– To i tak zdarzyło się za późno! Najważniejsze, że są takie zalecenia, ale mogłyby być nawet ostrzejsze. Najlepszą metodą na walkę z pandemią jest to, co w danym momencie wygląda na reakcję przesadną. To, co się teraz dzieje, jest sytuacją bezprecedensową. Porozmawiajmy trochę o liczbach. Jaki procent społeczeństwa według pani zachoruje na koronawirusa?
Szacunki mówią o 60-80 proc.– Dokładnie tak. Z tych ludzi około 70-80 proc. przejdzie chorobę w miarę łagodnie. 20 proc. będzie wymagało opieki szpitalnej w jakimś stopniu. Wie pani, ile to jest ludzi? 35 mln! To tak, jakby mieszkańcy całej Polski musieli jednocześnie pójść do szpitala. Porównuję, bo chcę uzmysłowić ludziom skalę tej choroby. Idziemy dalej: 5 proc. pacjentów w szpitalach będzie wymagało bardziej intensywnej terapii z tlenem, prawdopodobnie bez respiratora. 1 proc., czyli ok. 2 mln hospitalizowanych będzie wymagało respiratora. W Stanach mamy obecnie ok. 100 tys. respiratorów i trzeba powiedzieć wprost – żaden kraj nie jest na tę epidemię gotowy i tego nie udźwignie. Dodatkowo, ludzie nie stosują się do zaleceń władz, tłoczą się w tych sklepach, ba, same władze popełniają karygodne błędy, przypomnę tylko słynne kolejki do odprawy na O’Hare.
I jeszcze krąży wiele szkodliwych mitów na temat tej choroby. Możemy obalić wybrane? Zna pan 10-sekundowy test oddechowy, który ma sprawdzić sprawność oddechową?– Znam, ale to jest kompletny fałsz. Ten mit, jak każdy inny, ewoluował. Oryginalnie wyglądało to tak: ponieważ ten wirus jako ciężkie powikłanie powodował zwłóknienie płuc, ktoś wymyślił, że jeśli wytrzyma się 10 sekund bez oddychania, to znaczy, że płuca nie są zwłókniałe. Teraz test brzmi tak: jeśli wstrzymasz oddech na 10 sekund i wytrzymasz bez kaszlu, to znaczy, że nie masz koronawirusa. 10 sekund to nie jest wyzwanie, a test jest bzdurą. Gdyby ten test działał, to po co robilibyśmy drogie badania potwierdzające chorobę?
A czy krążąca w sieci pogłoska, że powinniśmy pić dużo płynów, żeby – uwaga – wypłukać z gardła wirus do żołądka, gdzie on zostanie strawiony przez soki żołądkowe, jest prawdziwa?– Jeśli ktoś chce pić dużo płynów – bardzo proszę, niech to będzie zalecana porcja dzienna wody. Ale to, co pani przytoczyła, jest straszliwą bzdurą. Prawdą jest natomiast, że łatwiej znieść chorobę, która objawia się suchym gardłem, kiedy pije się dużo płynów, wody. Po prostu to chore gardło boli wtedy mniej.
Maski – wiele mitów i sprostowań, sprzecznych informacji na temat ich używania. A pana zdanie?– Maski muszą mieć lekarze, pielęgniarki, wszyscy, którzy na pierwszej linii w szpitalach spotykają się z chorymi. Nie ma tutaj żadnych wątpliwości. Całej reszcie mówi się, że maskę trzeba zakładać, gdy jest się chorym. Ja natomiast uważam, że ponieważ wirus może być przenoszony przez osoby, które są bezobjawowe, a samo spektrum objawowe jest szerokie i pełny obraz choroby nieznany, maski powinniśmy nosić wszyscy. W Korei, gdzie przeprowadzano 10 tys. testów dziennie, okazywało się, że ludzie bezobjawowi mieli w sobie wirusa i go rozsiewali. Więc założenie maski dopiero wtedy, kiedy jest się chorym, jest bezsensowne i spóźnione.
Nie mówię, że mamy nosić maskę w domu, ale gdy wychodzimy, spotykamy ludzi, wszelkie sposoby zasłonięcia swojej twarzy są wskazane. I nie tylko dlatego, że to my możemy zarażać. Również po to, żeby uchronić przed wirusem siebie. Wychodzisz – załóż maskę. Nawet jeśli nie pomoże, na pewno nie zaszkodzi. Wie pani, są nawet takie badania, które mówią, że znaczenie ma ilość wirusa, którą dostaniemy w momencie zarażenia przez jamę ustną, nos czy oczy, od tej ilości może zależeć przebieg choroby. Powiem więc otwarcie, gdybym zobaczył człowieka w goglach narciarskich, z twarzą zawiniętą w szalik, prawdopodobnie zacząłbym mu bić brawo. Byłbym pewien, że ta osoba wie, z czym się mierzy i dlatego ochrania wszystkie śluzówki.
„Jeśli masz katar, to po prostu jesteś przeziębiony…”. Prawda czy fałsz?– Uważa się, że faktycznie – kiedy porównać ten wirus z innymi – ten nie daje kataru. Jeśli masz katar, pokasłujesz, prawdopodobnie nie masz koronawirusa. Ale – uwaga – w tej chwili wszyscy, którzy mają kaszel, powinni traktować siebie jako potencjalnie chorych na koronawirusa. Jeżeli wychodzimy gdzieś, bo musimy, to trzymamy się od ludzi z daleka. Pamiętajmy o tzw. „dystansowaniu społecznym”, które jest w tej chwili najważniejsze. A najlepszą formą dystansowania społecznego jest zamknięcie się w domach. Tak, katar być może znaczy, że nie masz koronawirusa, ale powinieneś zostać w domu, nie roznosić wirusa, nawet jeśli to jakiś inny, niegroźny wirus.
„Wirus zniknie latem…”– Trudno powiedzieć na pewno, co zdarzy się latem, cały czas poruszamy się w sferze spekulacji. Ale coraz więcej danych wskazuje, że nie, wirus nie zniknie. Pandemia pojawiła się w Afryce, w Tajlandii i Bahrainie, gdzie teraz są wysokie temperatury. Myślę, że latem pandemia zwolni, ale nie wygaśnie. I nie ze względu na temperaturę, a ze względu na działania władz i ludzi, podyktowane ostrożnością.
A ta teoria spiskowa o tym, że koronawirus był specjalnie „wyprodukowany”, a następnie „wypuszczony” z laboratorium? W różnych wersjach za produkcją i wypuszczeniem z laboratorium stoją rożne mocarstwa…– Tak, słyszałem. Mit pojawił się na samym początku, mówił o Chinach. To prawda, że główne laboratorium, które zajmuje się koronawirusami, w tym SARS-em, znajduje się w miejscowości, gdzie wybuchła panika, blisko tego słynnego rynku. Ja uważam natomiast, że gdyby był to wirus „zrobiony” z poprzednich, wiedzielibyśmy to, bo badamy RNA wirusa. Uważam też, że ten mit jest pozbawiony sensu – po co Ameryka albo Rosja miałyby to robić? Żeby wybić swoich obywateli, spowodować spadki na giełdach, zagrozić gospodarkom? I jakie to ma teraz znaczenie? Nawet gdyby faktycznie komuś się ten wirus wymknął z laboratorium, w tej chwili to nic nie zmienia. Trzeba robić wszystko, żeby jak najmniej ludzi zachorowało i zmarło.
Do pańskich drzwi puka sprzedawca suplementów na odporność, witamin i multiwitamin, i tabletek, które mogą uchronić nas przed koronawirusem. Mówi mu pan…– Gdyby powiedział, że sprzedaje coś na koronawirusa, zamknąłbym drzwi, nie bacząc na to, czy przypadkiem nie dosięgną jego nosa.
Powiedzmy to jasno: nie ma w tej chwili, kiedy rozmawiamy, lekarstwa na koronawirusa i nie ma również szczepionki.– Nie ma. Są nadzieje, większe niż jeszcze wczoraj, ale nie mamy jeszcze ani szczepionki, ani leków, które miałyby udowodnione działanie na tego konkretnego wirusa. Również jeśli chodzi o leki zwiększające odporność, trzeba powiedzieć, że nie ma żadnej cudownej mikstury, która w godzinę, dzień, tydzień podniosłaby odporność organizmu. Przez 40 lat mojej pracy spotykam się z pacjentami, którzy takiego cudownego leku chcą. Pytają o aloes, szczepionki doustne na odporność, kiedyś kupowali preparaty Tołpy, i tak dalej. Tego było dużo. Ale – będę powtarzał do znudzenia – na ten kryzys nie ma lepszego lekarstwa niż siedzenie w domu. Mimo że rozumiem konieczność szukania rozwiązań, sposobów na uniknięcie choroby, to najbardziej życzyłbym sobie, aby ludzie posłuchali lekarzy, epidemiologów i zostali w domu.
A stare, babcine sposoby? Czosnek, cebula?– Ani jedno, ani drugie. Odniosła się do tego nawet Światowa Organizacja Zdrowia. Nie działa. I nie bierzcie wielkich ilości witamin D i C, multiwitamin, B12, nie ma takich witamin, które w tej chwili będą działać.
No i nie da się z dnia na dzień zbudować odporności, prawda?– Nie da się. To wszystko nie działa. Nie ma leków, które zwiększą odporność, nie ma leków, które leczą tego wirusa. Proszę nie dać się nabrać na propozycje szarlatanów, którzy proponują wstrzykiwanie wody utlenionej i innych preparatów – szczególnie przed tym przestrzegam, to są działania przeciwko zdrowiu i życiu ludzkiemu. Ludzie muszą zacząć wierzyć nauce, medycynie i specjalistom.
Mamy jeszcze polityków w tej układance. Jak skomentuje pan angielski model postępowania?– Nie zgadzam się z nim całkowicie. Uważam, że – dla przykładu – postanowienia rządu polskiego są słuszne w obliczu epidemii. Ale proszę zobaczyć, dynamika zachorowań w Polsce, mimo wszystkich tych działań, jest bardzo duża. Wszystko zostało zrobione za późno. Podobnie w Stanach. A Wielka Brytania swoim postępowaniem wypracuje jeszcze straszniejszą śmiertelną statystykę albo – i osobiście myślę, że tak właśnie będzie – zmieni metodę postępowania. Po prostu będzie musiała to zrobić.
Co możemy zrobić w tej chwili, żeby się uchronić przed wirusem?– Nie mamy żadnego lekarstwa, nie mamy szczepionki – szczepionkę podano pierwszemu pacjentowi testowemu. To oznacza, że szczepionka będzie na rynku za mniej więcej rok. Mamy pewne lekarstwa, które zaczynają być obiecujące, ale jest jeszcze za wcześnie o tym mówić. A wirus jest i mamy pandemię. Musimy więc zrobić wszystko, żeby zwolnić tempo zarażania. Powtarzam liczby: 20 proc. będzie potrzebowało leczenia, 5 proc. będzie potrzebowało intensywnej opieki medycznej, 1 proc. będzie potrzebował respiratorów. Nie możemy robić tak, jak dotąd, że urzędnicy zalecają nam pozostawanie w domu i bezpieczny dystans, a my chodzimy do pubów i po ulicach, bo pogoda, bo Dzień św. Patryka, bo znajomi, bo impreza, i śmiejemy się z tego wirusa. W takim układzie nic z tego nie będzie, słupki zachorowań będą rosły, a liczba chorych przerośnie możliwości szpitalne, ludzie będą umierać z braku łóżek.
To z kolei scenariusz włoski, bardzo nieszczęśliwy.– Tak, mamy już przykład Włoch, niech nas to czegoś nauczy, wyciągnijmy wnioski. Tam lekarze podejmują straszne decyzje. Jedyną możliwością, żeby spowolnić rozprzestrzenianie choroby, to „dystansowanie społeczne”. Dlatego nie należy wychodzić z domu. Wzywam do tego, żebyśmy byli rozsądni. Pani też nie powinna chodzić do pracy. Może pani wykonywać swoją pracę w domu. Nawet jeśli ktoś z pani rodziny zaraził się już koronawirusem i zachorujecie wszyscy, to wystarczy 2-3 tygodnie w izolacji, przechorujecie to i będziecie odporni.
Tak? Czyli można nabyć odporność na tę chorobę?– Tak, odporność na tę chorobę się nabywa, nie wiemy tylko na jak długo. A za jakiś czas będziemy mieć szczepionkę.
Co radzi pan ludziom indywidualnie, ale również – co poradziłby pan pracodawcom, osobom odpowiedzialnym za innych?– Podkreślam, że pracodawcy powinni pozwolić swoim pracownikom na pracę zdalną z domu we wszystkich przypadkach, w których jest to możliwe. Moja recepta na ten czas jest taka: siedzimy w domu, nie dotykamy twarzy, jeśli trzeba, myjemy ręce nawet 10-20 razy dziennie, kaszlemy w rękaw lub chusteczkę. Jeśli jesteśmy zmuszeni wyjść, to z maską na twarzy, kiedy wracamy, myjemy ręce, dezynfekujemy otoczenie, pierzemy ubrania. Zachowujmy się higienicznie. Bądźmy odpowiedzialni.
Zobaczymy, czy to coś da.– Świat po tej pandemii będzie światem kompletnie innym. Mam nadzieję, że lepszym.
Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Katarzyna Korza [email protected]