Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 września 2024 23:25
Reklama KD Market

Dumny z polskości

Dumny z polskości

Mega gwiazda Patrizio Buanne opowiada o swoich polskich korzeniach i sukcesach artystycznych

Patrizio Buanne  oczarował prawie dwutysięczną polonijną publiczność 20 stycznia w chicagowskim Copernicus Center. Syn neapolitańczyka i warszawianki nie tylko pięknie śpiewał włoskie i światowe przeboje liryczne, ale też dzielił się z widzami dobrą energią, tryskał humorem i szarżował dowcipami w trzech językach – polskim, angielskim i włoskim. Podchodził do publiczności i rozdawał fankom róże. Następnego dnia po tym artystycznym wydarzeniu opowiadał nam najczystszą polszczyzną swoją historię mega gwiazdy i imigranta, dumnego ze swoich korzeni na Wisłą.   Alicja Otap: Dowiedziałam się, że na koncert dla Polonii, ,,Karnawał w słońcu", namówili Pana polscy przyjaciele z Chicago. Dlaczego przyjął Pan zaproszenie mimo napiętego grafiku? Patrizio Buanne: Zgodziłem się ze względu na moje polskie korzenie, dla mojej mamy i dla moich przyjaciół, których znam od wielu lat. Jak się Pan czuł występując przed polonijną publicznością, z polonijną orkiestrą ? – Byłem sobą i u siebie, i nadzwyczaj w ,,swoim elemencie", bo śpiewałem dla swoich ludzi, dla Polaków. Tak, jak bym śpiewał dla cioci, wujka i kuzynów. Czuję się dumny, że jestem międzynarodowym piosenkarzem polskiego pochodzenia i mówię po polsku i że mogłem śpiewać z Orkiestrą Paderewskiego. Cieszę się, że koncert wypadł bardzo dobrze. Dowiedziałem się, że Pani Barbara (Bilszta, przyp. red.) będzie planowała następny na przyszły rok,  na walentynki. Obiecałem, że zaśpiewam trochę więcej po polsku. W Copernicus Center zaprezentował Pan wspaniałe melodyjne, liryczne przeboje włoskie i światowe, i tylko jeden utwór w języku polskim... – Zaśpiewałem ,,Lubię wracać tam, gdzie byłem" Zbigniewa Wodeckiego w hołdzie temu wspaniałemu muzykowi. Ogromnie go cenię i podziwiam. Podczas koncertu dla Polonii chciałem stworzyć coś, co będzie zapamiętane uczuciowo. Chciałem poruszyć  emocjonalnie piosenką. Myślę, że za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał, jakie utwory były śpiewane, ale zapamięta to, co się czuło. Dlaczego został Pan śpiewakiem? Studiował Pan przecież języki obce i zamierzał zostać tłumaczem i językoznawcą. – Zawsze poszukiwałem siebie. I pytałem sam siebie, kim jestem. Czy jestem Włochem, czy Polakiem albo Austriakiem. I czy chcę do końca życia być tłumaczem. Ale wiedziałem na pewno, że chcę śpiewać, bo muzyka była  balsamem dla mojej duszy.

Podczas koncertu wspominał Pan, że dobrą znajomość polskiego  zawdzięcza Pan swojej babci?

– Babcia przyjechała z Warszawy do Wiednia tuż przed stanem wojennym, żeby się mną opiekować. Od małego nie mówiłem po polsku, tylko po  włosku. Nauczyłem się mówić po polsku dzięki babci Wacławie, gdy miałem 5-6 lat. Musiałem babci tłumaczyć dziennik telewizyjny. Mieszkała z nami przez 17 lat. Dzieje mojej rodziny to taka emigrancka historia. Mama, Alina Kwaskowska, przyjechała z Warszawy do Wiednia w 1970 roku, a tata przyjechał  z Neapolu w 1964 roku na kontrakt jako kucharz, by przedstawić nową specjalność włoskiej kuchni – pizzę, która wtedy nie była jeszcze znana. Jak poznali się Pana rodzice – warszawianka i neapolitańczyk? – W hiszpańskim klubie w Wiedniu. Zakochali się w sobie tańcząc tango. I mama, i tata byli wówczas blisko czterdziestki. Pobrali się. Przyszedłem na świat pięć lat po ślubie. To było mamy drugie małżeństwo. Mam dwie przyrodnie siostry, starsze ode mnie o 20 i 24 lata. Pan też jest imigrantem i podróżnikiem jak rodzice. – Wychowałem się między Neapolem a Wiedniem. Urodziłem się w Wiedniu 20 września  1978 roku. Przez pięć lat mieszkaliśmy w Neapolu, a potem znowu w Wiedniu. W latach 90. działałem trochę artystycznie w Polsce. W 1996 r. do Wrocławia przyjechał papież, teraz święty Jan Paweł II, na zjazd młodzieży ,,Eucharystia i wolność". Zaśpiewałem wtedy przed 85-tysięczną publicznością – na przyjazd papieża. Teraz prowadzę takie życie na walizkach. Mam kilka miejsc zamieszkania. W Stanach uzyskałem zieloną kartę jako ,,Alien of extraordinary ability", która  kosztowała 12 tys. dol. Chciałbym dalej działać  artystycznie w Ameryce i występować tu nie tylko z dużymi, ale z mniejszymi, bardziej kameralnymi koncertami, jak ten 13 lutego w Chicago w City Winery – ,,Patrizio up close and personal" na walentynki. W Pana imponującej karierze były liczne wyjazdy zagraniczne, chyba na wszystkie kontynenty, i miliony sprzedanych płyt, w tym platynowych i złotych. Jakie były jej początki? – Moja kariera rozpoczęła się w Anglii złotą płytą. Stąd trafiłem do wszystkich krajów Zjednoczonego Królestwa, m.in. do Australii, Południowej Afryki, Singapuru, Malezji, Tajlandii, Hongkongu. Grałem tam wielkie koncerty. W 2006 r. wystąpiłem w USA w PBS i zacząłem jeździć z koncertami po całej Ameryce. Publiczność chicagowska zna mnie z Chicago Theatre i Rosemont Theatre. Pana osobowość sceniczna zaskoczyła mnie. Idąc na koncert spodziewałam się wspaniałego pieśniarza, ale okazał się Pan nie mniej wspaniałym estradowcem, który nawiązuje bezpośredni kontakt z publicznością,  żongluje dowcipami w trzech językach i bezbłędnie parodiuje wielkie gwiazdy np. Franka Sinatrę, a przy tym ma swój własny styl. Czy trudno jest pogodzić te wszystkie talenty? – Zawsze kierowałem się przykładem moich idolów. A są to m.in. Julio Iglesias, Tom Jones i Elvis Presley.  Równocześnie odnalazłem swój głos i śpiewam swoim głosem. Choć potrafię naśladować inne głosy, ale wolę śpiewać swoim. Cieszę się, że ludzie przychodzą na moje koncerty nie tylko po to, żeby usłyszeć ulubioną piosenkę czy dowcipy, ale chcą po prostu mnie posłuchać. Kiedyś jedna fanka tak mi powiedziała: ,,Patrizio – my zawsze przyjdziemy na twój koncert, nawet gdybyś nam miał śpiewać książkę telefoniczną". I to jest bardzo miłe, bo szacunku nie można sobie kupić. Zresztą pieniądze mam i nie muszę tylko myśleć o pieniądzach, ale mogę też działać kulturalnie i charytatywnie. W swojej karierze sprzedałem dużo płyt, nie palę, nie piję, nie mam dzieci. Jestem bardzo grzecznym człowiekiem, dobrym chłopakiem, tak zostałem wychowany. Ma Pan bliskie związki, przez przyjaciół i rodzinę, z Polonią chicagowską i nowojorską. Czy w toku tych relacji poczynił Pan różne spostrzeżenia i sformułował swoje opinie o naszych środowiskach i swojej w nich roli? – Przede wszystkim nie trzeba się bać  zmian. Trzeba być bardziej elastycznym, jak palma, która nagina się z wiatrem. Nie można być sztywnym i twardym jak drzewo, bo ono łatwo się złamie. Ja bym chciał dokonać tego, co nawet politykom się nie udaje – złączyć Polaków, Polonię. Mam nadzieję, że cała Polonia na całym świecie będzie popierała tę moją ideę, że my musimy być razem. I nie ważne, czy ja się nazywam Patrizio, czy Zenek. Jestem Polakiem neapolitańczykiem i reprezentuję na scenie również Polskę, jestem waszym ambasadorem. I jestem z tego dumny. Życzę dalszych sukcesów i dziękuję za rozmowę. [email protected] Zdjęcia: Dariusz Lachowski GŁOSY Z WIDOWNI  Ewa Jabłońska: „To był wyjątkowy koncert. Patrizio Buanne to światowej klasy artysta, mający swój, chwytający za serca styl. Od pierwszego wejścia na scenę piosenkarz nawiązał z publicznością, serdeczny, przyjazny kontakt. Niesamowity głos, włoski temperament, polska kultura, charyzma przeplatane humorem i wspólnym śpiewaniem. Był to niezapomniany koncert. Podarowano nam „słońce w karnawale” w ten mroźny, zimowy wieczór”. Jolanta Zabłocki: „Patrizio Buanne jest uzdolnionym muzykiem i pięknie śpiewa. Umie zjednać publiczność. Koncert był znakomity i oklaskom nie było końca”. Dariusz Lachowski: „Koncert bardzo mi się podobał. Różne są wydarzenia i publiczność o nich mówi dzień lub dwa. Występ Patrizio Buanne należał do takich, które pozostają w pamięci. Pięknie zagrał przed publicznością, atmosfera i muzyka zrobiły resztę!” Maria Kordas: „Koncert Patrizio Buanne był cudowny i pełen niezapomnianych wrażeń. Były łzy i radość. Otwartość artysty była ujmująca. A ja uwielbiam włoskie piosenki. Głos i wykonanie nie do opisania. Byliśmy zdumieni, że sala była pełna mimo niesprzyjającej pogody”.  

Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama