Już Cyceron mawiał, że „historia jest nauczycielką życia”, wciąż jednak, mam takie wrażenie, prawda ta nie dociera do ludzi, zbytnio zajętych sobą i swoją codziennością. I chociaż wszelakiego rodzaju rocznice i wspomnienia raz po raz są obchodzone tu i ówdzie, to wydaje się, że dotyczą one wąskiego grona zainteresowanych. Wielu ludzi coraz częściej nie potrafi nawet odpowiedzieć na bardzo podstawowe pytania, co kryje się pod taką czy inną datą. Jakie wydarzenia, postaci, przyczyny i skutki. Trudno też wtedy reflektować nad historią, która doprawdy, może być wielką nauczycielką życia, a tak często jest zupełnie zapominana lub ignorowana. Stąd cieszy fakt, kiedy spotyka się ludzi, zwłaszcza młodych, którzy podejmują dobrowolnie trud i przygodę poznawania historii, miejsc, wydarzeń. Ludzi, którzy z pozycji fantastów, schodzą do realiów i wyciągają wnioski, dzięki którym kształtują także swój światopogląd.
Kilka dni temu obchodzono 75. Rocznicę wyzwolenia obozu zagłady w Oświęcimiu. Niemiecka nazwa Auschwitz stała się prawdziwym symbolem nie tylko jednego miejsca kaźni, ale wszystkich takich miejsc, które powstały na mapie świata dotkniętego tragiczną nocą II wojny. Były to miejsca okrutne, słusznie nazwane fabrykami śmierci, gdyż ona zbierała tam swoje żniwo dzień i noc. Oświęcim-Brzezinka, były niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady, to miejsce, przez które wiele razy w moim życiu przejeżdżam, gdzie się zatrzymuję. Urodziłem się i wychowałem zaledwie kilkanaście kilometrów od Oświęcimia. Ilekroć przejeżdżam obok terenu obozu, modlę się i zatrzymuję moje myśli na chwilę refleksji. Nie tylko dzięki lekcjom historii w szkole, w ramach których zwiedzaliśmy obóz, a ten przejmujący widok zapisał się w pamięci na całe życie, ale także dzięki historii spotkanych w życiu świadków, którzy ten lub inne obozy przeżyli. Mój śp. dziadek Stanisław, był więźniem obozu w Dachau, skąd przewieziono go do Mauthausen-Gusen, na terenie Austrii, gdzie w kamieniołomach musiał katorżniczo pracować. Jego rodzony brat Jan, przeżył Oświęcim. Moja nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej, pani Jadwiga, była w Oświęcimiu „królikiem doświadczalnym” w laboratoriach doktora Mengele. I wielu, wielu innych. Byli Ślązakami, w obozach, jak wszyscy, numerami, skazanymi na śmierć, bo innej opcji nie było. Ci, którym udało się przeżyć i ocaleć, doświadczyli prawdziwego cudu, inaczej nie można tego nazwać. Kiedy byłem dzieckiem, niewiele słyszałem od dziadka o czasie, który spędził w obozie. To zresztą było jeszcze ponad moją zdolnością rozumienia. Patrzyłem jednak na niego zawsze i myślę o nim wciąż jako o bohaterze, na którego po piekle obozowym, czekało kolejne, tym razem w komunistycznym więzieniu.
Obejrzałem transmisję obchodów z Oświęcimia. Towarzyszyły mi mocne wzruszenia. Już, kiedy prezydent Andrzej Duda cytował przejmujące słowa Tadeusza Borowskiego, więźnia Auschwitz, napisane w 1944 roku, a następnie w imieniu Rzeczypospolitej ponowił wobec ostatnich żyjących świadków zobowiązanie, że będziemy „zawsze pielęgnować pamięć i strzec prawdy o tym, co się tutaj wydarzyło”. Kiedy mówił o Holokauście, który „był zbrodnią wyjątkową w całych dziejach ludzkości. Nienawiść, szowinizm, nacjonalizm, rasizm, antysemityzm przybrały tu postać masowego, zorganizowanego, metodycznego mordu.”. I wraz z prezydentem powtarzałem: „Wieczna pamięć wszystkim ofiarom Auschwitz! Wieczna pamięć ofiarom Holokaustu!”
A później była więźniarka obozu, Batszewa Dagan, mówiła przejmująco bardzo ważne słowa: „Co mi pomogło przeżyć? To, że sama zdecydowałam się zrobić coś dla siebie i sama wybierać to, co chcę, a nie to, co mi rozkazują.” Choć doskonale wiedziała, co może ją za te wybory czekać. I pytała przedstawicieli narodów świata: „Gdzie żeście wy wszyscy byli? Gdzie był świat, który widział i słyszał i nic nie robił, żeby ocalić tyle tysięcy? – I pyta jeszcze: „A co będzie dalej?” Ma rację ta kobieta, nie można zapomnieć! Bo, nawet jeśli nie trzeba się zgadzać ze wszystkim, co powiedział inny były więzień obozu, Marian Turski, głęboką prawdą jest to, że „To się wydarzyło, to znaczy, że się może wydarzyć, to znaczy, że to się może wydarzyć wszędzie”. Taka jest bolesna rzeczywistość, która staje się tym bardziej realna, kiedy nie ma w ludziach, w narodach pamięci historycznej. Hasło: „Nie bądźcie obojętni” zapewne przejdzie do historii. I jest jak najbardziej prawdziwe, gdyż obojętność jest rakiem współczesności, który zbiera okrutne plony, w każdym wymiarze życia.
Kiedy myślę o obozach zagłady II wojny światowej, mam przed sobą fotografię św. Maksymiliana Marii Kolbego, który od dzieciństwa był i jest jednym z moich ważniejszych świętych, a nawet wybrałem go sobie na patrona z bierzmowania. Myślę o Edycie Stein, czyli św. Teresie Benedykcie od Krzyża, która także jest męczennikiem Auschwitz. Myślę o dziesiątkach, setkach, tysiącach i milionach męczenników niemieckich nazistowskich obozów zagłady II wojny światowej, łagrów rosyjskich, więzień. Tych umęczonych i tych, którzy ocaleli, a którzy pomagali innym, bo jak mówiła wspomniana Batszewa Dagan: „A jeszcze jedna rzecz, która pomogła mi w tym piekle żyć, to była przyjaźń. Można było znaleźć sobie grupę ludzi, którzy pomagali jeden drugiemu”. Dlatego: „Wieczna pamięć wszystkim ofiarom! Wieczna pamięć!”
Reklama