Jedną z najbardziej znanych polskich słodkości są śliwki w czekoladzie. Wiadomo, że czekolada ogólnie lubi dodatki i komponuje się świetnie z owocami, bakaliami i przyprawami. Jednak nie kojarzę by jeszcze w jakimś innym kraju robiono śliwki w czekoladzie. W sumie i dobrze – niech będą to polskie cukierki.
Ale dzisiaj proponuję trochę inne połączenie śliwek i czekolady, bo w formie brownie z dodatkiem tych owoców. Wiadomo, że brownie to najprostsze ciasto świata, które nie wymaga wiele czasu, pracy, naczyń. W sumie spokojnie da się je zrobić w jednej misce.
To konkretne można zrobić dosłownie za pięć 12 lub gdy przyjdzie ochota na coś słodkiego. Śliwki przełamują słodycz, dzięki swojemu lekko kwaśnemu smakowi. Do tego orzechy, które jak wiadomo są wiernym przyjacielem czekolady. Czy można chcieć czegoś więcej? Tylko drugiego kawałka.
8 oz czekolady gorzkiej lub chipsów czekoladowych
1 szklanka zimnego masła, pokrojonego w kostkę
1 i ⅛ szklanki cukru
3 jajka, duże
4 łyżki kakao
⅓ szklanki mąki pszennej
6-8 śliwek, dużych, przekrojonych na pół
½ szklanki grubo pokrojonych orzechów włoskich albo pekanów
Czas przygotowania: 15 min
Czas pieczenia: 40 min
Porcji: 12 kawałków
Piekarnik nagrzej do 325 °F i przygotuj kwadratową formę 8 x 8 cala, wyłóż papierem do pieczenia.
Czekoladę i masło włóż do miski i postaw na rondlu z gotującą wodą. Rozpuszczaj całość, często mieszając. Uważaj, żeby woda nie dostała się do środka miski.
Kiedy masło i czekolada już się rozpuszczą i połączą, odstaw je do lekkiego ostudzenia, na ok. 5 min. Następnie dodaj cukier i starannie wymieszaj.
Dodaj jajka, po każdym starannie mieszając. Na końcu wsyp kakao, mąkę i orzechy. Wymieszaj.
Ciasto przelej do przygotowanej formy. Na wierzchu ułóż śliwki, przekrojeniem do góry. Formę wstaw do nagrzanego piekarnika i piecz ok. 40 min. Ciasto powinno być lekko ledwo co ścięte.
Odstaw do ostygnięcia. Pokrój na kwadraty.
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
fot.arch. Kasi Marks
Reklama