Nigdy się nie dowiemy, kto był, czy też jest, najlepszym fałszerzem obrazów. Ci najlepsi są tak doskonali, że nikt nie jest w stanie odróżnić oryginału od falsyfikatu. I nie chodzi tylko o prostą kopię obrazu. To malowanie w stylu któregoś z mistrzów – nowy temat, nowe postaci na obrazie, jednak tak namalowane, jakby to czynił sam Rubens, Rembrandt, El Greco, czy, jak w tym przypadku, Jan Vermeer...
Dwaj mistrzowie
Jan Vermeer – siedemnastowieczny malarz holenderski. Zapomniany przez niemal dwa stulecia. Malował sceny rodzajowe – sceny domowe, rodziny, portrety – mistrzowsko wykorzystując grę świateł. Dzisiaj przypisuje mu się trzydzieści obrazów i najprawdopodobniej jest to jego cały dorobek. Nowo odkryty obraz Vermeera (autentyczny – to podkreślenie jest ważne w tej historii), byłby wart kilkaset milionów dolarów. Są tacy, którzy chcieliby tyle zapłacić.
Han van Meegeren – dwudziestowieczny malarz holenderski. Już w młodym wieku żywił przekonanie o wyższości malarstwa dawnych mistrzów nad sztuką współczesną, wszystkimi tymi „izmami”. Po początkowych sukcesach artystycznych został skrytykowany i uznany jedynie za zdolnego do kopiowania i naśladowania, a nie tworzenia oryginalnych dzieł.
Skarby w Alpach
Ostatniego dnia wojny wojsko amerykańskie wkroczyło do austriackiego miasteczka Altaussee w Alpach. Nie było tam żołnierzy niemieckich, żadnych obronnych umocnień. Amerykanów ciekawiła tylko opuszczona kopalnia soli. Podążająca za armią amerykańską Sekcja Zabytków, Sztuki i Archiwów od marca 1945 roku wiedziała o schowanych pod ziemią, właśnie w tej nieczynnej kopalni soli, skarbach sztuki. Wyjawił to schwytany oficer SS.
W kopalni odnaleziono tysiące dzieł sztuki, zagrabionych przez Niemców w zdobytych wcześniej krajach. Wśród nich była duża część prywatnych zbiorów marszałka III Rzeszy Niemieckiej Hermanna Göringa, nienasyconego, jeśli chodziło o dzieła sztuki, a także brylanty, złoto i kokainę. Wszystkie odzyskane zdobycze przewieziono do Monachium.
Po kilku miesiącach inwentaryzacji tych dzieł sztuki, uwagę specjalistów przykuł obraz Chrystus i jawnogrzesznica, przypisywany bez wątpliwości Vermeerowi. Tylko że tego obrazu nie było na żadnej liście zaginionych dzieł ani nawet w katalogu dzieł Vermeera. Sensacja. Odkryto nieznane arcydzieło. Ale w jaki sposób trafiło do Göringa?
Zdradził to osobisty kurator kolekcji marszałka Rzeszy – Walter Hofer. Z jego zeznań wynikało, że Chrystusa i jawnogrzesznicę odkrył w Holandii bankier i kolekcjoner dzieł sztuki Alois Miedl. Współpracował on z Hoferem jedynie dlatego, żeby uchronić swą żonę, Żydówkę, przed wywiezieniem do obozu koncentracyjnego. Według Hofera, za nieznanego Vermeera Göring zapłacił krocie, bo ponad setką innych, cennych obrazów.
Han van Meegeren
Po raz pierwszy wystawił swoje prace w galerii w Hadze, miał wtedy 27 lat. Obrazy zyskały dobrą opinię krytyków i zostały sprzedane. Podczas wystawy podszedł do niego ceniony krytyk Carel de Boer z żoną, sławną aktorką. De Boerowi spodobały się obrazy Meegerena i napisał o nich w poczytnym piśmie.
Poprawiła się kiepska dotychczas sytuacja finansowa Meegerena, a sławna aktorka została jego kochanką – później wziął z nią ślub. Ta aktorka nie była jego jedyną kochanką, miał takowe wśród wyższych sfer i niższych, ulicznych.
W pewnym momencie, całkiem przypadkowo, narysował jelonka. Uznał, że jest to idealny rysunek na kartki pocztowe i do kalendarzy. Jednak wydawca, do którego zwrócił się z tym pomysłem, był odmiennego zdania. Wydawca zmienił swoje zdanie, gdy tylko Meegeren poinformował go, że jest to jelonek księżniczki Juliany, bardzo popularnej i lubianej w Holandii, późniejszej królowej. W rzeczywistości nie wiadomo, czy miała ona jakiegoś jelonka. Później reprodukcje Jelonka Juliany wisiały na ścianach co trzeciego holenderskiego domu, jak Słoneczniki Van Gogha w polskich domach. Ale na tym jelonku Meegeren nie zarobił wiele, prawa autorskie nie były wówczas tak respektowane jak dzisiaj.
Druga wystawa również odniosła sukces. Tylko że krótkotrwały. Obrazy w tradycyjnym stylu, w jakim malował Meegeren, może nie tyle przestały się podobać, co nie były kupowane. Poza tym krytycy sztuki, głównie Abraham Bredius, zwany „papieżem krytyki”, nie zostawiali suchej nitki na obrazach Meegerena. Bredius nawet ogłosił go „pacykarzem”. Dla malarza nie mogło być nic gorszego.
Fałszerstwo stulecia
Van Meegeren był przekonany, że krytycy, a zwłaszcza jeden z nich – Bredius – zniszczyli jego karierę. W akcie zemsty na krytykach postanowił sfałszować dzieła jednego z najwybitniejszych malarzy XVII wieku – Jana Vermeera. Wybór tego malarza nie był przypadkowy. Vermeer był reprezentantem takiego malarstwa, które Meegeren cenił najbardziej. Poza tym jego płótna osiągały zawrotne ceny.
Stworzenie dzieła, które miało być uznane za siedemnastowieczny oryginał, wymagało pokonania wielkich problemów, nie tylko natury artystycznej, ale także technicznej. Meegeren musiał zgłębić techniki dawnych mistrzów. Zajęło mu to kilka lat. I na rynku sztuki pojawił się nowy Vermeer – Chrystus w Emaus. Meegeren wymyślił historię, jakoby o sprzedaż obrazu poprosiła go przyjaciółka, która była spadkobierczynią bogatego rodu.
Bredius, gnębiciel Meegerena, uznał Chrystusa w Emaus za dzieło, które wyszło spod ręki Vermeera. I napisał w jednej z gazet: „To wspaniały moment w życiu miłośnika sztuki, kiedy nagle znajduje się przed dotychczas nieznanym dziełem wielkiego mistrza, nietkniętym, na oryginalnym płótnie i bez jakichkolwiek napraw, tak, jakby dopiero co opuścił pracownię malarza. Ale cóż za obraz! Jestem skłonny powiedzieć: to arcydzieło Jana Vermeera i, co więcej, jedno z jego największych prac (1,29 m na 1,17 m), nieco inne od wszystkich jego obrazów, ale w każdym calu Vermeera”.
Można sobie tylko wyobrazić, jak taką opinią usatysfakcjonowany był Meegeren, prawdziwy twórca tego obrazu. I co sobie pomyślał o profesjonalizmie „papieża krytyki”.
Opinia cenionego Brediusa spowodowała, że nikt nie kwestionował autentyczności Chrystusa w Emaus. Obraz został kupiony za astronomiczną sumę (Bredius też się złożył na kupno) i przekazany holenderskiemu muzeum. Dzieło było tak podziwiane jak w Polsce Dama z łasiczką.
Meegeren stał się bogaty i w rozrzutny sposób zaczął wydawać pieniądze – nieruchomości, kobiety, morfina. Znajomym mówił, że wygrał na loterii. Dalej malował Vermeery. W czasie wojny jednego z nich, Chrystusa i jawnogrzesznicę, sprzedał przez pośredników samemu marszałkowi Rzeszy, Göringowi.
Śledztwo
Po wojnie Holendrzy zaczęli dociekać, skąd w zbiorach Göringa znalezionych w kopalni soli w Alpach wziął się ich „narodowy” malarz – Jan Vermeer. Powołali komisję, żeby to ustalić. Policyjne śledztwo przejął były członek holenderskiego ruchu oporu, który ze ścigania wojennych kolaborantów uczynił sprawę osobistą. I to on odkrył, że obraz Chrystus i jawnogrzesznica trafił na rynek od Meegerena.
W 1945 roku Meegeren został aresztowany pod zarzutem kolaboracji z Niemcami i udziału w grabieży holenderskiego dziedzictwa narodowego. W nerwowej atmosferze powojennych rozliczeń uznanie za winnego tych zbrodni mogło nawet kosztować życie. Meegeren początkowo wymyślał różne historyjki, aby się wybronić. W końcu oświadczył: „Obraz, który sprzedałem Göringowi, nie jest dziełem Vermeera, ale moim”. Przyznał się jeszcze do autorstwa czterech innych Vermeerów.
Zeznanie Meegerena wywołało sensację, ale nie uwierzono mu. Ot, przechwałki pacykarza. W Chrystusie i jawnogrzesznicy eksperci rozpoznali nie tylko oryginalne podobrazie z XVII wieku i ówczesne farby, lecz przede wszystkim tchnienie geniuszu mistrza Vermeera.
Został tylko jeden sposób, żeby Meegeren mógł się wybronić przed ciężkimi oskarżeniami o kolaborację z Niemcami i sprzedaż dóbr narodowych Niemcom. Za fałszerstwo groziło tylko dwa lata. Meegeren więc powiedział, że na oczach policji, ekspertów i dziennikarzy namaluje w areszcie kolejnego Vermeera. Sąd pozwolił na ten eksperyment. I nim zaczął się proces, powstało nowe dzieło Vermeera. W rezultacie sąd poprzestał na oskarżeniu o fałszerstwo – rok więzienia. Tyle Meegeren już odsiedział w areszcie, więc od razu wyszedł na wolność.
W oczach holenderskiej opinii publicznej Meegeren nagle, z kolaboranta, przeistoczył się w ludowego bohatera, który wyprowadził w pole i okradł samego Göringa. Poza tym Meegeren stał się sławny jako malarz, o czym od zawsze marzył. Dochodziło do absurdów. Pojawili się fałszerze falsyfikatów Meegerena, chcący je sprzedawać jako oryginalne fałszerstwa.
Za portrety wykonane ręką słynnego i genialnego oszusta oferowano tysiące dolarów. Ale on już nie potrzebował pieniędzy. Szacuje się, że na fałszerstwach (podrabiał nie tylko Vermeery) zarobił 35 milionów dolarów, z czego większość ukrył tak, że fiskus nie mógł się do nich dobrać.
Van Meegeren nie nasycił się długo upragnioną sławą. Alkohol, narkotyki – i w końcu rozległy zawał w rok po procesie sądowym. Miał 57 lat.
Ryszard Sadaj
Reklama