Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 00:32
Reklama KD Market

Krem sułtański

Krem sułtański
Nie da się ukryć,  że ten deser ma swój rodowód w czasach słusznie minionych. Nie dociekałam, dlaczego nazwano go sułtańskim. Jedno jest pewne – został na zawsze uwieczniony w polskiej kinematografii w filmie Andrzeja Kondratiuka “Dziewczyny do wzięcia”.   Mnie za to kojarzy się z dzieciństwem. Czasem udawało mi się naciągnąć babcię lub tatę na kupno mi tego deseru w cukierni przy głównej ulicy. Oprócz cudownego smaku miał dla mnie jeszcze jedną zaletę – lekko rozmokniętą bezę na dole. Nie wiem dlaczego, ale właśnie koniec był dla mnie najlepszy. Dopiero potem dowiedziałam się, że to było dosyć nieortodoksyjne podejście do tego deseru.   Robi się go chwilę moment, więc nie ma co się nastawiać na stanie w kuchni godzinami. Nie jest to może super wyszukany deser, bo w końcu to tylko ubita śmietanka, ale jaka pyszna. No i dla niektórych, tak jak dla mnie, łączy się ze wspomnieniami.   2 szklanki śmietanki kremówki (heavy whipping cream), dobrze schłodzonej 5 łyżek cukru pudru 3 łyżki rodzynek 2 łyżki rumu 3 łyżki naturalnego kakao 3-4 małe bezy   Czas przygotowania: 10 min + 30 min moczenia rodzynek Porcje: 4 osoby Rodzynki zalej rumem i odstaw na 30 minut do namoczenia. Następnie odcedź i zostaw na sitku, żeby ociekły jak najlepiej. W tym czasie ubij na sztywno schłodzoną śmietankę kremówkę. Podziel na dwie równe części. Do jednej dodaj 3 łyżki cukru pudru, 3 łyżki naturalnego kakao oraz połowę namoczonych rodzynek, zmiksuj. Do drugiej dodaj 2 łyżki cukru pudru, również krótko zmiksuj. Do 4 pucharków lub innych szklanych naczyń, włóż na dno pokruszoną bezę, nałóż ciemny krem, a następnie jasny. Wierzch posyp resztą rodzynków (ja wybrałam granaty, a całość rodzynek dałam do ciemnego kremu). Górę możesz ozdabiać dowolnie: bezami, orzechami, rurkami z kremem, świeżymi owocami (truskawki, maliny). Kasia Marks Kasia Marks Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym. fot.arch. Kasi Marks
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama