Kolejnej stacje radiowe przyłączają się do bojkotu muzyki Michaela Jacksona, kolejni dziennikarze, poruszeni dokumentem „Leaving Neverland” publikują swoje felietony, w których przyznają wprost – Król Popu był pedofilem, potworem i oszustem. Manipulatorem, który perfidnie omamił niemalże wszystkich. Rozkochał ich w swojej muzyce, talencie i wyjątkowej osobowości, by ukryć swoją mroczną naturę. Udawał dobrego człowieka, który swoimi piosenkami próbował „uleczyć świat” i „uczynić go lepszym miejscem”, podczas gdy w istocie był jedynie karykaturą takiej postaci. Jej całkowitym zaprzeczeniem. Hochsztapler Michael Jackson zdołał nabrać cały świat. Wszyscy padliśmy ofiarą jego sprytnej manipulacji.
Tyle przynajmniej dowiemy się z lektury licznych tekstów, które jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się w polskiej i światowej prasie. Problem z tą narracją jest dosyć znaczący i nie może być bagatelizowany. Mnie, jako dziennikarza głęboko przeraża i martwi. Bo oto jesteśmy świadkami, jak umiera święta dla państwa prawa zasada stanowiąca, że każdy człowiek jest niewinny, dopóki nie udowodni się mu winy. Zastanawiające jest, jak łatwo niektórzy żurnaliści i komentatorzy o tej absolutnej podstawie demokracji zapominają. Ferują wyroki i oskarżenia jedynie na podstawie filmu dokumentalnego, który jest całkowitym zaprzeczeniem terminu „obiektywne dziennikarstwo”. Jest to bowiem spektakl oskarżeń, w którym do głosu dochodzi tylko jedna strona ze swoją własną „prawdą”, którą próbuje sprzedać opinii publicznej. Wielu ją kupuje, a pomagają w tym nieodpowiedzialne felietony. Dokument „Leaving Neverland” nie przedstawia żadnych dowodów, a jedynie całe spektrum oskarżeń największego kalibru. Uderzające jest to, że twórcy filmu pozbawili Jacksona prawa do jakiejkolwiek obrony. Oczywiście Król Popu nie może się bronić zza grobu (stąd też tak łatwo go dzisiaj oskarżać). Mogliby to natomiast uczynić ludzie z jego najbliższego otoczenia – członkowie rodziny, przyjaciele i współpracownicy, którzy cały czas zapewniają, że Michael Jackson nie był pedofilem. Twierdzą z całą stanowczością, że rewelacje przedstawione w głośnym dokumencie Dana Reeda to wierutne kłamstwo obliczone tylko na jeden cel – uzyskanie wielomilionowych odszkodowań. Dlaczego zatem nie dopuścić ich do głosu? Czyżby twórcy filmu obawiali się, że ich skrupulatnie budowana jednostronna narracja runie, jak domek z kart? Upadnie i nie będzie miała już tak skutecznego wydźwięku? Skutecznego pod kątem budowania gruntu pod ogromne finansowe odszkodowanie. Zapewne…
Pamiętajmy, że Jackson został całkowicie uniewinniony przez sąd w 2005 roku ze wszystkich 10 stawianych mu zarzutów. FBI ponad dekadę prowadziło dochodzenie w jego sprawie. I co? I nic! Nie znaleziono absolutnie niczego, co wskazywałoby na winę Michaela Jacksona. Gdyby w istocie na terenie rancza Króla Popu odkryto obciążające go materiały, to czy ktokolwiek wyobraża sobie wyrok inny niż skazujący? Aby się przed tym wyłgać, Jackson musiałby przekupić nie tylko policję, biuro szeryfa i FBI, lecz także prokuraturę i wymiar sprawiedliwości. Współczesna Ameryka to nie lata 30., a Jackson nie był wszechpotężnym bossem mafii.
Wade Robson, jeden z głównych bohaterów dokumentu „Leaving Neverland”, który oskarża w nim Jacksona o pedofilię, sam w 2005 roku zeznawał pod przysięgą, że Jackson jest niewinny zarzucanych mu czynów pedofilskich. Gdy Robson stał przed sądem, był już dorosłym człowiekiem – dlaczego zatem kłamał? Jeżeli Król Popu faktycznie skrzywdził go w dzieciństwie, to właśnie wówczas Wade Robson miał szansę go pogrążyć. Uzyskać ogromne odszkodowanie, a przede wszystkim uratować potencjalne przyszłe ofiary pedofila Jacksona. Dlaczego zatem tego nie uczynił?
Przeraża mnie to, jak łatwo jest dzisiaj zniszczyć człowieka i przekreślić cały dorobek jego życia. Wystarczy oskarżyć go o molestowanie seksualne, pedofilię czy gwałt (albo wszystko naraz), a resztę wykonają nieodpowiedzialni dziennikarze, którzy będą skrupulatnie podsycać nagonkę. Prawo do obrony coraz częściej zostaje w tym wszystkim pominięte. Zapomniane. To ekstremalnie niebezpieczne zjawisko! Owszem, cieszę się, że powstają takie akcje, jak ruch #MeToo. To dobrze, że ofiary mają odwagę opowiedzieć światu o swoich oprawcach i ogromnych krzywdach, których za ich sprawą doświadczyli. Zanim kogoś osądzimy, zanim dokonamy czegoś na kształt publicznego linczu. Wreszcie, zanim człowieka zniszczymy, przekreślając spuściznę jego życia – dajmy mu prawo do obrony swojego dobrego imienia. Skoro znalazły się nowe ofiary, które twierdzą, że Jackson je molestował – niech sprawę zbada policja, prokuratura, a wyrok wyda niezależny sąd. Nie chcę bowiem żyć w świecie, w którym każdego można zniszczyć już samym oskarżeniem. Dlatego nie pozwolę wam zniszczyć Michaela Jacksona! Moja wiara w niego będzie zatem trwała tak długo, jak długo nie usłyszę sądowego „winny”.
Tomasz Winiarski
Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
fot.IAN LANGSDON/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama