W czwartek 26 września całe Chicago z napięciem czekało na wyniki głosowania w sprawie strajku nauczycieli, którzy odrzucili hojny kontrakt, zaproponowany przez władze miasta i kuratorium oświatowe.
16-procentowa podwyżka płac – odrzucona
Liberalna i normalnie prozwiązkowa gazeta ,,Chicago Sun-Times” poczyniła ideologiczny wyłom, gdy zaapelowała do chicagowskich nauczycieli, aby nie strajkowali i przyjęli dobrą ofertę pracodawcy, której – w opinii gazety – może pedagogom pozazdrościć wielu mieszkańców miasta.
W myśl kontraktu zaoferowanego przez pracodawcę – kuratorium oświatowe Chicago Public Schools (CPS) i władze miasta – nauczyciele otrzymaliby ogółem 16 proc. podwyżki uposażenia w ciągu pięciu lat, co w budżecie miejskim stanowi 351 mln dol. Dodatkowo, składki medyczne pedagogów nie wzrosłyby przez pierwsze dwa lata kontraktu i zwiększyłyby się ogółem tylko o 1 proc. przez pozostałe trzy lata kontraktu. Jednak związek zawodowy nauczycieli, Chicago Teachers Union (CTU) odrzucił te hojną propozycję i zażądał 15-procentowej podwyżki w ciągu 3 lat, utrzymania dotychczasowych składek medycznych, a także lepszych warunków pracy, redukcji liczby uczniów w klasach i zatrudnienia dodatkowych szkolnych pracowników socjalnych, pielęgniarek i bibliotekarzy.
Choć burmistrz Lori Lightfoot i CPS zapewniali wielokrotnie, że zostaną spełnione żądania dotyczące wielkości klas, personelu i warunków pracy, to szef CTU Jesse Sharkey zażądał gwarancji na piśmie, wpisanych w kontrakt. Narzekał też, że Lightfoot i CPS ,,wykazują złą wolę w toku negocjowania nowej umowy o pracę”, czemu burmistrz gorąco zaprzeczyła i wyraziła gotowość do spotkania się z Sharkeyem osobiście, co zbył milczeniem.
Kto i dlaczego chce strajku
Uporczywe parcie Jesse’ego Sharkeya na strajk zwróciło uwagę opinii publicznej i sprowokowało media do prześwietlenia sylwetki – jak się okazuje, nie tak bardzo świetlanej – związkowego działacza. Na pytanie, dlaczego Jesse Sharkey podburzał nauczycieli do strajku, częściowo udzielił odpowiedzi znany chicagowski dziennikarz Mark Konkol.
W opublikowanym pod koniec sierpnia artykule, przypisał Sharkeyowi hipokryzję i próbę umocnienia się w roli przywódcy CTU, a nawet ambicje polityczne. Konkol, laureat Pulitzera, napisał na łamach ,,Patch”, że Sharkey przemawia jak przedstawiciel ciężko pracującej klasy średniej, ale mieszka jak magnat w Rogers Park w domu wartym 1,5 mln dolarów, z garażem mieszczącym trzy samochody i jeździ Teslą, a jego żoną jest córką Richarda Faina, miliardera i właściciela Royal Caribbean Cruises, sympatyzującego z republikanami. Zarzucając korporacjom, m.in. McDonalds, globalizację oraz negatywny wpływ na środowisko i wyzysk pracowników, Sharkey nie wspomniał, że korporacja jego teścia zapłaciła kary za złe traktowanie pracowników oraz uiściła 18 mln. dolarów grzywny za nielegalne zrzucanie oleju napędowego i szkodliwych dla środowiska substancji.
Konkol zwrócił też uwagę, że podczas gdy Sharkey mówił, że wiedzie normalne życie z żoną i posyła dzieci do szkoły publicznej, to nie wspomniał, że jest to tzw. szkoła magnet, czyli oferująca edukację na wysokim poziomie, w celu przyciągnięcia najlepszych uczniów. Dysonans polega na tym, że oficjalnie prezes CTU jest przeciwko mnożeniu szkół magnet, ponieważ odbywa się to ze szkodą dla szkół dzielnicowych, ale sam posyła dzieci do jednej z nich, sporo oddalonej od jego miejsca zamieszkania.
Konkol postawił też pytanie o wiarygodność i intencje obecnego prezesa CTU przypominając, że jego poprzedniczkę, Karen Lewis, strajki z 2012 roku wyniosły na tyle wysoko, że postanowiła startować w wyborach na burmistrza Chicago w 2015 roku, stanowiąc poważne zagrożenie dla Rahma Emanuela, ale ostatecznie wycofała się z wyścigu wyborczego z powodu raka. Czy podobne, motywowane politycznie intencje ma również Jesse Sharkey, wykorzystujący frustrację rzeszy nauczycieli – pytał Konkol.
Nie chodzi o pieniądze?
Burmistrz Lori Lightfoot oświadczyła, że oferta finansowa, jaką otrzymali nauczyciele od władz miasta i kuratorium jest atrakcyjna i lokuje ich wśród najlepiej zarabiających pedagogów w kraju. Jednak szef związku CTU Jessey Sharkey oznajmił, że nie chodzi tylko o pieniądze, ale też o poprawę warunków nauczania w szkołach, do których uczęszcza prawie 300 tys. uczniów.
Zgodnie z przepisami stanowymi, potrzebne jest co najmniej 75 procent głosów, by strajk został zatwierdzony i mógł się odbyć najwcześniej 7 października. CTU liczy ok. 20 tys członków. W 2012 r. za strajkiem – wówczas pierwszym od 20 lat – głosowało 90 procent członków związku nauczycieli. CTU jest afiliowany z centralami związkowymi: American Federation of Teachers, Illinois Federation of Teachers, Chicago Federation of Labor oraz AFL-CIO.
Wczoraj, w czwartek 26 września, chicagowscy rodzice i uczniowie z napięciem czekali na wyniki głosowania przesądzającego o losach strajku. Wyniki miały zostać ogłoszone późnym wieczorem lub w nocy.
Alicja Otap
[email protected]
Współpraca: Anna Rosa
Na zdjęciu: Strajk nauczycieli w Chicago w 2012 roku
fot.Tannen Maury/EPA/Shutterstock
Reklama