cała produkcja IPA musi pozostać w ich kraju. Tymczasem Chad Fiese z Chippawa Valley Ethanol Company twierdzi, że produkcja etanolu w USA jest w stanie sprostać zapotrzebowaniu, ale problem polega na tym, iż różne firmy muszą się trzymać wcześniej zawartych zobowiązań, zgodnie z którymi dostawy nie muszą dotyczyć producentów płynów dezynfekujących.
Jeden z najbogatszych ludzi w Wielkiej Brytanii, Jim Ratcliffe, do którego należy koncern Ineos, obiecał ostatnio, że już w najbliższych dniach jego firma zacznie produkować na wielką skalę płyn do dezynfekcji rąk w UK, Niemczech i Francji. Akurat w jego przypadku jest to obietnica łatwa do spełnienia, gdyż kontroluje on znaczną część europejskiej produkcji etanolu oraz IPA. W USA sytuacja jest zupełnie inna. W zasadzie nikt nie wie, kto ma się zająć zwiększoną produkcją tego rodzaju specyfików, a inicjatywa z pewnością nie należy do rządu federalnego, który na razie wykazuje się zdumiewającą niewydolnością w obliczu narastającej katastrofy.
Niemal pewne jest to, że płyny do dezynfekcji rąk pozostaną w USA przez jakiś czas rarytasem. Jednak specjaliści twierdzą, że każdy może w domu wyprodukować w domu bardzo efektywny środek. Wystarczy szklanka izopropanolu, który nadal jest powszechnie dostępny w większości sklepów (zwykle pod nazwą rubbing alcohol), który należy zmieszać z jakąś substancją łagodzącą, np. galaretą aloesu oraz olejkiem natłuszczającym i sokiem z cytryny. Przepisów tego rodzaju nagle pojawiło się bardzo wiele w Internecie, co jest jeszcze jednym dowodem na to, że zainteresowanie tym produktem jest szczególnie duże.
Andrzej Malak
Reklama