Prezydent Donald Trump poinformował w czwartek, że amerykańskie wojsko zabiło przywódcę Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego (AQAP) Kasima al-Rajmiego. Wyjaśnił, że al-Rajmi został namierzony podczas akcji antyterrorystycznej w Jemenie.
"Al-Rajmi wykazywał bezwzględną przemoc wobec ludności cywilnej w Jemenie oraz starał się prowadzić i inspirować liczne ataki na Stany Zjednoczone i nasze siły" - oświadczył Trump. Podkreślił, że śmierć Al-Rajmiego "dodatkowo degraduje AQAP i globalny ruch Al-Kaidy i przybliża nas do eliminacji zagrożeń, jakie te grupy stanowią dla naszego bezpieczeństwa narodowego".
"Będziemy nadal chronić naród amerykański, tropiąc i eliminując terrorystów, którzy chcą wyrządzić nam krzywdę" - powiedział Trump, który uważa AQAP za najgroźniejszy odłam Al-Kaidy. Amerykański prezydent nie wyjaśnił, kiedy al-Rajmi został zabity, natomiast według agencji Reuters mógł on zginąć pod koniec stycznia w ataku drona w mieście Marib.
Sześć dni temu Lider AQAP ogłosił, że jego organizacja stoi za atakiem z grudnia 2019 roku w bazie lotnictwa morskiego w Pensacola na Florydzie. "Gratulujemy naszemu muzułmańskiemu narodowi i przyjmujemy operację bohaterskiego męczennika, odważnego rycerza Mohammeda ibn Saida al-Szamraniego" - mówił wówczas al-Rajmi.
6 grudnia 2019 roku oficer saudyjskiego lotnictwa Mohammed al-Szamrani zastrzelił trzy osoby w bazie Naval Air Station Pensacola, gdzie przebywał na szkoleniu. Zginął po wymianie ognia z dwoma policjantami. Przed atakiem opublikował na Twitterze wpisy o wymowie antyamerykańskiej.
Po strzelaninie Waszyngton ogłosił wydalenie 21 saudyjskich kadetów, ponieważ w toku śledztwa ustalono, że wielu z nich miało kontakt z dziecięcą pornografią oraz posiadało dżihadystyczne i antyamerykańskie materiały. Żadnego z kadetów nie oskarżono jednak o posiadanie wcześniejszej informacji o ataku. Nie ma też dowodów, by którykolwiek z nich pomagał zamachowcowi. (PAP)
Reklama