Nie mam co do tego wątpliwości! I nie tylko dlatego, że jestem wierzącym księdzem katolickim. Jestem przede wszystkim człowiekiem, który wierząc Chrystusowi i w Chrystusa, ma pewność, że On zmartwychwstając zwyciężył śmierć i otwarł bramy życia wiecznego. Piszę te słowa w przeddzień Wielkiego Czwartku. W modlitwie w czasie mszy wypowiadam słowa: „Zbliżają się dni Jego zbawczej Męki i chwalebnego Zmartwychwstania, dni, w których czcimy zwycięstwo Chrystusa nad złym duchem i wspominamy misterium naszego Odkupienia”. Czuję, jak narasta we mnie napięcie, gdyż chyba po raz pierwszy tak wyraźnie czuję wagę wypowiadanych słów o nadchodzących dniach męki.
Kiedy cierpienie, niepewność, a więc także strach przed tym, co może się stać, zaglądają w oczy i stają się rzeczywistością, zmienia się zupełnie punkt widzenia. To, co było wcześniej takie proste, by wyrazić opinię, pouczyć, doradzić, staje się czymś, wobec czego najlepszą i jedyną odpowiedzią jest milczenie. Jest też jakieś poczucie bezradności. Świadomość, że nie mam wpływu na to, co się dzieje, muszę pokornie zgodzić się i jeśli trzeba będzie, przyjąć je i podjąć bezpośrednią walkę. Jak bardzo rozumiem strach Pana Jezusa w Ogrodzie Getsemani, kiedy „Jego pot był jak gęste krople krwi” i prosił Ojca, by oddalił od Niego ten kielich goryczy. Zaraz jednak dodał: „Wszakże nie moja wola, ale Twoja niech się stanie”. Ta modlitwa zgody na wolę Ojca stała się dla Niego źródłem pokoju i siły, by wejść w mękę.
Tak jest i teraz, kiedy świat zamienia się w wielki szpital, zmęczeni lekarze i pracownicy medyczni siadają często zapłakani i bezradni, mówiąc, że czegoś takiego jeszcze nie przeżyli. Męka jest zawsze dramatem, wobec którego nie można filozofować, ale zamilknąć. Ten obraz, który stał się w tym roku żywym tłem ołtarzy wielkoczwartkowego i wielkosobotniego czuwania, a także doświadczeniem Golgoty, na której umarł Pan Jezus, w całkowitym opuszczeniu, a jedynie w bliskości najbliższej Mu Matki, umiłowanego ucznia i kilku kobiet oraz przygodnych świadków. To tło ma swoją wyjątkową, mistyczną głębię. Dzięki kontemplacji i przeżyciu męki Pana Jezusa, rodzi się w człowieku nadzieja. Ten dramat nie kończy się śmiercią. On idzie dalej, ku porankowi owego „trzeciego dnia”, czyli wielkanocnej niedzieli. W noc Wigilii Paschalnej, noc zmartwychwstania, zabrzmią wielkanocne dzwony kościołów i kaplic. Każdy wierzący niech zaśpiewa radosne „Alleluja!” i „Otrzyjcie już łzy płaczący!”. To nie tylko wyraz wiary w zmartwychwstanie. To jest świadectwo tego, że tak się stało, dzieje się i będzie się działo! Chrystus Zmartwychwstały żyje i my w Nim żyć będziemy. Ta noc jest źródłem nadziei. Każdego roku ją powtarzamy, jednak w tym pandemicznym czasie warto przeżyć ją w wyjątkowy sposób. Każdy chyba czeka na ten wybuch radości, gdy powiedzą, że oto nadszedł koniec pandemii, że jest lekarstwo, że jest życie. Jestem przekonany, że Wielkanoc tę nadzieję na teraz i później każdemu dać może.
Spotkać Żyjącego Chrystusa, dotknąć Go, ucieszyć się, odzyskać wolność człowieka, którego nie tylko zniewolił, ale zabija grzech. To nie jest jakieś tylko marzenie. To jest fakt, który może zaistnieć. Nawet jeśli te święta spędzimy w domach, wśród najbliższych domowników, a liturgię będziemy mogli przeżyć jedynie dzięki transmisjom telewizyjno-internetowym, nawet jeśli inność i nadzwyczajność tego roku spowoduje, że nie będzie można przystąpić do sakramentów świętych, a jedynie wzbudzić w sobie żal doskonały i nadzieję, że przyjdzie moment na to, by do sakramentów przystąpić. To jest coś, co może urodzić się już teraz. Tym czymś jest nowe życie, nowy ja, który mogę przyczynić się do narodzin nowego świata. Tak może stać się już teraz, nie tylko dlatego, że przejęty strachem tak sobie postanowię, ale dlatego, że widząc marność i powierzchowność dotychczasowego życia, będę chciał czynić je bardziej życiodajnym. Tak, by życie rodziło życie. Tym jest Wielkanoc. Świętami życia, nowego życia, które symbolizują tradycyjne jajka na stołach naszych domów, ale także rodząca się do życia przyroda. Świeżość tego życia daje radość i nową energię, którą chce się człowiek dzielić z innymi.
Każdego roku czekam na te święta, które rozpoczynam w wielkoczwartkowy wieczór. Także w tym roku, pandemicznym roku, cieszę się Wielkanocą. Nie może być inaczej. Chrystus prawdziwie zmartwychwstał! I zmartwychwstaje! To jest dar nowego życia, a wystraszonym, zamkniętym w Wieczerniku uczniom, podobnie jak wielu z nas w tym roku, zamkniętych w mieszkaniach kwarantanny, przychodząc mimo drzwi zamkniętych, powie Pan Jezus kilkakrotnie: „Pokój wam!”. Ja także życzę nam wszystkim pokoju i naprawdę radosnego, pełnego nadziei: „Alleluja!”.
ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.