Dzieje się! I to na naszych oczach! Łączone są parafie, zamykane szkoły przy-parafialne i kościoły, sprzedawane, burzone kościoły. Tajfun redukcji przechodzi właśnie przez Chicago i wiele innych miejsc w Stanach Zjednoczonych i nie tylko zresztą. A wraz z nim smutek jednych, obojętność innych, rozgoryczenie tych, których bezpośrednio to dotyka, no i jeszcze szukanie winowajców takich, a nie innych decyzji. W mieście, w którym mieszkam na przykład, swego czasu było aż dziewięć parafii i kościołów katolickich, a oprócz tego wspólnoty innych rytów katolickich i wyznań. Katolicy tworzyli wspólnoty etniczne, Polacy mieli swój kościół, Irlandczycy, Włosi, Słowacy, Litwini... Każda społeczność tworzyła swoje własne miejsce kultu, z zapleczem edukacyjnym i kulturowym. Kiedy jednak okazało się, że społeczności te topnieją, zmieniają się, ze względu na brak dopływu nowej emigracji lub migrują do innych miejsc, lokalne diecezje stanęły wobec trudnych decyzji o zamykaniu parafii i sprzedaży obiektów, gdyż nie stać ich na utrzymywanie pustostanów. I tak pracuję w parafii, która w obecnym kształcie powstała z połączenia czterech innych.
Na moich oczach, któryś już raz, w ciągu kilku tygodni zniknął z powierzchni ziemi duży budynek świątyni wraz z innymi zabudowaniami, a na jego miejscu powstaną budynki mieszkalne, gdyż takie akurat jest w tym mieście zapotrzebowanie. Smutny był to obraz, gdy wielki buldożer sprawnie miażdżył ściany domu, w którym przez lata oddawano cześć Panu Bogu, a w dolnej części spotykano się na budowaniu rodzimej wspólnoty. Doskonale rozumiem uczucia i nastroje ludzi, którzy przychodzili, by w milczeniu patrzeć na ten smutny obraz. Niektórym płynęły po policzkach łzy, gdyż nagle stanęły wszystkie wspomnienia, które od dzieciństwa gromadzili w sobie. Mówili mi, że to byli chrzczeni, tu mieli pierwszą komunię, ślub. Tutaj żegnali dziadków i rodziców, tu chodzili do szkoły. Czułem, jak bardzo te trudne uczucia wzbierają się i we mnie. Z drugiej strony pytając niektórych, czy uczęszczają do kościoła, odpowiadają, że sporadycznie, zazwyczaj na święta, „bo tak dzisiaj jest”, bo „na nic nie ma czasu” i w ogóle „takie czasy”. Sprawa jest zatem jasna. Redukcja wspólnot parafialnych oraz w konsekwencji wystawianie na sprzedaż i burzenie świątyń i szkół, spowodowane jest nie tyle tym, że władze Kościoła uwzięły się na kogoś, ale tym, że wymierają wspólnoty, kościoły się wyludniają, często brakuje młodych, a pozostała przy życiu garstka ludzi, nie jest w stanie udźwignąć ciężaru związanego z kosztami utrzymania, które przecież są.
Czy jednak mamy się zgadzać na taki stan rzeczy? Obojętność nie jest tu rozwiązaniem. Uważam, że sytuacja, która dotyka wiele miejsc na mapie świata wcale nie musi się rozwijać. Odpowiedź jest jedna: Kościół, a więc wszyscy jego członkowie, muszą podjąć wyzwanie nowej ewangelizacji. Właśnie ukazał się najnowszy dokument papieża Franciszka, poświęcony Amazonii. Tyle wrzasku było, że nadchodzi rewolucja, że zostanie zniesiony celibat księży, że papież pozwoli święcić na kapłanów żonatych mężczyzn. Wszystko było niemal pewnikiem. Wśród pewnych „radykalnych” środowisk katolickich obecny papież jest na celowniku od niemal samego początku swojego pontyfikatu. Okazuje się jednak, że wyczekiwany w takim napięciu dokument w ogóle nie porusza gorących tematów, a koncentrując się na sytuacji Amazonii, a właściwie ludzi tam żyjących i ich wiary, jest kolejnym wołaniem skierowanym do „wszystkich ludzi dobrej woli” o włączenie się w ewangelizację świata.
To naprawdę nie jest trudne. Ktoś, kto żyje swoją wiarą, nie będąc jednak fundamentalistą lub ideologiem, ale autentycznie wierzącym człowiekiem, jest nią tak bardzo zafascynowany, że nie tylko mówi o niej innym, a wręcz ją pokazuje. Wiara nie koncentruje się sama na sobie, ale na osobie, ona jest relacją z konkretną osobą. Jezus Chrystus, Bóg-Człowiek jest Tym, na którym koncentruje się całe chrześcijaństwo. I jest tak, jak w przyjaźni. Jeśli kogoś kocham, jestem z nim w przyjaźni, mówię o nim innym, dzieląc się tą relacją z innymi, a samemu czerpiąc z niej prawdziwą radość i wewnętrzną siłę. Przyjaciela też chce się poznawać, spędzać z nim czas. I to jest modlitwa, adoracja, słuchanie i czytanie Słowa Bożego. Mam wrażenie, że ludzie często mylą wiarę z ideologią. Wówczas, z zaciśniętymi pięściami, ruszają do przodu, by „ogniem i mieczem” przekonać innych do wiary. To jednak nie przekonuje, a wręcz przynosi skutek odwrotny. Ludzie nie potrzebują kolejnych ideologii, ludzie potrzebują relacji. Kiedy więc samemu spotykam ludzi, których wiara jest zwyczajna i czytelna, gdyż z potrzeby serca znajdują czas na mszę św. w dniu pracy, nawet jeśli będzie to czas południowego lunchu, albo idą na chwile adoracji do kościoła czy kaplicy, ludzie, których widzę, jak czytają Biblię lub przesuwają w dłoni paciorki różańca, to oni zachęcają mnie do tego, by na przykład z nimi zagadnąć. Mają to „coś” w sobie. Te iskry ognia. Poza tym jest w nich jakiś spokój i wewnętrzne światło. Nie mają wzroku oskarżyciela czy sędziego. Nie chodzą naburmuszeni, z zaciśniętymi pięściami. Nie dzielą ludzi na takich i innych, lepszych czy gorszych. To są ludzie naturalnej otwartości. I z tym, co w sobie niosą, potrafią odnaleźć się w każdym miejscu i środowisku. Taki był przecież Pan Jezus, w którego wierzą i który jest dla nich Przyjacielem i Mistrzem. To są ewangelizatorzy!
Ich duchowa wrażliwość powoduje, że cieszą się z cieszącymi i płaczą z płaczącymi. Widzą jednak więcej. Widzą, że po mroku nocy wstaje nowy dzień. Ludzie ewangeliczni są ludźmi pozytywnego patrzenia, myślenia i wyrażania się. I o takich ludzi chodzi! Zatem nie trzeba załamywać rąk i podnosić larum, bo prześladują nas i dzieje się źle. Trzeba raczej wrócić do Ewangelii i idąc drogami współczesnego Kościoła iść do przodu, rozsiewając dobre ziarno Ewangelii.
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
Reklama