Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 1 października 2024 02:47
Reklama KD Market
Reklama

Kup pan azyl

Nie tak dawno temu, jeszcze wtedy, gdy sam starałem się o azyl w USA, zasady prawne całej tej procedury były stosunkowo proste. Każdy, kto znalazł się na terytorium USA – niezależnie do tego, czy legalnie czy też nielegalnie – miał prawo do złożenia podania o azyl.  Aplikant musiał następnie stawić się na wstępnym przesłuchaniu w Biurze Imigracyjnym i dostawał tymczasowe zezwolenie na pracę, aż do czasu ostatecznej decyzji w jego sprawie. Rozpatrywanie podań o azyl zwykle trwało dość długo, czasami ok. dwóch lat, ale w sumie nie miało to większego znaczenia, gdyż przez cały ten czas potencjalni azylanci mogli wieść w USA w miarę normalne życie. Dziś sprawy mają się dramatycznie inaczej. Pan Stephen Miller, który w Białym Domu pełni rolę szarej eminencji do spraw imigracji, zmienił skutecznie system rozpatrywania wniosków o azyl w taki sposób, iż jest to teraz bariera niemal niemożliwa do pokonania, szczególnie dla biedoty uciekającej przed gwałtem i przemocą z takich krajów jak Honduras czy Gwatemala. Zarówno Miller, jak i jego zwierzchnik, zdradzają objawy kompletnego bzika na punkcie domniemanego, apokaliptycznego kryzysu wzdłuż południowej granicy kraju, w związku z czym co jakiś czas proponują nowe „rozwiązania“, a każde z nich jest coraz głupsze. Najpierw wprowadzono zasadę, że ludzi chcących się ubiegać o azyl należy wpuszczać do USA ślimaczymi partiami, np. po 10 osób dziennie. Nieco później administracja Trumpa zarządziła, że wszyscy potencjalni azylanci muszą czekać na rozpatrzenie ich podań w Meksyku, co przeczy nie tylko od lat stosowanym w Ameryce zasadom, ale również przepisom wynikających z prawa międzynarodowego. Najnowszym, absolutnie genialnym wymysłem duetu imigracyjnych oszołomów jest propozycja, by każdy człowiek składający podanie o azyl musiał zapłacić za ten przywilej. Ceny jeszcze nie podano, ale nie ma to większego znaczenia, gdyż należy założyć, iż niemal nikt z tych ludzi nie dysponuje większymi sumami pieniędzy. Innymi słowy, Ameryka zamierza pobierać opłaty od ludzi, którzy zbiegli z własnego kraju w wielkim pośpiechu w obawie przed siepaczami z przeróżnych gangów. Jest to propozycja cyniczna i pod wieloma względami odrażająca. Wprawdzie nowe przepisy mają wejść w życie dopiero za 3 miesiące, po „konsultacjach” z Kongresem, ale sam fakt zgłoszenia tego rodzaju pomysłu jest bardzo wymowny. Tymczasem zięć i doradca Trumpa, Jared Kushner, człowiek bez większego pojęcia o czymkolwiek, jest rzekomo podmiotem śledztwa prowadzonego przez Securities and Exhange Commission (SEC), dotyczącego nielegalnego nadużywania programu imigracyjnego o nazwie EB-5, w ramach którego bogaci ludzie, którzy zainwestują w USA co najmniej pół miliona dolarów, mogą dostać niemal automatycznie prawo do stałego pobytu w Ameryce, czyli tzw. zielona kartę. Podobno Jared zachęcał bogatych chińskich inwestorów, by inwestowali w firmę jego rodziny, nęcąc ich imigracyjną nagrodą. W sumie sprowadza się to do następującego obrazu: rząd federalny ma zamiar kupczyć podaniami o azyl, a bliski współpracownik Trumpa kupczy zielonymi kartami w celu wzbogacenia się. No i to jest właśnie skuteczna polityka imigracyjna. Nic tylko gratulować. Andrzej Heyduk Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).   fot.David Peinado/EPA-EFE/REX/Shutterstock

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama