Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 09:30
Reklama KD Market

Śpieszmy się kochać NATO

Dwie dekady temu Polacy w USA masowo zaangażowali się w akcję przekonywania członków Kongresu do wyrażenia zgody na przyjęcie Polski do NATO. To była operacja bez precedensu,  do dziś zresztą najskuteczniejsza kampania lobbingowa w dziejach amerykańskiej Polonii.  Przypominam te czasy nie z chęci odcinania kuponów od wyimaginowanych kombatanckich zasług, ale dlatego, że dla całego pokolenia Polaków i Amerykanów polskiego pochodzenia członkostwo krajów Europy Środkowo-Wschodniej w najsilniejszym sojuszu obronnym świata jest tak oczywiste, jak to, że co rano wstaje Słońce. Wtedy nic jednak nie było tak oczywiste. W obu izbach Kongresu istniały poważne wątpliwości, czy warto poszerzać transatlantycką strefę bezpieczeństwa o kraje byłego bloku sowieckiego. Głównym argumentem były obawy, aby nie “drażnić niedźwiedzia” i nie nadepnąć za mocno na odcisk Rosji. Tamta decyzja Kongresu okazała się przełomowa. Dziś członkami sojuszu są nie tylko dawne kraje niesławnej pamięci Układu Warszawskiego, ale także kraje bałtyckie zaanektowane osiemdziesiąt lat temu przez ZSRR i włączone do jego terytorium. Warto o tym pamiętać, gdy plotkarskie media relacjonując szczyt NATO w Londynie skupiają się nie na konkretnych ustaleniach, ale na uchwyconych przez kamery pogawędkach przywódców Wielkiej Brytanii, Kanady, Francji dotyczących Donalda Trumpa. Warto przypomnieć o tym nawet w rubryce przeznaczonej na felieton – z definicji lekki, łatwy i przyjemny w czytaniu. To co naprawdę wydarzyło się w stolicy Albionu było dużo ważniejsze od polityków plotkujących za plecami o swoim koledze po fachu. Przed spotkaniem w Londynie atmosfera w NATO była napięta z powodu szantażu Turcji oraz wielu innych, nierozwiązanych problemów w łonie sojuszu. Nad szczytem zaciążyła też wcześniejsza wypowiedź francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona o ,,śmierci mózgowej” sojuszu. Prezydent Rosji Władimir Putin z pewnością zacierał ręce z radości. Wszystko to sprawiło, że nie mieliśmy do czynienia ze zwykłym sporem sojuszników, ale z poważniejszym kryzysem. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan groził zablokowaniem poparcia NATO-wskich planów obrony krajów bałtyckich i Polski, jeśli członkowie paktu nie uznają kurdyjskich ugrupowań, z którymi walczy za organizacje terrorystyczne. Wcześniej Turcja wbrew stanowisku Waszyngtonu kupiła od Rosji systemy obronne S-400, nie informując sojuszników podjęła operację wojskową w północnej Syrii. Ponieważ Ankara prowadzi wojnę z Kurdami również na własnym terytorium, spełnienie jej żądań równałoby się to zaangażowaniu NATO w walce przeciwko temu narodowi. Była to iście diabelska alternatywa – sojusz stanowiący od 70 lat gwarancję stabilności największych demokracji zachodnich otwarcie potępiłby Kurdów – największy naród na świecie usiłujący wybić się na niepodległość. Sytuacja naprawdę niewesoła. Macron bredzący o  ,,śmierci mózgowej” aliansu i nieustępliwość Turcji flirtującej otwarcie z Rosją mogłyby doprowadzić do erozji sojuszu i sprawić, że pod znakiem zapytania stanęłoby zobowiązanie zapisane w art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, iż atak na jednego sojusznika będzie uważany za atak na wszystkich. A to jak do tej pory – najskuteczniejszy czynnik odstraszający kraje, którym zależy na rozbiciu jedności obronnej Zachodu. Wbrew szumnym deklaracjom o poszanowaniu wolności i wartości, w tym demokracji, wolności jednostki, praw człowieka i praworządności NATO nie jest grzecznym chłopcem. To sojusz polityczno-obronny, który musi szukać kompromisów uwzględniających interesy wszystkich członków. Jednocześnie jest nieustannie testowany przez kraje, którym z NATO nie po drodze. To im zawdzięczamy wzmacnianie narracji o końcu Pax Americana i słabnięciu więzi między Europą i Ameryką Północną. Różne podmioty państwowe i niepaństwowe kwestionują porządek międzynarodowy, który w obecnej postaci gwarantuje bezpieczeństwo USA i tej części Europy, w której znajduje się Polska. Tym razem również mieliśmy do czynienia z podobną grą. Na szczycie mimo licznych napięć udało się uzgodnić zwiększenie obecności NATO na wschodniej flance sojuszu i przyjąć wspólną deklarację, ale to okazało się dla wielu mediów mniej ciekawe od plotek o kuluarowych szeptankach przywódców, co można przypisać albo ignorancji, albo wręcz głupocie moich kolegów po fachu. Śpieszmy się więc kochać NATO. Sojusz może nie najpiękniejszy i najsympatyczniejszy, ale za to skuteczny. W końcu to nie wybory Miss Universum, ale próba znalezienia antidotum na rozmieszczanie przez Rosję nowych rakiet średniego zasięgu u polskich granic, na działania hybrydowe, terroryzm, czy zagrożenia cybernetyczne.  Politycy przychodzą i odchodzą. NATO trwa. I oby tak było jak najdłużej. Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

  fot.Toms Kalnins/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama