Nadszedł wielki czas dla mediów społecznościowych. To one w dobie social distancing mniej lub bardziej skutecznie zastępują nam tradycyjne relacje. Tylko, że od nich także można zwariować.
Już przed pandemią psychologowie ostrzegali, że uzależnienie od mediów społecznościowych może być źródłem wielu stanów lękowych, depresji, zaburzeń snu, a nawet samobójstw. Tymczasem w dobie pandemii odcięci od tradycyjnych relacji rzuciliśmy się do tego basenu głową w dół, nie sprawdzając nawet, czy znajduje się w nim woda. Wszystkie platformy społecznościowe odnotowały skokowy wzrost aktywności. Trudno się zresztą dziwić – bo lęk i emocjonalną pustkę każdy chce czymś szybko wypełnić. Zresztą obiektywnie media społecznościowe i świat obiektywnie mają do odegrania ogromną rolę. Stały się częścią naszej codzienności. Social distancing, kwarantanna, czy autokwarantanna wyglądałaby 20-30 lat temu zupełnie inaczej.
Z jednej strony social media i nowoczesne kanały informacji są dla wielu błogosławieństwem, z drugiej… No cóż, ludzkie lęki i frustracje muszą znaleźć swoje ujście. Wymuszonemu osamotnieniu, klaustrofobicznemu poczuciu zamknięcia towarzyszy nam dziś lęk egzystencjalny. Boimy się nie tylko o siebie, ale i o najbliższych, często będących w grupie podwyższonego ryzyka i rozsianych po różnych stanach, krajach i kontynentach. To nowe doświadczenie przeżywane po raz pierwszy przez nasze pokolenie. Te emocje muszą gdzieś znaleźć swoje ujście. Idealnym ściekiem ludzkich frustracji stały się w tych dniach właśnie media społecznościowe. Spełniając swoją pozytywną rolę (kontakt z najbliższymi) zaczynają jednocześnie wciągać nas w emocjonalną otchłań. Im dłużej w nich siedzimy, tym bardziej drażnią, powoduja poczucie dezorientacji, dyskomfortu, czy wręcz zażenowania i winy. Wyziera z nich obraz świata nieprzygotowanego na obecną katastrofę, pełnego spisków, kompromitujących wpadek ludzi odpowiedzialnych za nasze bezpieczeństwo. A przede wszystkim niepewność i strach przed przyszłością, która – wszyscy to czujemy – będzie zupełnie inna niż to, czego doświadczaliśmy do tej pory.
Pogrzebałem w internecie (tylko to nam przecież w zamknięciu zostało), co o tym mówią psychologowie u stwierdziłem, że nie jest dobrze. Media społecznościowe nie mogą być panaceum na nasze poczucie niepewności, bo one tę niepewność pogłębiają! Można się w tym topić bez końca. Można bezrefleksyjnie przewijać wpisy na ekranie, szukając jedynie czegoś, na co by można było ostro reagować. Problem w tym, że zapętlanie się w bąblach informacyjnych mających nas utwierdzić w słuszności naszych przekonań i racji, w sytuacji stale rosnącego zmęczenia i frustracji wywołanych przedłużającą się izolacją nie prowadzi do niczego. A jednocześnie wyzwala w nas agresję, prowadzi do zrywania wartościowych znajomości, tylko dlatego, że ktoś ma w jakiejś sprawie inne zdanie. Gdy kwarantanna się skończy może się to przełożyć na nasze relacje w realu. Czy naprawdę tego chcemy?
Kiedy zacząłem budzić się w nocy, aby zobaczyć kto i na co mi odpisał, zrozumiałem, że coś jest ze mną “nie halo”. To dopiero drugi tydzień autokwarantanny (a ile ich jeszcze będzie?) a już zacząłem zmierzać w stronę obłędu. Potrzebny był reset. Co prawda to tylko moje indywidualne doświadczenie, ale czuję, że nie jestem sam: nie da się godzinami rolować wpisów na ekranie i zareagować na wszystkie bulwersujące wpisy na Facebooku, Twitterze, Instagramie, TikTok i diabli wiedzą gdzie jeszcze. Zarządziłem reset. Przestałem kłócić się, odpisywać, walczyć. Na FB zająłem się wspominkami z wypraw po górach i planowaniem przyszłych wycieczek – na czas, gdy kwarantanna się skończy. W grupach fanów pieszych wędrówek, do których zapisałem na Facebooku jest w sumie kilkanaście tysięcy osób – zawsze jest o czym pogadać. To także jedna ze wskazówek psychologów – szukajmy w social media przestrzeni, w którą możemy wnieść pozytywny wkład. Zwłaszcza jeśli będzie on okraszony humorem i pewnym dystansem do naszej codzienności.
Dla zdrowia psychicznego przełączyłem telewizor na kanały inne niż informacyjne. Wystarczą dwa serwisy – rano i wieczorem. Tyle potrzeba aby zarejestrować zmiany w postępie pandemii, zmiany w nowych zarządzeniach lokalnych władz i najważniejsze wydarzenia na świecie. Telewizor służy teraz przede wszystkim do maratonów filmowych – w końcu to jedyny moment aby nadrobić kulturalne zaległości, nawet jeśli jest to tylko kultura masowa. A na nośnikach elektronicznych można też poczytać coś innego niż wpisy w social media. Można nawet znaleźć w nich książki, jeśli ktoś ma awersję do papieru.
Jeśli ochronę przed koronawirusem ma dać nam higiena fizyczna, to nie mniej ważna do zdrowego przeżycia czasu odosobnienia jest higiena psychiczna. A do tego potrzebna jest także cyfrowa detoksyfikacja. I tylko my sami możemy ją przeprowadzić. Bo wymuszona izolacja nie skończy się z dnia na dzień. I warto przez nią przejść o zdrowych zmysłach.
Reklama