Mistrzostwo zdobyte jedną ręką. 25-letni Andrzej Fonfara mistrzem świata IBO
Andrzej Fonfara (23-2, 13 KO) rozpoczął wieczór w szatni Uniwerstetu Illinois w Chicago od masażu i rozmów nie o swoim rywalu Tommy Karpencym (21-4, 14 KO), ale o szansach Legii ...
- 11/18/2012 11:30 PM
Andrzej Fonfara (23-2, 13 KO) rozpoczął wieczór w szatni Uniwerstetu Illinois w Chicago od masażu i rozmów nie o swoim rywalu Tommy Karpencym (21-4, 14 KO), ale o szansach Legii w wyjazdowym meczu z Lechem Poznań. “Jest rozluźniony, ma fizyczną formę na 150 procent, tak jak na Glena” – mówił drugi trener Polaka, Bogdan Maciejczyk. “Jest silny jak zwierzak, nie wierzę, że Karpency będzie w stanie go powstrzymać”. Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, że wieczór w UIC będzie wieczorem nokautów i kontrowersji, a walka, którą "Polski Książę" mógł skończyć w pierwszej rundzie, zamieni się w bitwę, a Fonfara będzie walczył z pękniętą kością dłoni...
Fonfara do UIC Pavilion, gdzie toczył swoją dwunastą zawodową karierę, przyjechał już krótko po szóstej wieczorem z całą swoją ekipą. Co prawda nikt za bardzo nie wierzył, że walka – zgodnie z zapewnieniami promotora – rozpocznie się nie później niż o dziesiątej wieczorem. “Normalka, nie robimy nic, dopóki nie będzie wiadomo, kiedy Andrzej wyjdzie do walki. Jak będziemy gotowi, to trafimy do ringu” – mówi Marek Fonfara, brat, a przy okazji manager “Polskiego Księcia”. Przydomek wybrał cztery lata temu nie sam Andrzej, ale Bernie Bahrmasel, PR-owiec pracujący dla promotora Polaka, Dominica Pesoli. “Andrzej nie lubił tego przydomka, sam nigdy go nie używał, ale tak jakoś zostało, prasa szybko to podchwyciła” – mówi Bernie.
“Cudowny Dzieciak” – tak nazywa się piosenka “Hemp Gru”, przy której Fonfara już po raz drugi wychodził na ring. Pierwszy raz był specjalny, bo Fonfara walczył z legendarnym Glenem Johnsonem i na taką samą walkę liczyli jego trenerzy. Po pierwszych 120 sekundach wyglądało na to, że korespondencyjny pojedynek z Nathanem Cleverly "Polski Książę" wygrał z łatwością. Ciosy Fonfary, nawet przyjmowane na gardę, przesuwały Karpencego po ringu. Zawodnik z Ohio, który jak sam przyznał był znacznie lepiej przygotowany, niż kiedy bił się z Nathanem Cleverlym o tytuł WBO, od początku pierwszej rundy wpadł na pomysł wymian z Fonfarą, co skończyło się dla niego dwoma liczeniami i gdyby jeden więcej prawy doszedł celu, Karpency byłby ciężko znokautowany. Początek drugiej rundy, kiedy cały Fonfara Team jak najbardziej słusznie oczekiwał końca walki, wyglądał podobnie... ale to był tylko początek.
„Aż się prosi, żeby Andrzej uderzył prawą, bo Karpency ciągle jest bardzo agresywny i zadaje dużo ciosów. Jedna kontra Fonfary skończy walkę” – przepowiadał siedzący obok mnie Michael Hirsley, były dziennikarz „Chicago Tribune”, jeden z najbardziej liczących się publicystów nie tylko w Wietrznym Mieście. Tych prawych nie było, a w trzeciej rundzie, kiedy szybko bijący i ruchliwy Karpency zdał sobie sprawę, że coś nie jest w porządku z jego rywalem, zaczęło się robić niebezpiecznie. Fonfara oddał inicjatywę, niepotrzebnie czekając na rywala i praktycznie bijąc tylko – sporadycznymi - lewymi prostymi. „Bij prawą, na co czekasz Andrzej!?” – wydzierał się promotor Polaka, Dominik Pesoli, patrząc jak jego zawodnik momentami tylko chowa się za podwójną gardą, zepchnięty na liny, przed ciosami Karpencego.
O tym, co się stało, dowiedziliśmy się w przerwie między trzecim i czwartym starciem. Irek Wyszyński, przyjaciel Andrzeja, potwierdził, że Andrzej nie zapomniał nagle, którą ręką nokautuje, tylko po prostu nie może nią uderzać. „Z tą ręką problemy mam już od dłuższego czasu. Ta kontuzja się za mną ciągnie. Bałem się, że jak za mocno uderzę, to coś się stanie, że nie wytrzymam bólu i będę musiał przerwać walkę” – powiedział w szatni Polak. Walka była przerwana...ale przez Karpencego. Do początku siódmego starcia, przebieg walki był podobny, jak we wcześniejszych rundach – Fonfara coraz częściej używał lewego prostego, ale to Karpency sprawiał wrażenie kogoś, kto zadaje więcej ciosów i celnych kombinacji.
Zobacz zdjęcia z walki
Feralna dla pięściarza z Ohio siódma runda, zaczęła się od trafienia – oczywiście lewą – Fonfary, później był znowu atak Karpencego, przepychanka w stylu zapaśniczym, którą wygrywa Andrzej i jego przeciwnik pada na ziemię. Karpency podnosił się bardzo wolno, tuż obok mojego stanowiska przy ringu i widać było od razu, że do dalszej walki nie ma ochoty. Sędzia nakazuje mu powrót na ring, ale narożnik Karpencego macha rękoma, że dalszej walki już nie będzie. „Wychodż, walcz! Bijemy się dalej” – krzyczy ze swojego narożnika Fonfara, który gdyby nie Sam Colonna i team Andrzeja, pewnie na siłę wyciągnąłby przeciwnika na środek ringu.
”On już nie chciał dalej walczyć. Nie miał siły, wystrzelał się ze wszystkiego w szóstej rundzie” – mówił na ringu Andrzej Fonfara. „Miałem kontuzję, czułem jak coś przeskoczyło mi w barku, nie mogłem kontynuować walki. Ale zobaczyliście wszyscy co potrafię, kiedy wstawałem po jego ciosach w pierwszej rundzie, wiedzieliście jak walczyłem” – mówił do prawie czterotysięcznej widowni Tommy Karpency.
„Jestem mistrzem świata, mam ukochany pas. Na moich walkach zawsze się coś dzieje, wygrałem walkę walcząc jedną ręką. Jakby druga mi wysiadła, też bym próbował” – mówi Fonfara.
Przemek Garczarczyk z Chicago
Reklama