To miała być ustawa liberalizująca system przyznawania zielonych kart dla osób starających się o prawo stałego pobytu poprzez sponsorowanie przez pracodawcę. I omal nie przeszła przez Kongres. Na szczęście przytrzymano ją w Senacie, bo w proponowanej postaci wszystkie zielone karty z tych kategorii uzyskaliby przybysze z Indii i Chin.
Losy Fairness for High-Skilled Immigrants Act of 2019, bo tak nazwano kontrowersyjny projekt, są przykładem, do czego może doprowadzić majstrowanie przy prawie imigracyjnym pod wpływem lobby jednej z kluczowych gałęzi gospodarki. To także dowód na prawdziwość przysłowia, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
Bez 7-procentowego limitu
Polska już wiele lat temu przestała być imigracyjnym tuzem i nie zalicza się do państw, z których napływa do USA najwięcej osób. Dobitnym dowodem na to jest powrót do programu loterii wizowych. Z tego programu, mającego na celu dywersyfikację imigracji do USA automatycznie wyklucza się przecież obywateli państw z największą liczbą wydawanych zielonych kart w drodze sponsorowania rodzinnego i pracowniczego. Ale inne grupy etniczne od lat walczą o wykrojenie dla siebie jak największej części z ograniczonej do 140 tys. puli zielonych kart ze sponsorowania pracowniczego. Temu ma także służyć Fairness for High-Skilled Immigrants Act of 2019, oznaczony w Senacie jako S386, a w Izbie Reprezentantów – HR1044. Projekt znosi bowiem 7-procentowy limit wiz stałego pobytu obowiązujący imigrantów z jednego kraju.
Za uchwaleniem takiego rozwiązania stoją szlachetne pobudki – chęć rozładowania kolejek legalnych pracowników z wizami H1-B oczekujących na zielone karty. Osoby te często muszą wracać do kraju pochodzenia, nie mogąc legalnie przedłużać pobytu do momentu, gdy będą dla nich dostępne zielone karty. Problem jednak w tym, że w kolejce czekają przede wszystkim obywatele Indii i (w mniejszym stopniu) Chin.
Za ustawą opowiada się lobby technologiczne, któremu zależy na ściąganiu specjalistów głównie z Indii. Information Technology Industry Council, organizacja reprezentująca interesy największych spółek branży high-tech (m.in. Google, Microsoft, czy IBM) wysłała list do Kongresu w tej sprawie, nazywając 7-procentowy limit ,,kontrproduktywnym”.
Gdyby projekt sponsorowany przez parę senatorów z obu partii (Mike Lee Republikanin z Utah oraz sen. Kamala Harris demokratka z Kaliforni), stał się prawem, już w przyszłym roku Indusi i Chińczycy zgarnęliby 85 proc. wszystkich zielonych kart z puli pracowniczej, a w 2021 i 2022 roku – nawet 90 proc. Ze zmian w sponsorowaniu rodzinnym, gdzie limit narodowościowy ma zostać podwyższony do 15 proc. skorzystają także obywatele Meksyku, kosztem potencjalnych imigrantów z innych krajów. Z kolei w kategorii wiz EB-5 dla inwestorów w USA masowo pojawią się Chińczycy, którzy w kolejkach czekają dziś najdłużej.
Jak działa system
Co roku Stany Zjednoczone przydzielają 140 tysięcy wiz stałego pobytu z puli sponsorowania pracowniczego. 7-procentowy limit oznacza, że z jednego kraju może pochodzić 9800 osób. Od lat w tej kategorii dominują obywatele Indii, którzy wyprzedzają Chińczyków i Filipińczyków. Według libertariańskiego think-tanku Cato Institute przy obecnych kolejkach czas oczekiwania dla Indusów mierzy się już nie w latach, ale w dekadach. National Foundation for American Policy szacuje czas oczekiwania w tej grupie etnicznej na 7-10 lat. Zniesienie limitu i zastosowanie zasady ,,kto pierwszy ten lepszy” rozładowałoby korek liczący obecnie 370 tys. obywateli Indii. To tylko jedna strona medalu, bo zniesienie limitów narodowościowych zablokowałoby jednocześnie możliwość legalnej imigracji Polakom, Kolumbijczykom, Koreańczykom i imigrantom z mniejszych krajów, którzy znaleźli sobie pracodawcę w USA.
Ten argument przytaczają właśnie przeciwnicy ustawy. Ich zdaniem zniesienie limitów narodowościowych w praktyce odcięłoby imigrantów z mniej zaludnionych krajów od zielonych kart z puli pracowniczej. Nowy system faworyzowałby więc osoby pochodzące z zaledwie kilku (w praktyce dwóch lub trzech) krajów.
Skorzysta tylko high-tech
Co więcej, usunięcie ograniczeń narodowościowych miałoby także konsekwencje makroekonomiczne i geograficzne. Posiadacze wiz H1-B to najczęściej wykwalifikowani pracownicy high-tech, którzy zdominowaliby całą pulę zielonych kart, kosztem innych sektorów gospodarki, gdzie też brakuje rąk do pracy, takich jak choćby służba zdrowia, gdzie poszukuje się na gwałt pielęgniarek. Przedstawiciele społeczności latynoskiej mówią wręcz o niebezpieczeństwie co najmniej 10-letniej hindusko-chińskiej dominacji w tej kategorii wiz. Wtórują im także prawnicy imigracyjni, tłumacząc, że teraz w kolejce czekać będą wszyscy. ,,To przyklejanie łaty na starych spodniach. Zaległości są ogromne, ale powinno się rozwiązać ten problem poprzez zwiększenie ogólnego limitu wiz, a nie przez zablokowanie imigracji z całego świata” – uważa Tammy Fox-Isicoff, z American Immigration Lawyers Association. Jej zdaniem Fairness for High-Skilled Immigrants Act of 2019 może także wpłynąć negatywnie na losy uczestników programów Deferred Action for Childhood Arrivals (DACA) lub Temporary Protected Status (TPS), gdyby Kongres zechciał ustawić ich w kolejce po zielone karty.
,,Pracodawcy ze stanów, które są technologicznymi hubami jak Kalifornia, czy Utah tradycyjnie wykorzystują częściej pracowników z Indii, ponieważ są oni ekspertami w tej dziedzinie – twierdzi Tammy Fox-Isicoff – ale na przykład na Florydzie mamy bardzo dużo inżynierów z branży lotniczej, czy specjalistów od handlu zagranicznego. Osoby ubiegające się o zielone karty pochodzą tam głównie z Ameryki Łacińskiej lub Europy”.
Lepsze wrogiem… kiepskiego?
Limity przy przyznawaniu zielonych kart obowiazują w USA od 1965 roku i z pewnością nie są rozwiązaniem doskonałym. Za takie trudno też uznać zmiany proponowane w nowej ustawie. Wszystko to przypomina przesypywanie piasku w tej samej piaskownicy – prawodawcy nie wspominają bowiem o rozwiązaniach najprostszych, takiej jak zwiększenie – choćby tymczasowe – ogólnego limitu wydawanych zielonych kart. Nie mówiąc już o kompleksowej reformie całego systemu. Ale przy obecnej administracji – to marzenie ściętej głowy.
O Fairness for High-Skilled Immigrants Act of 2019 na pewno jeszcze będzie głośno. Ustawa przeszła gładko przez Izbę Reprezentantów już 10 lipca (stosunek głosów 365-65). W ubiegłym tygodniu głosowanie w Senacie nad projektem zablokował republikanin z Georgii sen. David Perdue. Brak jednomyślności (tzw.unanimous consent) oznacza, że projekt trafi do komisji i będzie można zgłaszać do niego poprawki. Losy ustawy nie są więc przesądzone. Jeśli jednak ma przejść przez Kongres, warto aby ustawodawcy uwzględnili interesy więcej niż jednego sektora amerykańskiej gospodarki. I pamiętali, że w amerykańskim tyglu kulturowym (melting pot) nie powinno zabraknąć imigrantów z mniejszych krajów.
Jolanta Telega
[email protected]
fot.depositphotos.com
Reklama