Chicagowscy nauczyciele autoryzowali strajk. Jednak burmistrz Chicago Lori Lightfoot wyraziła przekonanie, że do niego nie dojdzie, bo zostanie wynegocjowane porozumienie ws. nowego kontraktu pracowniczego pedagogów.
Ponad 90 proc. nauczycieli i szkolnego personelu pomocniczego, którzy zrzeszeni są w związku zawodowym Chicago Teachers Union (CTU), głosowało za strajkiem. To znacznie więcej niż wynosi wymagane minimum 75 procent. Głosowanie odbywało się w dniach 24-26 września. Wyniki ogłoszono w nocy 26 września. Protest mógłby się zacząć najwcześniej 7 października.
Burmistrz Chicago Lori Lightfoot wydała 27 września oficjalne oświadczenie, w którym wyraziła przekonanie, że do strajku nie dojdzie, bo zostanie wynegocjowane porozumienie ws. nowego kontraktu pracowniczego. Podkreśliła też, że oferta, którą odrzucił związek CTU, gwarantowała 16-procentową podwyżkę płac w ciągu pięciu lat. Po tym okresie większość nauczycieli zarabiałaby prawie 100 tys. dol. rocznie, dzięki czemu znaleźliby się w grupie najlepiej wynagradzanych pedagogów w kraju – podkreśliła Lightfoot.
Jednak szef związku zawodowego Jesse Sharkey stwierdził, że pieniądze to nie wszystko i domaga się zapisu w kontrakcie, dotyczącego zmniejszenia liczby uczniów w klasach i zatrudnienia personelu pomocniczego, m.in. szkolnych pracowników socjalnych, pielęgniarek i bibliotekarzy. Nauczyciele chcą też 15-procentowej podwyżki płacy w ciągu trzech lat i odrzucają nawet minimalny wzrost składek ubezpieczenia medycznego.
Burmistrz Lori Lightfoot zapewniła, że władze miasta i kuratorium oświatowe Chicago Public Schools (CPS) chcą przyjąć do szkół więcej personelu i poprawić warunki nauki, i kwestia ta nie powinna stanowić przedmiotu sporu między CTU i CPS.
(ao)
fot. Tannen Maury/EPA/Shutterstock
Reklama