Od początku obecnej pandemii koronawirusa zakładano w miarę powszechnie, iż pierwsze osoby zostały pod koniec ubiegłego roku zarażone na targu w chińskim mieście Wuhan. W miejscu tym handlowano żywymi zwierzętami, w tym nietoperzami, które są prawdopodobnie nosicielami zarazków. Niezależnie od tego pojawiało się niemało teorii spiskowych dotyczących źródła pandemii. Dziś jedna z tych intrygujących możliwości rozważana jest już bardziej serio...
„Wyciek” w Wuhan
W Wielkiej Brytanii premier Boris Johnson, który sam został zarażony wirusem, powołał nadzwyczajną komisję do walki z zarazą. Jeden z członków tej komisji, która zwie się Cobra, złożył ostatnio dość zaskakujące oświadczenie. Twierdzi on, iż wprawdzie zwierzęce pochodzenie wirusa nie podlega dyskusji, ale możliwe jest to, że pierwsze zarażenia miały miejsce w laboratorium znajdującym się w odległości 10 mil od nieszczęsnego targu.
Placówka ta, Instytut Wirologii, jest jednym z najbardziej zaawansowanych ośrodków badawczych w Chinach. W roku 2018 chiński partyjny dziennik Gazeta Ludowa stwierdził w jednym z artykułów, że naukowcy pracujący w Instytucie Wirologii są w stanie bezpiecznie badać nawet najbardziej niebezpieczne patogeny, np. wirus Ebola. To właśnie w tej placówce ustalono, że genom koronawirusa jest w 96 procentach zgodny z tym, którego nośnikiem są nietoperze.
Teoretycznie instytut w Wuhan jest odpowiednio zabezpieczony i zachowuje wszelkie międzynarodowe normy związane z badaniem niebezpiecznych zarazków. Jednak z różnych półoficjalnych doniesień wynika, iż często dochodzi tam do naruszeń obowiązujących przepisów. Pod koniec 2019 roku miało dojść do wydarzenia, w wyniku którego kilku pracowników zostało zbryzganych skażoną krwią, a ludzie ci stali się w ten sposób pierwszymi nosicielami koronawirusa.
W Wuhan mieści się jeszcze inne laboratorium badawcze, znajdujące się znacznie bliżej targu z żywymi zwierzętami. Jest to Centrum Kontroli Chorób, gdzie również prowadzone są badania na różnych zwierzętach, w tym nietoperzach. Możliwe jest zatem, że do „wycieku” wirusa mogło dojść właśnie tam.
Amerykański ekspert do spraw bezpieczeństwa biologicznego profesor Richard Ebright, który pracuje w instytucie mikrobiologii Rutgers University, jest zdania, że na razie nie ma żadnych konkretnych dowodów na to, iż pierwotnym źródłem zakażenia koronawirusem było laboratorium w Wuhan. Z drugiej strony twierdzi jednak, że jest to całkiem możliwe. Jego zdaniem oba instytuty w Wuhan stosują tzw. zabezpieczenia drugiego stopnia, a nie zalecanego czwartego, w związku z czym personel jest nieustannie narażany na rozmaite choroby. W tych warunkach możliwe są różne przypadkowe i fatalne w skutkach wydarzenia.
Pacjent zero
Dość intrygujący jest fakt, że pod koniec grudnia ubiegłego roku Uniwersytet Techniczny Południowych Chin opublikował pracę naukową, której główną tezą było to, że Covid-19 „prawdopodobnie” miał swoje źródło w Centrum Kontroli Chorób w Wuhan, ale bardzo szybko po publikacji tego materiału został on usunięty. Jeszcze bardziej zastanawiające jest to, iż w styczniu bieżącego roku, tuż po zamknięciu targu w Wuhan, agencja Beijing News zidentyfikowała niejakiego Huanga Yanlinga, pracownika Instytutu Wirologii, jako „pacjenta zero”, czyli pierwotnego ludzkiego nosiciela wirusa. Nieco później rządowe źródła pośpieszyły z wyjaśnieniem, że Huang przestał być pracownikiem placówki w 2015 roku i do dziś cieszy się doskonałym zdrowiem. Mimo to rząd chiński zarządził wtedy zaostrzenie stosowanych w tych laboratoriach środków bezpieczeństwa.
Gdyby okazało się, że koronawirus w jakiś sposób wydostał się z chińskich placówek badawczych, nie byłby to pierwszy przypadek tego rodzaju. W roku 2004 wirus SARS został przypadkowo „wypuszczony na wolność” z innego laboratorium w Chinach. Spowodowało to mini-epidemię, w wyniku której zmarła jedna osoba. Stało się to jednak już po zlikwidowaniu znacznie szerszej epidemii SARS, która miała miejsce w latach 2002-04. Dopiero w roku 2017 naukowcom udało się ustalić, że nosicielami zarazków SARS były nietoperze zamieszkujące niektóre obszary chińskiej prowincji Junnan. Począwszy od roku 2004 nie zanotowano ani jednego przypadku zakażenia się tą chorobą.
Brytyjski rząd, mimo danych posiadanych przez grupę Cobra, nadal twierdzi, że prawdopodobieństwo tego, iż obecna pandemia miała swoje źródło w laboratoriach naukowych w Wuhan, jest nikłe. Władze chińskie są podobnego zdania, czego można się było spodziewać. Rzecznik ambasady Chin w Londynie stwierdził: – Na razie nie ma żadnych naukowych lub medycznych wniosków dotyczących źródła Covid-19, a dociekania na ten temat nadal trwają.
Ponadto w liście do dziennika The Daily Mail rzecznik ambasady pisze: „Doniesienia o wirusie z chińskiego laboratorium zupełnie pomijają fakt, że Chiny włożyły ogromny wysiłek w szybką identyfikację patogenu i podzieliły się odpowiednimi informacjami, w tym danymi genetycznymi, ze Światową Organizacją Zdrowia oraz z ponad 120 krajami. Ponadto Chiny podjęły działania na rzecz efektywnego ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa”.
W oświadczeniach tych znamienne jest jednak to, że nie ma tam kategorycznego zaprzeczenia doniesieniom o laboratoryjnym źródle koronawirusa. Chińczycy chwalą się swoimi dokonaniami w walce z chorobą, na co z pewnością zasługują, a wszelkie spekulacje na temat jej pierwotnego źródła określają jako przedwczesne. Tymczasem – paradoksalnie – ewentualne potwierdzenie laboratoryjnego pochodzenia wirusa byłoby dla Chin o tyle korzystne, iż skutecznie ukróciłoby różne zachodnie spekulacje o nawykach kulinarnych Chińczyków, ich gotowości do jedzenia potencjalnie niebezpiecznych dań, beztrosce w kontaktach z dzikimi zwierzętami, itd.
Być może tzw. „pacjenta zero” obecnej pandemii nigdy nie poznamy, co dla naukowców nie jest dobrą wiadomością. Zwykle pierwsza zarażona osoba stanowi klucz do wyjaśnienia tego, w jaki sposób doszło do wybuchu zarazy.
Andrzej Heyduk
Reklama