Zawsze wierzyłem w to, że nauka jest dla ludzkości niezwykle ważna i że w taki czy inny sposób przynosi nam namacalne korzyści. Być może słowo „namacalne” ma w kontekście tego felietonu szczególne znaczenie, jako że mowa jest o tzw. robotach seksualnych. Cóż to takiego? W zasadzie dokładnie to samo, co tzw. „lalka dla dorosłych”, która znana jest znudzonym samotnym biznesmenom oraz zboczeńcom od wielu lat. Tyle że dziś obdarzona jest coraz częściej sztuczną inteligencją, potrafi mówić, poruszać się, a nawet zdradzać kompletnie sfingowane emocje, podczas gdy w przeszłości była nadmuchiwanym szkaradzieństwem, niewiele różniącym się od balona.
Nie są mi znane dane dotyczące popularności tego rodzaju robotów, ani też nie wiem, czy seks z robotem w jakikolwiek sposób przypomina kochanie się z żywą istotą z krwi i kości. Nie zmienia to jednak faktu, iż w Internecie pełno jest reklam oferujących za sporo tysięcy dolarów sztuczne kochanki. Przykładowo amerykańska firma Realrobitix sprzedaje elektroniczne damy łóżkowe w cenach od 8 do 10 tysięcy dolarów, a poszczególne modele mają specyficzne cechy. Niektóre potrafią mrugać oraz poruszać oczami i głową, choć mam pewne obawy, iż nabywcom nie o takie zdolności chodzi. Co więcej, firma chwali się faktem, iż każdej lali można wymontować głowę i przenieść ją do innego ciała, w zależności od upodobań. Wizja ta natychmiast sugeruje ogromny romantyzm oraz tworzy specyficzny nastrój, tak potrzebny do nawiązania skutecznego romansu z maszyną.
No i teraz się zastanawiam, niesiony chorobliwą wyobraźnią, która bywa istotną siłą sprawczą tych artykułów, do jakiego ciała dołączyłbym głowę mojej osobistej małżonki, gdyby taka możliwość istniała bez narażania się na dożywotnie więzienie. Trzeba się jednakowoż z tego rodzaju myśli „otrząchnąć” i jechać dalej.
Z przyczyn, które na razie nie są możliwe do wyjaśnienia, roboty (a raczej robotnice) seksualne firmy Realrobitix przemawiają do właścicieli angielszczyzną ze szkockim akcentem. Mówią im np., że „jeśli rozegrasz dobrze swoje karty, doświadczysz wiele rozrywki i przyjemności”. Ja bym dodał do tej frazy zastrzeżenie: „o ile tylko nie wypadnie mi jakiś układ scalony”. Co się zaś tyczy szkockiego akcentu, jeszcze nigdy nie słyszałem, by był on w jakiś szczególny sposób ekscytujący, może z wyjątkiem Seana Connery’ego, czyli wczesnego Bonda, którego głos zmiękczał niewiastom kolana niczym ogień świeczkę.
Szefem Realrobitix jest Matt McMullen, który ze Szkocją nie ma nic wspólnego, gdyż pochodzi z Kalifornii. Twierdzi on, że jego Barbie dla dorosłych, która zwie się Harmony, jest na tyle zaawansowana, że potrafi uczyć się nawyków jej ludzkiego partnera i dostosowywać się do jego preferencji. Natomiast nigdy nie będzie zrzędzić jak klasyczna, żywa małżonka, co ma w miarę oczywiste zalety, gdyż nie będzie wymagać tuż po zbliżeniu seksualnym odkurzania mieszkania lub robienia prania.
Liczni eksperci twierdzą, że mniej więcej do roku 2050 liczni faceci w ogóle wyrzekną się kontaktów z realną płcią przeciwną i postawią zdecydowanie na związki z posłusznymi robotnicami. Choć nie wiem, co się stanie, gdy się takiej sztucznej babie nagle wyczerpią baterie. Będzie to zapewne nowa wersja odwiecznej frazy „dziś nie mogę kochanie, mam ból głowy” (czyli ogniwa). McMullen w swoich przepowiedniach idzie jeszcze dalej. Uważa, że „coraz więcej ludzi z takich czy innych powodów ma trudności z nawiązywaniem tradycyjnych relacji z potencjalnymi partnerami, tymczasem kontakty z moimi lalkami są zawsze dostępne, a partnerka jest w stanie dostosowywać się do wszelkich wymogów”. Harmony mówi na przykład swoim partnerom jej szkockim dialektem: „Chcę się stać dziewczyną, o której zawsze marzyłeś”. Wszystko wspaniale, ale do pani Harmony nie można niestety powiedzieć „chodź, laleczko, za róg, skrzyżujem oddechy”, jako że oddychania robotnic nie można kupić na razie za żadne pieniądze.
Może to wszystko ma jakiś sens, ale osobiście sądzę, że jeśli ktoś nie jest w stanie nawiązywać kontaktów z innymi ludźmi, być może powinien – zamiast wydawać tysiące na robotnicę z wymienialnym łbem oraz różnymi innymi sztucznymi organami – zastanowić się nad całkowicie darmowym rozwiązaniem, jakim jest dobrowolna samotność.
Wracając jednak do nauki, od której zacząłem, grupa naukowców z amerykańskiego Duke University, pod przewodnictwem doktor Christine Hendren, przeprowadziła odpowiednie badania i doszła do wniosku, iż rosnąca popularność sex dolls stanowi istotne zagrożenie dla moralnego i psychologicznego zdrowia poszczególnych ludzi i całego społeczeństwa. Ja osobiście myślałem jak dotąd, że mniej więcej podobnym zagrożeniem jest dla wszystkich obecny Biały Dom, ale naukowcy przekonali mnie o tym, że jest inaczej.
Zagrożenie wynika z kilku przyczyn. Po pierwsze, rynek robotów seksualnych nie podlega na razie żadnym regulacjom prawnym, a zatem robić można bezkarnie niemal wszystko. Hendren zwraca uwagę na fakt, iż nic nie stoi na przeszkodzie, by na rynku pojawiły się wkrótce lalki symulujące ofiary gwałtu, nie mówiąc już o „sztucznych dzieciach”, adresowanych specjalnie do pedofilów. Po drugie, brak regulacji bierze się stąd, iż liczne agencje, które mają się tym zajmować, nie robią nic, ponieważ uważają to za temat wstydliwy i trudny do poruszania w publicznych dyskusjach.
Ależ panowie, nie ma się czego wstydzić! Pewne sami marzycie o jakiejś uległej i zawsze posłusznej lali. A zatem lepiej jest sprawy uregulować i mieć robota seksualnego zupełnie legalnie, a nie gdzieś z pokątnego importu.
Andrzej Heyduk
Reklama