Powiedzmy sobie szczerze – dzisiejsze czasy nie zawsze pozwalają na zabawy w kuchni. Jednak to absolutnie nie znaczy, że mamy się poddać i jadać gotowe jedzenie, a już nie daj boże fast food. Mimo to szczerze zachęcam do korzystania z gotowych półproduktów, bo dzięki nim nawet w zwykły dzień powszedni można skomponować danie, które smakuje domową kuchnią i niedzielą.
Tym razem wykorzystałam gotowe tortellini z pomidorami i mozzarellą. Gdybym chciała je sama lepić potrzebowałabym pół wolnego dnia, a tak szast prast i danie było gotowe w kilka minut, czyli tyle, ile szykowałam sos.
Sos jest bardzo fajny, a wpadłam na jego pomysł całkiem przypadkiem, bo akurat miałam w lodówce ser pleśniowy typu roquefort. Bardzo go lubię, bo nie dość, że dodaje różnym daniom fajny posmak, to jeszcze je zagęszcza i czyni serowymi. Wkruszyłam go więc do sosu pomidorowego, dodałam delikatny chlust śmietanki i wyszło prawdziwe pomidorowe cudo. Można wypróbować również do innych dań z makaronem.
1 paczka świeżych tortellini z dowolnym nadzieniem (1 lb)
Sos:
2 łyżki oliwy
3-4 ząbki czosnku (zależy jaką ostrość lubisz)
1 puszka pomidorów z zalewą (1 lb)
4 łyżki śmietanki (double cream)
7 oz sera pleśniowego z niebieską pleśnią (np. Roquefort)
Garść liści bazylii
Szczypta soli
1 łyżeczka świeżo mielonego czarnego pieprzu
Czas przygotowania: 20 minut
Porcje: dla 2 osób
W oddzielnym garnku nastaw wodę na tortellini i ugotuj je zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
Ząbki czosnku obierz i posiekaj grubo. Na patelni rozgrzej oliwę, wrzuć posiekany czosnek i podsmażaj 30 sekund, aż zacznie mocno pachnieć, ale nie rumienić się. Dolej posiekane pomidory z zalewą.
Płomień zmniejsz do minimum i przykryj, żeby sos się trochę poddusił i zredukował, ok. 10 min.
Po tym czasie dodaj pokruszony ser i śmietankę. Zostaw odkryte i mieszaj od czasu do czasu, aż ser się rozpuści.
Pokrój bazylię. Sos dopraw solą i pieprzem. Uważaj z solą, bo ser pleśniowy jest dosyć słony.
Do gotowego sosu wrzuć pokrojoną bazylię oraz odcedzone tortellini. Wymieszaj i podawaj od razu.
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
fot.arch. Kasi Marks
Reklama