To miało być rutynowe zwolnienie z pracy. Krótka, nieprzyjemna rozmowa i wręczenie wypowiedzenia. Skończyło się masową strzelaniną, w której pięć osób zginęło, a sześć odniosło rany. Sprawca był w przeszłości karany za przemoc domową. Władze cofnęły mu pozwolenie na broń, ale nie skonfiskowały pistoletu.
W piątek, 15 lutego praca w fabryce Henry Pratt Company rozpoczęła się, jak zwykle o godzinie siódmej rano. Poranek był rześki a w powietrzu, jak to w piątki, czuć było nadchodzący weekend. Właśnie piątki są najczęściej wybieranymi przez dział kadr dniem na zwalnianie pracowników. Po pracy wszyscy rozchodzą się do domów, a weekend sprzyja ostudzeniu nastrojów. Zwolnienia nie są przecież procesem przyjemnym dla żadnej ze stron. Krótko po godzinie 1 p.m. do biura kadr fabryki wezwany został 45-letni pracownik, Gary Martin. W biurze czekało na niego pięciu pracowników działu kadr, w tym stażysta, który dokładnie tego dnia rozpoczął praktyki w Henry Pratt Company.
Zwolnienie Martina było właściwie formalnością. Mężczyzna od dawna nie wywiązywał się z obowiązków i wielokrotnie lekceważył polecenia przełożonych. Nagminnie łamał zakaz używania telefonu komórkowego w miejscu pracy, a po zwróceniu uwagi zachowywał się w sposób nieuprzejmy, patrzył na kierownika zmiany z ledwie skrywaną pogardą. Nie wiadomo, czy Gary Martin wiedział wcześniej o planowanym zwolnieniu go z pracy, ale jako członek zakładowych związków zakładowych raczej na pewno był o zwolnieniu uprzedzony. Czy właśnie z tego powodu do biura kadr wszedł z naładowanym pistoletem kalibru .40 – możemy jedynie spekulować.
Furia w dziale kadr
Nie wiadomo dokładnie, jaki przebieg miała rozmowa działu kadr z Martinem, ponieważ żaden z jej uczestników nie przeżył. Gary Martin po zawiadomieniu o zwolnieniu z pracy w trybie natychmiastowym, sięgnął po swój pistolet Smith & Wesson z celownikiem optycznym i otworzył ogień w kierunku siedzących przed nim mężczyzn. Oprócz stażysty zastrzelił menedżera generalnego fabryki, szefa działu kadr i dwóch innych pracowników. W strzelaninie zginęli: Russell Beyer, Clayton Parks, Josh Pinkard, Vicente Juarez oraz Trevor Wehner, student NIU, który marzył o karierze w human resources. Po dokonaniu egzekucji Martin ruszył w kierunku fabrycznej hali, gdzie przebywało akurat jedynie kilku robotników. Nie przestawał strzelać i ranił jednego z nich. Kilka minut później, o godz. 1.30 p. m. na miejsce przyjechała policja, a funkcjonariusze weszli do liczącej 29 tys. stóp kwadratowych hali, by powstrzymać furiata. Jeden z policyjnych oddziałów udał się na poszukiwanie ofiar; drugi ruszył za Martinem, który ukrył się w zakamarkach fabryki. Po półtoragodzinnej akcji policjanci dopadli uzbrojonego sprawcę w pobliżu hali maszynowni. Zanim Gary Martin zginął na miejscu podczas wymiany ognia, zdołał postrzelić pięciu funkcjonariuszy.
Strzelanina wstrząsnęła społecznością Aurory i mieszkańcami aglomeracji chicagowskiej. W mediach na nowo rozgorzała dyskusja o potrzebie zaostrzenia przepisów dotyczących posiadania broni palnej oraz sprawdzania przeszłości kryminalnej i ewaluacji psychologicznej jej posiadaczy. We wtorek, 19 lutego szefowa dystryktu policji w Aurorze wygłosiła emocjonalne oświadczenie: „To nie powinno było się zdarzyć w naszym mieście. Ten człowiek o złej duszy zabrał życie innym z powodu własnej wściekłości. A przecież nie powinien mieć broni. Nikt nie powinien był zginąć” – powiedziała Kristen Ziman. Jak w przypadku każdej z masowych strzelanin, szokowi towarzyszą pytania. Policja z Aurory zastanawia się, dlaczego sprawca, któremu cofnięto pozwolenie na broń był w posiadaniu pistoletu. Zarząd Henry Pratt Company zastanawia się, czy tragedii w jakikolwiek sposób można było zapobiec. Pytań jest więcej. Kim był mężczyzna, który z powodu zwolnienia z pracy urządził w biurze krwawą jatkę? Co spowodowało tak ogromną erupcję agresji? Czy był psychicznie chory? Dlaczego zginęli ludzie, którzy zawinili jedynie wykonywaniem swoich obowiązków służbowych?
Kijem i nożem
Dwie dekady przez tragicznymi wydarzeniami w Aurorze Gary Martin został skazany na pięć lat więzienia za używanie przemocy domowej i znęcanie się nad partnerką. Martin mieszkał wtedy w stanie Missisipi. Z dokumentów sądowych wynika, że wielokrotnie stosował przemoc wobec swojej dziewczyny. Do więzienia trafił, kiedy w marcu 1994 r. podczas kłótni pobił ją aluminiowym kijem bejsbolowym i kilkukrotnie zranił kuchennym nożem. Podczas innego incydentu Martin wziął za zakładniczki swoją partnerkę i jej trzyletnią córkę grożąc, że zabije je nożem z wysuwanym żyletkowym ostrzem. Na mocy sądowego wyroku Martin trafił do psychiatry, który w 1995 r. przeprowadził rutynową ewaluację psychologiczną. Podczas badania mężczyzna przyznał, że ma problemy z panowaniem nad sobą, zwłaszcza kiedy jest wściekły i smutny. Psychiatra nie stwierdził u Martina żadnych zaburzeń psychicznych, choć podkreślił jego skłonność do używania przemocy. Mimo to w podsumowaniu ewaluacji czytamy, że „Gary Martin nie stanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego”.
Po odsiedzeniu niespełna trzech lat Martin wyszedł na wolność, a niedługo potem przeprowadził się do podchicagowskiej Aurory i podjął pracę w fabryce Henry Pratt Company. Przepracował tam 15 lat. Sprawca znany był z wybuchowego temperamentu i chorobliwej skłonności do kontrolowania innych. Podczas konfliktów miał problemy z panowaniem nad agresją. W jego kartotece kryminalnej widnieje 17 zarzutów zakłócenia porządku publicznego i niszczenia mienia oraz dwa zakazy zbliżania się (order of protection) do tej samej kobiety, wystawione w 2008 i 2013 roku.
Wycofanie bez konfiskaty
W styczniu 2014 roku Gary Martin wystąpił do władz z wnioskiem o pozwolenie na broń palną i bez żadnych problemów otrzymał kartę FOID. 6 marca 2014 r. w sklepie z bronią w Aurorze kupił pistolet Smith & Wesson, kaliber .40. Przeszedł wymagane sprawdzenie przeszłości kryminalnej i pięć dni później, zgodnie z przepisami, odebrał broń ze sklepu. 16 marca Gary Martin wystąpił o pozwolenie na noszenie przy sobie broni krótkiej (concealed-carry permit), które wymaga sprawdzenia odcisków palców wnioskodawcy. W ten sposób urzędnicy weryfikujący dane Martina dowiedzieli się o jego kryminalnej przeszłości i wyroku, który odsiedział w więzieniu w Missisipi. Jego wniosek o noszenie broni został odrzucony, a Gary Martin, jako przestępca i sprawca przemocy domowej został pozbawiony prawa do posiadania broni palnej – jego karta FOID została cofnięta. Policja stanowa, standardowo w tego typu wypadkach, wysłała do Martina oficjalne pismo wzywające go do zdeponowania broni na policyjnym posterunku. Według prawa posiadacz broni ma na to 48 godzin od momentu otrzymania powiadomienia. Martin nigdy nie oddał swojego pistoletu, a policja nigdy nie zapukała do jego drzwi, aby skonfiskować nielegalnie posiadaną broń. Właśnie z tego pistoletu Gary Martin w piątek, 15 lutego zastrzelił pięciu pracowników działu kadr.
„Ujmująco miły człowiek”
Kilka dni po masakrze rodzina Gary'ego Martina przeprosiła rodziny ofiar i poprosiła o wybaczenie. „Jesteśmy niezwykle smutni i zaszokowani czynem, którego się dopuścił” – czytamy w oświadczeniu. Kuzynka Martina określiła go jako człowieka „ujmująco miłego”, „pomocnego” i „zawsze uśmiechniętego”. Podobnie zapamiętali go sąsiedzi – jako uprzejmego człowieka, który zawsze odpowiadał na pozdrowienia, a w wolnym czasie ćwiczył przed budynkiem zdalne manewrowanie latającym dronem. Jeden z sąsiadów słyszał od niego kiedyś, że Gary Martin walczy o utrzymanie swojej pracy. Sprzedawca cygar, które Martin namiętnie palił, wspomina, że często rozmawiał z nim, kiedy zachodził do jego sklepu – o pogodzie, kobietach, planach na weekend i aktualnych wydarzeniach. Kiedy zagadywał go o opinię przy okazji masowych strzelanin, Gary Martin zmieniał temat lub zbywał go milczeniem.
Grzegorz Dziedzic
[email protected]
fot.TANNEN MAURY/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama