Na początku XX wieku amerykański lekarz z Massachusetts przeprowadził serię nietypowych eksperymentów. Umierających pacjentów umieszczał na wadze, by sprawdzić, ile ważą przed i w momencie śmierci. W ten sposób chciał zmierzyć, ile waży uchodząca z ciała dusza. Ustalił, że jej waga wynosi 21 gramów...
Dusza istnieje
W latach 1901 i 1902 miasto Haverhill w amerykańskim stanie Massachusetts zamieniło się na chwilę w miejsce wyjątkowe. Usiłowano tu znaleźć odpowiedź na najbardziej nurtujące ludzkość pytanie: czy istnieje dusza? W tym celu doktor Duncan MacDougall przeprowadził pomiary wagi sześciu pacjentów w stanie agonalnym. Zaobserwował, że w momencie śmierci umierający nieznacznie, ale gwałtownie spadali na wadze. To doprowadziło go do stwierdzenia, że dusza istnieje.
Co w ogóle skłoniło MacDougalla do jej szukania? Po pierwsze, należał do Amerykańskiego Stowarzyszenia Badań nad Zjawiskami Nadprzyrodzonymi i szukanie rozwiązań niezbadanych zagadek najwyraźniej leżało w jego naturze. Po drugie, wyznawał tę samą szkołę myślenia o duszy co wybitny niemiecki badacz z XIX wieku, niejaki Rudolf Wagner. Z jednej strony był to poważny naukowiec, który zapisał się w historii medycyny jako współodkrywca oocytów, czyli komórek dających początek komórkom jajowym. Z drugiej – wyśmiewany przez środowisko współczesnych mu myślicieli propagator idei o substancji duszy. Jego zdaniem była ona spojona z ciałem pewnego rodzaju fizycznym złączem, które ktoś kiedyś w końcu zidentyfikuje, zmierzy lub zważy. I właśnie tego ostatniego zadania podjął się MacDougall.
Przygotowania do eksperymentu nie były łatwe. Należało starannie wyselekcjonować pacjentów, którzy w trakcie agonii nie wykonywaliby gwałtownych ruchów, mogących zakłócić precyzję pomiarów wagi. Idealną chorobą była gruźlica. Oprócz tego jeden z sześciu pacjentów, których rodziny wydały zgodę na udział w eksperymencie, cierpiał na cukrzycę.
Dusza waży tyle, ile kromka chleba
10 kwietnia 1901 roku na wadze przemysłowej ustawiono łóżko z pierwszym umierającym. Doktorowi MacDougallowi towarzyszył drugi lekarz. Co godzinę waga chorego spadała średnio o 28 gramów, co dało się tłumaczyć utratą wody na skutek intensywnego pocenia się. Wreszcie po trzech i pół godzinach obserwacji, kilka minut po 9.00 wieczorem pacjent zmarł. Wtedy dwaj lekarze zauważyli gwałtowny spadek masy ciała.
Ten doniosły moment w swojej karierze MacDougall opisał sześć lat później w naukowym czasopiśmie American Medicine: „Gdy funkcje życiowe ustały, szala wagi nagle opadła. Było to zdumiewające i wyglądało tak, jakby coś nagle uniosło się z ciała”. Ubytek wagi w momencie śmierci wyniósł ¾ uncji, czyli około 21 gramów. Mniej więcej tyle, ile waży kromka chleba.
MacDougall chciał mieć pewność, że wynik rzeczywiście określa wagę duszy, dlatego skrupulatnie sprawdzał inne możliwe wytłumaczenia gwałtownego spadku masy ciała. Po pierwsze, wykluczył fakt, jakoby wynik mógł wskazywać na automatyczne opróżnienie pęcherza czy jelit. Nawet jeśli do niego doszło, wydalona zawartość pozostała na łóżku, które cały czas było na wadze. Oprócz tego 21 gramów mogło ważyć powietrze, które wraz z ostatnim tchnieniem wypuścił z płuc nieboszczyk. By wyeliminować tę hipotezę, lekarz przeprowadził serię testów kładąc się na wadze i robiąc bardzo głębokie wdechy i wydechy. Wraz z partnerem ustalili, że nie miało to żadnego wpływu na wagę. Podekscytowani doszli do wniosku, że właśnie znaleźli namacalny dowód na istnienie duszy.
Szansa na kontynuowanie badań nadarzyła się w listopadzie tego samego roku, kiedy ponownie trafił im się pacjent, który spełniał warunki spokojnej agonii. Tym razem uchodząca z ciała dusza ważyła pół uncji, czyli około 14 gramów. Między styczniem i majem 1902 roku powtórzono badania z udziałem jeszcze czterech umierających. W dwóch przypadkach nagły ubytek masy w momencie śmierci wyniósł 10 i 14 gramów. Przy piątym chorym eksperyment wstrzymano, a przy szóstym nie zaobserwowano żadnego nagłego spadku masy ciała.
Bezduszne psy
Duncan MacDougall podobne badania przeprowadził na 15 psach. Wówczas ani razu nie odnotował gwałtownego spadku wagi, co skłoniło go do postawienia tezy, że zwierzęta nie posiadają duszy. Lekarz twierdził, że miał problem z pozyskaniem chorych osobników, więc na potrzeby eksperymentu otruł zdrowe psy. Opinia publiczna przyjęła to bardzo źle.
Natomiast tezę o tym, że jedynie człowiek posiada nieśmiertelną duszę, obalił naukowiec Augustus Clarke. Na łamach tego samego czasopisma, w którym w 1907 roku MacDougall opisał swój eksperyment, Clarke zamieścił ostrą krytykę całego przedsięwzięcia. Dowodził, że ów słynny nagły spadek wagi, który miał świadczyć o istnieniu duszy, powstał w wyniku gwałtownego oraz intensywnego pocenia się. Miało być ono konsekwencją podwyższenia temperatury ciała w momencie śmierci, po tym jak po ustaniu krążenia krew nie przepływała już przez płuca, które by ją chłodziły. U psów nie mogło być mowy o utracie wagi przez nagłe pocenie się, ponieważ nie posiadają one gruczołów potowych na całym ciele, a jedynie na łapach.
Za mierzenie wahań wagi u zwierząt w momencie śmierci zabierało się jeszcze kilku innych naukowców. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy MacDougall uśmiercał psy, profesor H. Twining z Los Angeles – w imię wyższych celów oraz nauki – zabijał myszy. W zależności od warunków eksperymentu, raz myszy traciły, a raz nie traciły wagi w momencie śmierci. Ciekawe obserwacje wyniósł ze swojego eksperymentu Lewis Hollander, który zmierzył wagę 12 zwierząt w momencie śmierci (1 barana, 7 owiec, 3 jagniąt i 1 kozy). Wszystkie dorosłe owce i baran nie traciły, lecz wręcz nabierały na wadze tuż po śmierci. W jednym przypadku było to aż 780 gramów. Co jeszcze bardziej ciekawe, po kilku sekundach tę nadwyżkę wagi traciły. Tak czy siak w obliczu tych wszystkich późniejszych eksperymentów na zwierzętach konkluzje z badań MacDougalla na psach straciły wartość naukową.
Eksperyment bez wartości
W istocie rzeczy świat nauki od samego początku nie brał na serio wyników z obserwacji sześciu pacjentów. Podczas eksperymentu MacDougalla wystąpił cały szereg problemów technicznych, począwszy od złego funkcjonowania wagi po trudności z ustaleniem momentu śmierci pacjentów. Tak było w przypadku drugiego umierającego, u którego jeszcze przez kwadrans po ustaniu oddychania występowały nerwowe tiki twarzy i obaj lekarze nie mieli pewności, kiedy tak naprawdę miał miejsce zgon. Gdy umierał trzeci chory, w momencie śmierci doszło do poruszenia szal wagi. Przy ostatnim nie odnotowano spadku masy, ponieważ prawdopodobnie zdążył umrzeć, gdy wagę dopiero nastawiano.
Właściwie jedyny pomiar, który odbył się bez nieprawidłowości, dotyczył tylko pierwszego pacjenta. Wynik mógł być dziełem przypadku. MacDougall nie zaobserwował powtarzającego się zjawiska. Nie było zatem podstaw, by formułować jakiekolwiek wnioski z jego eksperymentu. Należało go anulować i rozpocząć całe przedsięwzięcie od nowa. Niestety władze szpitala nie zgodziły się na kontynuowanie kontrowersyjnych pomiarów wagi u umierających pacjentów. Środowisko współczesnych MacDougallowi naukowców jednogłośnie uznało, że jego badania nie mają żadnej naukowej wartości.
Kwestia istnienia duszy i jej wagi do dziś nie doczekała się naukowego wyjaśnienia.
Emilia Sadaj
Reklama