Bieżące debaty polityczne często próbuje mieszać się z historią. Gorzej, jeśli przy tej okazji głos sprawiedliwych i uciśnionych przestaje być słyszany, do głosu dopuszcza się tylko sprawców zbrodni a z ofiar czyni się agresorów. Dlatego rozumiem prezydenta Andrzeja Dudę, że nie pojawił się 23 stycznia w Jerozolimie, aby uczestniczyć w Światowym Forum Holocaustu. Gdyby tam się pojawił, Polska mogłaby zostać narażona na wysłuchiwanie absurdalnych oskarżeń ze strony Władimira Putina dotyczących odpowiedzialności za wybuch II wojny światowej, bez prawa przedstawienia swojego punktu widzenia. Na szczęście prezydent Rosji tym razem stonował swoje wypowiedzi, ale to, że organizatorzy forum nie przewidzieli wystąpienia przedstawiciela kraju, który stracił w Zagładzie najliczniejszą grupę obywateli to czysta polityka, a nie szukanie historycznego zadośćuczynienia. Tym bardziej, że do głosu dopuszczono prezydentów takich państw jak Niemcy, czy współodpowiedzialna za wysłanie do obozów własnych Żydów Francja.
75 lat temu wojska sowieckie wyzwoliły nazistowski obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. To wydarzenie zostanie upamiętnione podczas uroczystości 27 stycznia w Polsce. Ale – jak już pisałem w tym miejscu tydzień temu – będziemy w tym roku obchodzić wiele “okrągłych” rocznic związanych z ostatnimi akordami najkrwawszego konfliktu w dziejach ludzkości. Jeśli Rosja będzie kontynuować stalinowską narrację, za każdym razem będziemy musieli stawiać czoła zniekształcaniu elementarnych faktów.
Zatrzymajmy na chwilę w kadrze jeden z innych miesięcy tamtej wojny. Jest sierpień 1944 roku. W Warszawie trwa powstanie. Do komór gazowych Auschwitz wciąż maszerują dziesiątki tysięcy Żydów z łódzkiego getta oraz z Węgier. Inny nazistowski obóz koncentracyjny KL Lublin, zwany Majdankiem znajduje się już po drugiej stronie frontu w tzw. Polsce lubelskiej. Faktyczną władzę na zapleczu frontu sprawuje jednak nie powołany w Moskwie Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, a sowieckie NKWD. Baraki obozu na Majdanku znów się zapełniają. Tym razem żołnierzami Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. To tzw. obóz filtracyjny NKWD, z którego wywożono żołnierzy polskiego podziemia dalej na wschód, gdzie najczęściej ślad po nich ginął w archipelagu Gułag – wielkiej sieci obozów stalinowskiego totalitaryzmu. Sowieci wykorzystują na Majdanku całą nazistowską infrastrukturę obozową. Ta zamiana oprawców to więcej niż symbol. Powyższe zestawienie faktów pokazuje straszliwe konsekwencje totalitaryzmów: osamotniona Warszawa walcząca z hitlerowskimi Niemcami, z Armią Czerwoną po drugiej stronie Wisły przyglądającą się rzezi polskich elit. Rozpalone do czerwoności krematoria Auschwitz-Birkenau, gdzie dopełniał się los ostatniego wielkomiejskiego żydowskiego getta Europy i baraki opuszczonego przez Niemców Majdanka zapełniane przez nowych okupantów – Sowietów – żołnierzami podziemia. Wszystko to pod koniec piątego roku wyniszczającej okupacji, u początku której stanęła zmowa obu walczących ze sobą totalitarnych reżimów zapisana w pakcie Ribbentrop-Mołotow.
Z dzielnicy, w której dorastałem dobrze widać komin krematorium nazistowskiego KL Lublin na Majdanku. Niemcy wybudowali go na wzniesieniu, a – jak wspominała moja babcia – swąd palonych ciał było czuć w centrum miasta. Obok tego miejsca wiele lat później postawiono mauzoleum ofiar. To wielka betonowa kopuła zabezpieczająca kopiec z prochami ofiar, wymieszanymi z ziemią i żużlem z krematorium.
Każde wejście na Majdanek wspominam jako szok i traumę, mimo że rodzice w swojej mądrości długo odwlekali pierwszą wizytę w muzeum i bezpośredni kontakt namacalnym dowodem niemieckiej, nazistowskiej machiny zagłady. Potem tak samo starałem się przygotować na to doświadczenie własne dzieci, urodzone już po drugiej stronie Atlantyku. I widziałem w ich oczach to samo przerażenie pomieszane z niedowierzaniem. Zdumienie tym większe, gdy dowiadywały się, że Majdanek nie zaprzestał działalności po tzw. wyzwoleniu przez Armię Czerwoną.
Ta historia nas otacza i smutne jest, że trzeba dziś przypominać o najbardziej elementarnych faktach. Żyją przecież wciąż ludzie, którzy te czasy pamiętają. A nawet jeśli już odeszli, to niemal każda polska rodzina może opowiedzieć swoją własną historię. W mojej wspomina się o dziadku (po mieczu), którego nigdy nie dane mi było poznać, bo Niemcy aresztowali go w lipcu 1944 tuż przed powstaniem warszawskim, w ostatniej akcji czystek polskiej inteligencji. Zginął rozstrzelany gdzieś w Czechach. Nie poznałem nigdy babci po kądzieli, która także umarła w czasie wojny, a pośmiertnie została uznana za sprawiedliwą wśród narodów świata za ratowanie Żydów. Pamiętam śp. teścia, który jako nastolatek został wysłany z Wielkopolski na roboty do Niemiec i przeszedł przez kilka obozów koncentracyjnych. Do końca życia odpalał nerwowo jednego papierosa od drugiego. To część mojej przeszłości, mojego historycznego DNA, mimo że przyszedłem na świat kilkanaście lat po wojnie. To samo odczuwa wciąż każdy Polak. Publiczne egzekucje, łapanki, konfiskaty, przesiedlenia, zesłania i całe lata niewoli mimo upływu trzech ćwierćwieczy, musiały pozostawić swój ślad w zbiorowej pamięci. I tej pamięci trzeba bronić niezależnie od tego, po której stronie Atlantyku przyszło nam żyć.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.
Reklama