Leżaki plażowe przed telebimem i stragany pełne kampanijnych gadżetów na nadmorskiej promenadzie – wiec prezydenta Donalda Trumpa ożywił senny w styczniu letni kurort Wildwood. Niektórzy, by zobaczyć przywódcę USA, ustawiali się w kolejkach już w chłodną niedzielę.
Jak szacują lokalne władze, do Wildwood w stanie New Jersey na wtorkowe spotkanie wyborcze przyjechało ok. 30 tys. zwolenników Trumpa. "To ożywiło miasto. W sezonie mamy w okolicy kilkaset tysięcy turystów, w zimie mieszka tu ok. 5 tysięcy osób" – powiedział PAP lokalny działacz miejski Joey Contino.
Nie wszystkim z przyjezdnych udało się wejść na wiec, który miał miejsce w mieszczącej ok. 7 tys. osób hali. Kilka tysięcy przybyłych oglądało wystąpienie Trumpa na telebimie przed halą. Wielu z nich wsłuchowało się w słowa prezydenta siedząc na przenośnych krzesełkach lub plażowych rozkładanych leżakach.
W hali wyróżniały się osoby ubrane w czerwone czapki i koszulki z kampanijnym hasłem "Make America Great Again". Trump - podobnie jak na poprzednich wiecach - wszedł na scenę w rytm utworu "God Bless the USA" (pol. "Boże błogosław USA").
"Kocham New Jersey i jestem zachwycony, że znów jestem w Stanie Ogrodów" – rozpoczął swoje wystąpienie prezydent, który przez lata - z lepszym lub gorszym skutkiem - inwestował w tym stanie.
W przemówieniu Trump zachwalał politykę gospodarczą, podkreślając m.in. "historycznie niski" poziom bezrobocia w New Jersey. Wskazywał, że korzyści dla USA przyniosą zawarte przez niego dwie umowy handlowe – pierwsza z Chinami oraz druga z Meksykiem i Kanadą, która podpisana zostanie w środę. Wśród okrzyków "USA" oraz "cztery kolejne lata" mówił też o "boomie pracowników przemysłowych" (ang. "blue-collar boom").
Już na początku przemówienia lider Republikanów zaatakował senatora Berniego Sandersa, który zwyżkuje w ostatnich sondażach pretendentów do nominacji Demokratów w wyborach prezydenckich. Skrytykował go i szefową Izby Reprezentantów Nancy Pelosi za "sprzeciwianie się operacji", w której wojska USA zabiły irańskiego generała Kasema Sulejmaniego.
Zgodnie ze swoim zwyczajem politycznym rywalom Trump dodawał przydomki. Sandersa określał "szalonym", Pelosi "nerwową", a Partię Demokratyczną uznał za "socjalistyczną". Tłum reagował głośnym buczeniem na każde wspomnienie o tym ugrupowaniu.
W trakcie przemowy prezydent zaprosił na scenę byłego Demokratę - kongresmena Jeffa Van Drew. Pod koniec grudnia ten reprezentujący New Jersey polityk nie poparł w Izbie Reprezentantów artykułów impeachmentu Trumpa i przeszedł do Republikanów. To właśnie Van Drew zaprosił prezydenta na wiec do Wildwood.
Teraz kongresmen ubiega się o reelekcję z ramienia nowej partii i twierdzi, że o bilety na wtorkowe spotkanie w Wildwood ubiegało się 175 tys. osób. Prezydent we wtorek chwalił go za odwagę i opowiadanie się za niskimi podatkami.
Mniej przychylnym okiem na Van Drew patrzą jego dawni wyborcy. Po ulicach Wildwood we wtorek krążył samochód z przyczepą, na której napisano cytat kongresmena, w którym ten zarzeka się, że nie będzie nigdy popierał Trumpa.
Dla zebranych w Wildwood Trump był jedyną gwiazdą. Wielu z nich docenia politykę ekonomiczną prezydenta i uznaje za dobrą kondycję amerykańskiej gospodarki. "Mój biznes dobrze prosperuje dzięki Trumpowi" – przyznała PAP zwolenniczka prezydenta, która przyjechała z Pensylwanii.
Sympatycy Trumpa nie zgadzają się z tezą, że prezydent używa zbyt ostrej retoryki. "To w końcu ktoś, kto nazywa rzeczy po imieniu" – mówi jedna z mieszkanek New Jersey, dodając jednocześnie, że "media nie oszczędzają prezydenta".
W pobliżu nadmorskiej promenady przeciwko Trumpowi protestowało około sto osób. Wielu z nich na transparentach oskarżało go o faszyzm, rasizm, kłamstwa i niewyjaśnione związki z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. "Nikt nie wie o czym Trump rozmawiał z Putinem w Helsinkach" – mówiła PAP jedna z uczestniczek demonstracji, mając na myśli szczyt w fińskiej stolicy w 2018 roku.
Przeciwnicy prezydenta sceptycznie wypowiadali się o szansach Demokratów w tegorocznych wyborach. Niektórzy oceniali, że obecny przywódca Stanów Zjednoczonych prawdopodobnie zostanie wybrany na drugą kadencję.
Sukcesy wyborcze prezydenta i rozpęd jego kampanii są na rękę objeżdżającym USA sprzedawcom wyborczych gadżetów Trumpa. W Wildwood - jak twierdzili - mieli największy utarg ze wszystkich wieców. Niektórzy gadżety kupowali już w niedzielę. Później, na kilkadziesiąt godzin przed wiecem, ustawiali się w kolejkach do hali, nie zważając na morski wiatr i chłodną aurę.
W Wildwood największym wzięciem cieszyły się zimowe czapki. Niektórzy zakładali je nawet pod charakterystyczne czerwone czapeczki z daszkiem. "Jestem podwójnie trumpowski" – deklarował jeden z mężczyzn ubranych w ten sposób.
O zwycięstwo Trumpa w New Jersey nie będzie jednak łatwo – w 2016 roku prezydent przegrał w tym stanie ze swoją rywalką Hilary Clinton różnicą 14 punktów procentowych.
Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)
Reklama