Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 16:00
Reklama KD Market

Plagi i czarna śmierć

Epidemie towarzyszą ludzkości od najdawniejszych czasów. Takie choroby jak tyfus, ospa, grypa, dżuma, cholera to najwięksi zabójcy w historii świata. Zabijały więcej ludzi niż najokrutniejsze wojny. Koronawirus – który obecnie szybko rozprzestrzenia się w świecie i sieje przerażenie – przypomina nam, że epidemie to nie tylko odległa przeszłość z czasów, kiedy nie znano jeszcze antybiotyków i szczepionek... Plaga justyniańska – od 541 roku To działo się za czasów rzymskiego cesarza Justyniana, który właśnie szykował się do ponownego podbicia Wielkiej Brytanii. Epidemia – najprawdopodobniej dżuma – zaatakowała Europę. Zaraza przyszła z Egiptu, przez Palestynę i Syrię, aż dotarła do Konstantynopola (dzisiejszy Istambuł). Choroba była przenoszona przez zakażone szczury i pchły, które podróżowały w ładowniach kupieckich statków. Plaga rozprzestrzeniała się wzdłuż ruchliwych szlaków handlowych. W najgorszym momencie w Konstantynopolu umierało dziennie 10 tysięcy ludzi. Wszystkich ofiar – we wszystkich miejscach, w których grasowała plaga – było według różnych szacunków od 25 do 50 milionów! Śmiertelna choroba zabiła kilkadziesiąt procent tamtejszej populacji ludzi na świecie. Plaga powoli – wówczas ludzie nie przemieszczali się tak szybko jak dziś – ale bezlitośnie, roznosiła się z wioski do wioski, z miasta do miasta. W ciągu sześćdziesięciu lat ogarnęła całe Imperium Rzymskie, Europę, dotarła do Brytanii. Zabrakło rąk do pracy w polu. Nastąpił wielki głód. Justynian także zaraził się dżumą. Jednak cesarz, choć był już bliski śmierci, nie wiadomo, jakim sposobem, zwalczył chorobę i po kilku miesiącach wydobrzał. Musiał jednak zrezygnować z wyprawy na Brytanię, gdyż brakowało mu żołnierzy. Zaraza, która zabiła tylu ludzi, ocaliła Brytanię przed zniewoleniem przez Rzym. Czarna śmierć – od 1333 roku Tak nazywano dżumę. Swój początek miała w Chinach. Do Europy dotarła wraz z grasującymi wówczas Tatarami. Tatarzy używali ciał ludzi, którzy zmarli na czarną śmierć, jak „broni biologicznej”. Podczas oblężeń europejskich miast katapultowali zainfekowane dżumą ciała za mury obronne. Kupcy uciekający przed Tatarami przenieśli czarną śmierć do Konstantynopola (to szczególnie pechowe miasto, jeśli chodzi o zarazy), Genui, Wenecji. Na Cypr czarna śmierć dotarła w 1347 roku. Do Florencji w 1348 i jeszcze w tym samym roku pojawiła się w Paryżu a także w Londynie. Ludzie mieli już świadomość, że czarna śmierć jest zaraźliwa i od chorych uciekali jak najdalej. Ale nie zdawali sobie sprawy, że zaraza może być przenoszona na duże odległości przez szczury, a dokładnie przez grasujące na nich pchły. Gryzonie przemieszczały się na wozach, w ładowniach statków. A same pchły – oprócz tego, że bezpośrednio na szczurach – także w kupieckich torbach i na ubraniach. Epidemia czarnej śmierci doprowadziła do masowego przemieszczania się ludzi. Bogaci uciekali do „zdrowych” miast i tam przywlekali ze sobą śmiertelną zarazę. Biedaków nie stać było na podróże, umierali w swoich miejscowościach. Z prowincji Auvergne we Francji uciekli wszyscy lekarze – oprócz jednego, chirurga Guya de Chauliaca. Ten w szlachetnym porywie postanowił zostać, żeby umniejszyć cierpienia zarażonych. On też, jako jeden z pierwszych, opisał proces postępowania czarnej śmierci: „Choroba objawiała się w dwojaki sposób. Pierwszy trwał dwa miesiące, objawiał się jako sporadyczna gorączka, połączona z pluciem krwią – od tego momentu ludzie zazwyczaj umierali w przeciągu trzech dni. Drugi typ ujawniał się po trzech miesiącach, a charakteryzował się wysoką gorączką, krostami i owrzodzeniami, głównie w okolicach pach i pachwin. Gdy już nastąpiły takie objawy, ludzie umierali w ciągu pięciu dni. Choroba była tak zaraźliwa, zwłaszcza ta jej postać, której towarzyszyło plucie krwią, że nikt nie mógł zbliżyć się, czy nawet oglądać chorego, nie narażając się na nią. Ojciec nie mógł odwiedzać syna, syn ojca. Życzliwość i nadzieja zostały porzucone”. De Chauliac przeżył zarazę, później był lekarzem trzech papieży. W takiej sytuacji nieuniknione było, że ludzie zaczną szukać winnych śmiercionośnej zarazy. I, jak to się często działo – nie tylko w przypadku chorób – winą obarczono Żydów. Mówiono, że celowo zatruwali studnie, nacierali ludzi i konie trucizną. Prześladowanie Żydów zaczęło się nad pięknym Jeziorem Genewskim, w Chillon. Później przeniosło się na ziemie niemieckie, gdzie Żydów wtłaczano do stodół i palono żywcem. Na terenie żydowskiego cmentarza w Strasburgu powieszono 2 tysiące wyznawców judaizmu. Średniowieczny Holocaust. Aż papież Klemens VI musiał wydać dwa formalne dokumenty – były one czytane w kościołach – w których stwierdzał, że Żydzi nie ponoszą odpowiedzialności za czarną śmierć. Niczego to nie zmieniło. Prześladowania Żydów trwały nadal. W rezultacie tysiące z nich uciekło z zachodniej Europy do Polski, gdzie spotkali się z większą tolerancją. Rok po roku na czarną śmierć umierało tysiące ludzi. Nim zaraza – po kilkunastu latach – ustąpiła, połowa mieszkańców Europy została zmieciona z powierzchni ziemi. Ocenia się, że zabrała ze sobą 100 do 200 milionów ofiar. W skali lokalnej wyglądało to jeszcze gorzej. Na przykład populacja włoskiej miejscowości Locarno nad Jeziorem Maggiore spadła z 4800 do 700 ludzi. W latach poprzedzających epidemię czarnej śmierci w Anglii żyło 5 milionów ludzi, a gdy epidemia dobiegła końca, Brytyjczyków pozostało już zaledwie 2 miliony. Poza tym w Anglii wiele miejscowości miało tak zredukowaną ludność, że nie miały one podstaw ekonomicznych ani społecznych, aby nadal funkcjonować. Plaga w Europie – od 1663 roku Kolejna plaga dżumy. Daniel Defoe – autor Robinsona Crusoe – który żył w tym czasie, pisał na bieżąco Dziennik roku zarazy. Z jego dziennika możemy się dowiedzieć o przerażeniu i histerii, jakie ogarnęły mieszkańców Londynu, gdy w mieście zaczęło tygodniowo umierać na plagę ponad tysiąc osób. Rozniosła się plotka o przenoszeniu plagi przez koty i psy. Burmistrz Londynu wydał więc rozporządzenie o likwidacji wszystkich tych zwierząt w stolicy. Defoe oszacował, że zabito wówczas 40 tysięcy psów i 200 tysięcy kotów. Ta zwierzęca masakra była okrutna i pozbawiona sensu. Prawdziwy wróg i winowajca, szczury i ich pchły, pozostawały poza wszelkimi podejrzeniami. Co gorsza, miały się lepiej niż uprzednio, gdyż z ulic miasta zniknął naturalny wróg szczura – kot. Tym razem dżuma miała jakby wybiórczy charakter. Zaczęła się w Amsterdamie, bogatym 200-tysięcznym mieście. Zmarło kilkadziesiąt tysięcy Holendrów. Później plaga przeniosła się do Brukseli, także bogatego miasta. Następnie do Londynu, gdzie mieszkało 460 tysięcy ludzi. Tam zebrała swoje największe żniwo. Zmarło 100 tysięcy londyńczyków. Ciała ofiar zbierano z ulic i układano na wozach. Zawożone były do specjalnie wykopanych dołów, po czym, bez ceregieli, wrzucano je i zasypywano ziemią. Nie zadawano sobie nawet trudu zapisywania nazwisk. Jeśli mieszkaniec jakiegoś domu został uznany za zakażonego, władze opieczętowywały cały dom na okres 40 dni. Straże pilnowały, aby nikt nie opuścił domu. Lecz trudno było wytrzymać tyle dni bez jedzenia i świeżej wody, a nie wolno było nawet zapukać do drzwi takiego domu. Chorzy zmuszeni byli do desperackich posunięć, żeby wydostać się na zewnątrz i zdobyć coś do jedzenia. Jest opisany wypadek, że z okna na pierwszym piętrze opuszczono pętlę, by ją zacisnąć na szyi pilnującego domu strażnika. Ta plaga była ostatnim tak wielkim wybuchem epidemii dżumy, która uderzyła w Londyn i zachodnią Europę. Jeszcze w 1681 roku zaatakowała w Pradze, gdzie zabiła 83 tysiące ludzi. Grypa hiszpanka – 1918-1919 Sto lat temu, a więc w skali historycznej całkiem niedawno. Była to najgorsza epidemia w ostatnich kilkuset latach. Pochłonęła więcej istnień ludzkich niż trwająca cztery lata I wojna światowa. Umarło 50 milionów ludzi (niektórzy uważają, że 100 milionów). Hiszpanka pochodziła z Chin – tam często rodziły się zarazy. Ta grypa zawdzięcza swą nazwę najwcześniejszemu miejscu pojawienia się w Europie – właśnie w Hiszpanii, gdzie zabiła 8 milionów ludzi. Wcześniej niż w Hiszpanii pojawiła się w Fort Riley w stanie Kansas w USA. Z jej powodu umarło 48 amerykańskich żołnierzy. Amerykanie źle ocenili zagrożenie. Zamiast odizolować tę z początku małą epidemię, zarażonych żołnierzy wysłali na front europejski. Mieli pomóc aliantom wygrać wojnę, a przyczynili się do zarażenia hiszpanką całej Europy. Lecz hiszpanka i bez tego dostałaby się do Europy. Był to wyjątkowo zjadliwy wirus. Epidemia zaczęła się jesienią 1918 roku, kiedy I wojna światowa zbliżała się już do końca. Choroba w swoich objawach początkowo przypominała zwykłe przeziębienie. Tylko że zarażeni ludzie nie zdrowieli. Charakterystyczne dla hiszpanki były niezwykła szybkość rozprzestrzeniania się i zaraźliwość. Ludzie dosłownie łapali ją na ulicach i zaraz potem umierali. Znana jest opowieść o czterech kobietach, które grały w brydża do późna w nocy, a rano trzy z nich już nie żyły. Równie niezwykłe w hiszpance było to, że najwięcej śmierci zbierała wśród młodych dorosłych, a nie dzieci i starców. Rozprzestrzeniała się przez 2 lata, podczas których objęła jedną piątą ludności świata. 28 procent Amerykanów zaraziło się wirusem hiszpanki. Pod koniec wojny żołnierze masowo wracali do domów, co przyniosło kolejną falę grypy. Tylko w grudniu 1918 roku umarło na nią 200 tysięcy Amerykanów. Ludzie umierali tak szybko, że brakowało grabarzy i trumien. Hiszpanka nie ominęła prezydenta USA Woodrowa Wilsona, ale, jak wiadomo, przeżył. W Stanach Zjednoczonych zabroniono zgromadzeń publicznych, zamykano bary. Zakazano nawet uścisków dłoni. Pogrzeby nie miały prawa trwać dłużej niż piętnaście minut. Wśród Amerykanów i Brytyjczyków szerzył się pogląd, jakoby epidemia hiszpanki była bronią biologiczną wyprodukowaną przez Niemców. Tylko że oni sami też od niej ginęli. Kilka lat temu naukowcy ponownie przeanalizowali epidemię hiszpanki i doszli do wniosku, że była to odmiana ptasiej grypy, jaka nie tak dawno wybuchła na Dalekim Wschodzie. Tam wirus przeszedł z ptaków na ludzi – tak się samoistnie zmodyfikował. Naukowcy ostrzegają, że gdyby obecnie wybuchła epidemia ptasiej grypy – z inną modyfikacją wirusa – znowu mogłaby unicestwić miliony ludzi, gdyby nie udało się jej w porę zlokalizować i wyizolować. Epidemia AIDS – od 1981 roku AIDS – zespół nabytego upośledzenia odporności immunologicznej – został wykryty w 1981 roku. Wtedy to stwierdzono tę chorobę – i wirusa HIV – u pięciu homoseksualistów z Los Angeles. W pierwszych stadiach nie ma symptomów choroby. Dopiero kiedy się rozwinie, ludzie cierpią na osłabiające ich infekcje i nowotwory. Obecnie są metody, które pozwalają opóźnić proces działania wirusa HIV i tym samym przedłużyć życie. Ale całkowicie skuteczny lek nie został wciąż jeszcze wynaleziony. Przypuszcza się, że wirus HIV przywędrował do Stanów Zjednoczonych z Afryki. W 1959 roku właśnie w Afryce zanotowano jego pierwsze pojawienie się. Teoria, że wirus wziął się od szympansów – jak twierdzono w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku – została obalona. Podobnie nieprawdą jest to – jak uważają wyznawcy teorii spiskowych – że HIV „wyciekł” z tajnych laboratoriów biologicznych. Dzisiaj żyje około 40 milionów ludzi zarażonych tym wirusem. Mają oni szanse na o wiele dłuższe życie niż jeszcze dziesięć lat temu. W 2006 roku wyliczono (trudno doszukać się obecnych danych), że od 1981 roku zmarło z powodu AIDS około 25 milionów ludzi. W tym pół miliona dzieci, które odziedziczyły wirusy HIV z krwią swoich matek. Te liczby sprawiają, że AIDS jest uznawany za jedną z najbardziej śmiercionośnych epidemii w historii. Koronawirus – od 2019 roku Przeżyjemy. Zobaczymy. Ryszard Sadaj
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama