Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 24 listopada 2024 02:17
Reklama KD Market

Siostry

Słuchałem ostatnio w jednej z polskich stacji radiowych wywiadu-opowieści o życiu pewnej siostry zakonnej. Opowiadała o sobie. Jej historia szczerze mnie poruszyła, bo jest bardzo bogata i autentyczna. Grażyna urodziła się w powojennej Polsce. Jej ojciec robił karierę jako milicjant, została ochrzczona przez mamę potajemnie, w nocy. Kiedy dorastała, nikt jej o tym nie mówił. Jej młodzieńcze życie upływało obok Boga i obok Kościoła. Będąc pasjonatką sztuki, po ukończeniu liceum, podjęła studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w trakcie których postanowiła studiować także reżyserię w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Coś się w niej stało, kiedy w 1979 roku poszła na spotkanie papieża Jana Pawła II z młodymi, na Skałce w Krakowie. Każdy miał wziąć ze sobą krzyż. Ona, nie mając krzyża, zrobiła go z najlepszego pędzla, który posiadała. To spotkanie zmieniło jej życie. „Nigdy w życiu nie miałam krzyża. Z jednego z moich lepszych pędzli zrobiłam krzyż, który zabrałam ze sobą. Mam go do dzisiaj. Słowa Ojca Świętego głęboko wchodziły w całą moją osobę. Wyrwało mi się wtedy głośno i bezwiednie: „tak, to tak trzeba żyć”. Pan Bóg prowadził ją dalej. W czasie  kolejnych studiów znalazła się w Paryżu, gdzie poznała polskie siostry nazaretanki. Coś się w niej złamało i coś narodziło. W efekcie przyjęła komunię świętą i bierzmowanie. I dopiero wtedy poczuła prawdziwe szczęście. Po powrocie do Polski została skierowana na asystenturę reżyserską do Teatru Współczesnego w Warszawie. Jednocześnie przygotowywała się do zrealizowania własnego spektaklu. „Codziennie uczestniczyłam we mszy świętej w kościele św. Marcina. Któregoś popołudnia po próbie Maja Komorowska, grająca wówczas jedną z głównych ról w przygotowywanym spektaklu, zabrała mnie na bierzmowanie niewidomej młodzieży do kaplicy Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Wspólnego planowanego spektaklu już nie zrealizowałyśmy, zaprojektowałam jedynie scenografię do spektaklu Mai, bo po otrzymaniu bierzmowania zostałam przyjęta do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża z Lasek i rozpoczęłam postulat”. Siostra Alberta mówi jeszcze: „Nigdy nie czułam, że coś straciłam, a wręcz przeciwnie – że zyskałam. W Laskach odnalazłam swoje prawdziwe miejsce”. Historia siostry Alberty Chorążyczewskiej bardzo mnie poruszyła. Ta dziewczyna miała w życiu wszystko. Realizowała swoje marzenia, rozwijała swoje zdolności. Nie była jednak w pełni szczęśliwa. Kiedy spotkała siostry z Lasek, odkryła, że w tej podwarszawskiej miejscowości spotykają się kultura, inteligencja i wiara. Odkryła, że to jest jej miejsce i jej dom. Od dzieciństwa moja katolicka wiara kształtowała się w kaplicy klasztornej sióstr salwatorianek w Goczałkowicach, na Górnym Śląsku. Modlitwa sióstr, ich kultura osobista i otwartość na ludzi, wpływały nie tylko na moją wiarę, ale także na rozwój mojej osobowości. To tam rodziło się moje zakonne i kapłańskie powołanie. Gdziekolwiek spotykałem w swoim życiu siostry zakonne, czułem zawsze swoisty pewnik wiary i autentyczność życia, które wybrały. Dzisiaj w mediach nie oszczędza się także sióstr zakonnych. Nierzadko sadza się je na „ławie oskarżonych”, traktuje się ich życie z nutą pogardy. Inni dostrzegają problem miejsca sióstr zakonnych we współczesnym Kościele, coraz częściej pojawiają się głosy, że siostry są źle traktowane, a nawet wykorzystywane przez księży. Pytania-zarzuty o to są stawiane papieżowi, który zawsze staje po stronie sióstr. Konsekwencją jest ogromny spadek powołań do żeńskich zgromadzeń zakonnych. A szkoda. Myślę, że wypływa to z kompletnego braku zrozumienia, czym powołanie jest, ale także ze zmiany definicji zarówno kobiecości, jak i męskości we współczesnym świecie. Psychoterapeutka Eugenia Herzyk twierdzi, że „równouprawnienie dało kobietom możliwość wyboru sposobu na życie. Kiedyś był on ściśle zdefiniowany, tak jak i rola kobiety – wyjść za mąż, urodzić i wychować dzieci, potem opiekować się wnukami. Kobieta nie mogła pójść na studia, posiadać majątku, nie mogła decydować o swojej płodności. Alternatywą dla tradycyjnej roli było pójście do zakonu. Obecnie kobiety mają zdecydowanie więcej opcji”. I te opcje wybierają. Niestety często nie ma w nich już miejsca na bycie siostrą zakonną, która spełnia się w realizowaniu różnych misji w służbie Bogu i ludziom. W moim życiu poznałem wiele wspaniałych sióstr zakonnych. Nie boję się stwierdzić, że te  kobiety dzięki swojej służbie stały się jeszcze piękniejszymi kobietami. Oby tylko nie uległy absurdalnej opinii, że są kimś gorszym, wykorzystywane przez mężczyzn w Kościele, i tak dalej. Tak nie może być! I jeśliby nawet opinie te bazowały na faktach, to trzeba je zmieniać. Siostry zakonne są pięknymi i autentycznymi kobietami. W wymiarze duchowym mogą wspaniale realizować macierzyństwo. Ktoś, kto dojrzale przeżywa swoją kobiecość lub męskość, nie potrzebuje potwierdzania tego faktu. To się po prostu czuje. A ja siostrom zakonnym jestem i będę zawsze wdzięczny za to, że są siostrami! ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.   fot.ANGELO CARCONI/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama