Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 03:53
Reklama KD Market

W górę serca!

Budząc się w wielkanocną niedzielę, poczułem radość. Niczym promienie słońca, które wpadały przez szybę do mojego pokoju intensywniej niż zwykle. Nagle, jakbym odsunął zasłonę morowego pancerza pandemii i ucieszyłem się tym, że jestem człowiekiem wierzącym i dzięki wierze wiem, że zmartwychwstanie Chrystusa, który trzy dni wcześniej umęczony, umarł na krzyżu i został pochowany w grobie, jest faktem! Mam takie wrażenie, że z tą radością przyszedł także jakiś oddech wolności. Przecież na wiele spraw, które w życiu się dzieją i staną i tak nie mam wpływu. Mogę jedynie mieć wpływ na to, co zależy ode mnie, kształtując rzeczywistość i prowadząc ku lepszemu, o ile pokornie będę stał w pozycji ucznia, który nie tylko skupia się na tym, co udane, ale przede wszystkim wyciąga wnioski z porażek i tego, co się zawaliło. Zatem zanim skupiać się na lęku i strachu, postanowiłem wziąć się za to, co jest możliwe, czyli za codzienność, aby, pomimo ograniczeń spowodowanych kwarantanną, chcieć przeżywać ją jak najpełniej i najlepiej też realizować swoje zadania i prace. Wykorzystać czas, który jest dany do maksimum. A poczucie spełnienia nie daje czas zmarnowany, spędzony na zabawach i hulankach, czy inaczej jeszcze, „przeimprezowany”. Spełnienie daje czas zrealizowany tak, że widzę dobre jego owoce. Kiedy wiem, że moje życiowe powołanie księdza lub małżonka, rodzica, a nawet singla, realizuję maksymalnie. Myślę, że na tym przede wszystkim trzeba się skoncentrować, żeby nie ulec depresyjnemu oczekiwaniu na coś, czego się boję, że przyjdzie i schowany pod łóżkiem czekam, aż otworzą się drzwi i usłyszę: „Teraz twoja kolej”. To nie tak. Oczywiście kiedyś ten moment nadejdzie, ale nikt nie wie, kiedy i gdzie go zastanie. Jako chrześcijanie uczymy się ciągle, od zawsze, postawy oczekiwania i czujności, w której jednym z kluczowych słów jest „nawrócenie”, czyli taka zmiana, która ze złej drogi sprowadzi mnie na właściwą, a z próżnej bezczynności, naszpikowanej egoistyczną zabawą, skieruje mnie na drogę realizowania w pełni tego, co jako człowiek otrzymałem, by budować cywilizację miłości. Jest to równocześnie nawrócenie ku słusznym wartościom i ku Bogu, którego uznaję za Stwórcę i Ojca. Od jakiegoś czasu na moim biurku obok krzyża leży wierna kopia ludzkiej czaszki. Obraz ten, być może dla kogoś lekko przerażający, jest nawiązaniem do bardzo dawnej duchowej tradycji „Memento mori”, czyli „pamiętaj, że umrzesz”. Ta czaszka przypomina i obnaża równocześnie prawdę o tym, że jako człowiek jestem stworzeniem, a nie stworzycielem, sługą, a nie panem. Uczy mnie także realizmu. To tak, jak biblijne słowa, które słyszę w Popielec: „Pamiętaj, że z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. Tak, o tej prawdzie nie mogę zapominać nigdy. Zostawiając zatem strach o siebie muszę pytać się, co mogę i powinienem robić, żeby moją codzienność wykorzystać lepiej niż dotąd? Papież Franciszek mówił w Krakowie do młodych ludzi pamiętne słowa o potrzebie powstania z kanapy i zabraniu się do konkretnej roboty. Okazuje się, że „kanapowcem” niekoniecznie jest ktoś, kto nic nie robi. Można robić bardzo dużo, być zajętym od wczesnego rana do późnej nocy, a przy tym być bardzo biernym wobec swojego życia i życiowego powołania. A ono domaga się świadomej odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale także za ludzi, którzy są najbliżej mnie, tworzących mój świat. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych moich braci najmniejszych, Mnieście uczynili”, mówi Pan Jezus w Ewangelii o Sądzie Ostatecznym. Ci „najmniejsi bracia i siostry” są często najbliżej nas, w naszych domach. Słusznie wielu podkreśla, że czas pandemii jest swoistym testem miłości wzajemnej między domownikami, kiedy nagle spędzamy ze sobą na okrągło 24 godziny, 7 dni w tygodniu. Jest to czas, kiedy nagle możemy ze zdziwieniem odkryć, że wciąż tak naprawdę niewiele siebie samych i siebie nawzajem znamy. Zatem nie jest teraz czas na kanapę i nic nierobienie, wręcz przeciwnie, jest czas szczególnego działania. Dzieje się naprawdę dużo dobra, które trzeba widzieć. Młoda pielęgniarka posługująca zarażonym na COVID-19 chorym w szpitalu w Bergamo we Włoszech, mówi, że epidemia wyciągnęła na wierzch ogromne pokłady międzyludzkiej solidarności i wielkiego oddania.: „Każdego dnia dzieją się cuda solidarności. Chciałabym bardzo, aby kiedy pandemia już minie i będziemy liczyć po niej straty, w świecie zwyciężyła większa solidarność, wrażliwość i zrozumienie, które wyrażą się nie tylko w konkretnych gestach pomocy i wsparcia, ale i duchowym wzroście nas wszystkich.” To jest możliwe! Trzeba tylko odkryć w tym kryzysowym czasie szansę na wielką przemianę i zwyczajny, ludzki rozwój. Podobnie jak ubiegłoroczny pożar paryskiej katedry Notre Dame był dla katolików wielkim wstrząsem, to stał się okazją do duchowego przebudzenia. Wzrosło poczucie braterstwa, jak ocenia to jeden z duchownych francuskich. To są paradoksy czasu kryzysów i szczególnie trudnych doświadczeń. Byleby tylko czytać je w tym świetle i nie wyizolować się na dobre, w znaczeniu zamknięcia się na świat z najbliższym włącznie. Dlatego: „W górę serca!” i do dzieła! ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama