Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.
fot.Pixabay.com
Jeśli uczeń w szkole powie, że dwa plus dwa równa się pięć, to oczywiście jest w błędzie, ale niech ręka boska broni postawić mu za to F, czy po polsku pałę. Tak przynajmniej ma być w Seattle, gdzie matematyczne porażki edukacyjne uznano za skutek wielowiekowej dyskryminacji.
Gdy pierwszy raz przeczytałem o tym, co wymyślono w Seattle, myślałem, że padłem ofiarą kolejnego fake newsa. W końcu po sieci krąży ich bez liku, o czym zresztą pisałem już w tym miejscu. Ale nie. O sprawie napisały mainstreamowe media. Okazało się, że komitet doradczy Ethnic Studies Advisory Committee (ESAC), podlegający superintendentowi systemu szkół publicznych w Seattle, opublikował dokument dotyczący ram nauczania matematyki. Można się z niego dowiedzieć, że ,,zachodnie” podejście do królowej nauk od pokoleń było narzędziem dyskryminacji, szykanowania mniejszości i imperializmu. (Dla niedowiarków podaję internetowe namiary: https://www.k12.wa.us/sites/default/files/public/socialstudies/pubdocs/Math%20SDS%20ES%20Framework.pdf.)
Co ma matematyka do stosunkowo nowej dyscypliny określonej mianem ,,ethnic studies”? Polecam tu lekturę dokumentu, który zredukował nauczanie podstawowego przedmiotu szkolnego do kwestii współczesnych podziałów społecznych.
Absurd sytuacji polega na tym, że matematyka była zawsze najczystszym z narzędzi wyrażania prawd uniwersalnych. Podczas lekcji matematyki nie uczono zazwyczaj historii. Trudno to sobie nawet było wyobrazić. Rasistowska tabliczka mnożenia? (Nawiasem mówiąc dzieci w USA i tak nie uczą się jej na pamięć.) Dyskryminacyjne pierwiastkowanie? Szykanująca trygonometria? Absurd i jeszcze raz absurd.
Dyskusja na temat pomysłów edukatorów z Seattle toczy się jednak leniwie i niejako mimochodem, bo jak to w USA zwykle bywa – na przeszkodzie do bardziej otwartego dyskursu stoi wszechpotężna reguła politycznej poprawności. Wystarczy jedno źle sformułowane krytyczne zdanie, aby zostać posądzonym o zaściankowość i rasizm. Do tego doprowadziły skrajnie radykalne próby rewizji historii. Oczywiście – historię zawsze pisali zwycięzcy, ale każda próba jej nauczania z ideologicznych pozycji kończyła się smutno. I nie miała nic wspólnego z historią. Polakom, którzy przeszli przez doświadczenie niewoli i totalitarnego reżimu, tego akurat nie trzeba tłumaczyć.
Lubię Seattle, miasto Microsoftu i Boeinga (koncern co prawda przeniósł centralę do Chicago, ale wciąż utrzymuje w stanie Waszyngton swoje wielkie zakłady), mam tam nawet kilku znajomych po fachu, ludzi bądź co bądź inteligentnych. Miejsce urokliwe, choć może zbyt wilgotne – w końcu na pobliskim Olympic Peninsula zobaczyć można unikalne lasy deszczowe. Ale trudno uwierzyć, że to woda tak rozmiękczyła mózgi oświatowym ideologom. W wielu stanach zdominowanych przez liberalnych wyborców (Vermont, Oregon, Kalifornia itd.) wdrożono programy ethnic studies, ale nigdzie nie rewidowano kanonu nauczania nauk ścisłych z ,,antyrasistowskich” pozycji.
Dzieje się to w czasach, gdy pracodawcy w całym kraju gorączkowo poszukują fachowców posiadających kompetencje w dziedzinach zawartych w akronimie STEM (science, technology, engineering and mathematics – nauki ścisłe, technologia, inżynieria i matematyka). Paradoksalnie – tych specjalistów sprowadza się z zagranicy, głównie z Indii i Chin, bo system edukacyjny nie jest w stanie wypuścić wystarczającej liczby wykształconych młodych ludzi.
,,Systemy edukacyjne i szkoły odgrywają kluczową rolę w określaniu zainteresowań dzieci i młodzieży przedmiotami STEM, a także zapewnianiu równych szans dostępu do wysokiej jakości edukacji w zakresie STEM i czerpania z niej odpowiedniej korzyści” – można przeczytać w Wikipedii w haśle dotyczącym nauczania dziedzin ścisłych. Tymczasem trudno o skuteczniejszy demotywator, jeśli dzieci w ramach zajęć z matematyki dowiadywać się będą, że nauka matematyki jest zła i to z jej powodu cierpiały przez pokolenia mniejszości. Ideologia wbrew logice narzuca pogląd, że biedniejsi i należący do mniejszości rasowych uczniowie mieli zawsze niejako z automatu gorzej bo zaatakowano ich matematyką. Jeśli uczniowie słyszeć będą argumenty, że należy dążyć do odrzucenia wiedzy narzucanej z ,,zachodnich” pozycji – skąd mieliby znaleźć motywację do poznawania prawa Pitagorasa, czy wzorów skróconego mnożenia? Trzeba być ślepym, aby nie widzieć, że zamiast prostować edukacyjne ścieżki stawia się mniej uprzywilejowanym uczniom jeszcze wyższe bariery.
Ale cóż – logika, jako dziedzina wiedzy o sposobach jasnego i ścisłego formułowania myśli, czy regułach poprawnego rozumowania i uzasadniania twierdzeń, jest ściśle powiązana z matematyką. Jako taka – także może być uznana za narzędzie ,,zachodniej” opresji. I to niezależnie od tak oczywistych faktów jak te, że Stany Zjednoczone korzystały w przeszłości i korzystają nadal z dorobku najwybitniejszych matematyków z całego świata. A cofając się głębiej w przeszłość: obecny system liczenia stworzono w Indiach, system cyfr arabskich przejęliśmy od muzułmańskich matematyków, a pojęcie zera pojawiło się zarówno w starożytnym Babilonie, jak i w cywilizacji Majów.
Tomasz Deptuła
Reklama