W moim rodzinnym domu zawsze było dużo książek. W ogóle książki traktowało się jako prawdziwą świętość. Pamietam czasy, kiedy książkę przed przeczytaniem odprawiało się w szary papier lub folię, jeśli oczywiście była taka w domu. W okresie szkolnym zacząłem dodatkowo wypożyczać książki z biblioteki, bo wszyscy byli zapisani. Mieliśmy bibliotekę szkolną, była także publiczna w mojej miejscowości. Czytanie było bardzo popularnym zajęciem, wszak nie było wtedy Internetu i wszystko wiedzących telefonów. Korzystaliśmy z encyklopedii i słowników, które były ogólnodostępne. Dzięki temu poszerzało się wiedzę i wyrabiało własny punkt widzenia na wiele spraw. Lubiłem przeglądać encyklopedie, wyszukiwać hasła i idąc za kluczem, odnajdywać słowa pokrewne. To była pewnego rodzaju pasja poszukiwania i pogłębiania wiedzy, nie tylko tej koniecznej do zaliczenia przedmiotu. W czasie studiów seminaryjnych byłem jednym z bibliotekarzy, co było dla mnie prawdziwą frajdą. Wprowadzając kolejne książki do katalogu komputerowego, trzeba było dobierać słowa kluczowe, a to było możliwe po przejrzeniu książki. Zostało mi zresztą do dzisiaj, że przeglądanie książek rozpoczynam od spisu treści. W bibliotece potrafiłem szybko zlokalizować każdą książkę. Czułem się tam niczym przysłowiowa „ryba w wodzie”.
Dzisiaj wiele się zmieniło. Faktem jest, że mocno obniżył się poziom czytelnictwa. Głosy alarmujące pojawiają się raz po raz. Czasopisma bardziej przegląda się niż czyta, stad bywa, że więcej w nich fotografii niż treści. Wiele osób uważających się za klasę inteligencką, wypowiadających się na niemal każdy temat, bywa niestety, że dawno nie przeczytali żadnej książki, a wiedza opiera się o hasła z internetowej Wikipedii. Taka sytuacja bywa tragiczna, gdyż ludzie zdolni do tworzenia i samodzielnego myślenia, są bardziej odtwórczy, powielając poglądy innych zasłyszane najczęściej w mediach. Na szczęście nie jest tak do końca. Sporo ludzi wciąż czyta książki. Widzę to na przykład poruszając się środkami komunikacji publicznej. Wiele osób, także młodych, wyciąga książki i czyta. Jest to najczęściej beletrystyka lub kryminały. Taka lektura pozwala się rozprężyć, świetnie wypełniając czas. Na poważniejszą lekturę potrzeba skupienia, ciszy. Ja także potrzebuję często ołówka lub kolorowych zakreślaczy. Jeśli książka jest moją własnością, a jej czytanie wiąże się ze studiowaniem, wtedy kreślenie po niej jest dla mnie formą dialogu i wnikliwego rozpracowania tematu. Za każdym razem otwierając taką książkę, nawet po latach, wiem, gdzie znaleźć interesująca mnie kwestię. Przypomina mi się od razu treść. W latach studenckich bardzo lubiłem studiować w czytelni biblioteki. Tam zawsze była cisza, spokój i motywacja płynąca z faktu, że wiele innych osób robi właśnie to samo. Nie było tez rozproszeń telefonicznych i internetowych.
Możliwości czytelnictwa znacznie się też dzisiaj poszerzyły. Dzięki coraz bardziej popularnym ebookom można w kieszeni mieć czytnik, a w nim całą biblioteczkę. Spotykam też wielu miłośników audiobook-ów, którzy słuchają książek jadąc na przykład samochodem lub idąc na spacer. Bywa, że dzięki słuchaniu mają na koncie więcej przeczytanych książek niż inni. Cieszy także popularność niektórych czasopism i magazynów, które oferują wiele ciekawych artykułów. I napewno warto się do czytelnictwa przekonać i odnaleźć w nim prawdziwy smak i pasję. Także na Facebooku pośród rożnych grup znalazłem „52 książki”, gdzie ludzie po przeczytaniu kolejnych książek, dzielą się z innymi ich treścią, zachęcając do lektury. A chodzi o to, by w roku przeczytać właśnie 52 książki, czyli jedną na tydzień. Znam księdza, który tak właśnie czyta, a w niedzielę często w kazaniu nawiązuje do pouczającej treści, co jest bardzo lubiane i cenione przez wiernych. Kiedyś ktoś mi powiedział wprost, że ludzie lubią oczytanych księży, bo mogą się czegoś ciekawego dowiedzieć i pobudza to ich myślenie, zachęcając do własnej lektury i poszukiwań.
Idąc niedawno ulicami mojego miasta zauważyłem bardzo ciekawą rzecz. Otóż w pobliżu kościoła protestanckiego ustawiono dwie drewniane skrzynki, oszklone z przodu, ogólnodostępne, czyli otwarte, a w nich książki. I zachęta, by wziąć, przeczytać, oddać albo tez przynieść jakaś książkę, dzieląc się nią z innymi. Bardzo spodobała mi się taka forma biblioteczki dostępnej dla każdego. Podobno w Polsce też pojawiają się takie rozwiązania. Tworzy to jakąś anonimową wspólnotę czytelników i napewno bardzo zbliża ludzi. Wszak to niezwykle przyjazna forma dzielenia się z innymi. Trzeba też powiedzieć, że nie każdego stać na książki, bo bywają one dość drogie, warto zatem dzielić się, pożyczać, szanując oczywiście reguły takiego pożyczania i dbając o to, by książek nie niszczyć. Zawsze też można korzystać z bibliotek, gdyż one wciąż są i funkcjonują. Czytając człowiek wyrabia swoje myślenie, rozwija język, wzbogacając słownictwo i napełnia się treścią. Idąc za stwierdzeniem filozofa, że „jestem tym, co jem”, odnosi się to także do przyjmowanych treści i lektur. Staram się czytać kilka książek. Jest Biblia, czyli Pismo święte, są lektury do studiowania i coś, co może być traktowane jako „lektura do poduszki” lub na podróż. Zawsze jest to porządna strawa duchowa i intelektualna, a także forma rozrywki, do której jak najbardziej każdego zapraszam.
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.
Reklama