Nigdy bym nie przypuszczał, że Wanda Landowska (1830-1943), światowa mistrzyni i niezaprzeczalna królowa klawesynu, doprowadzi pośrednio do koncertu jazzowego w uroczej, pseudoantycznej, podchicagowskiej miejscowości Long Grove. A tak się właśnie stało.
Pani Danuta Kuźmińska-Berger, mieszkająca od wielu lat w Chicago, jest wykształconym muzykiem i pedagogiem ze znakomitą historią swojej kariery, włączając w to kilkuletni angaż w słynnym zespole kompozytora i dyrygenta Jerzego Maksymiuka. Pięć lat temu stworzyła ,,Landowska Harpsichord Society,” organizację propagującą muzykę znakomitej, lecz powolnie pogrążającej się w niepamięć światowej artystki klawesynu. Organizacja ma na koncie swoich osiągnięć dziesiątki koncertów, propagujących zarówno muzykę klawesynową, jak i szeroko rozumianą muzykę klasyczną, od okresu baroku aż po wiek dwudziesty. Kameralne koncerty, reklamowane minimalnie i głównie przez kręgi muzyków i przyjaciół, odbywają się w akustycznie imponującym domu państwa Berger, jak i w małych, wybranych salach koncertowych okolicznych uniwersytetów czy instytucji.
Dla szczęściarzy, którym udało się wejść w krąg ludzi informowanych o koncertach, prezentowana muzyka jest wykonywana przez najwyższej klasy muzyków. Słuchaczom zostawiała zawsze niedosyt, chęć uczestniczenia w dalszych koncertach i prawdziwy zachwyt nad pięknem muzyki, poziomem wykonawców i uroczą atmosferą koncertów.
W piątek, 18 stycznia Landowska Harpsichord Society przygotowała niezwykły w swojej działalności koncert – koncert muzyki jazzowej. Będąc tym, który miał szczęście uczestniczyć w niektórych koncertach organizowanych przez organizację, byłem przekonany, że również koncert jazzowy będzie okazją do wysłuchania rzadko granej muzyki jazzowej, wykonanej na poziomie dotychczasowych koncertów, organizowanych przez Landowska Harpsichord Society.
Muzyka jazzowa, od lat dwudziestych będąca motorem postępu muzycznego, a także źródłem postępu społecznego w amerykańskim życiu, wzbogacała wiele gatunków muzyki rozrywkowej. Jej wpływ na muzykę i integrację społeczną w USA odbił się echem na całym świecie, inspirując wiele pokoleń słuchaczy i artystów i tworząc muzyczne trendy, które kompletnie opanowały rynek muzyki rozrywkowej aż do dzisiaj. Pokolenia muzyków i twórców muzyki korzystały świadomie lub intuicyjnie z doświadczeń muzyki jazzowej. Koncertowe sukcesy muzyki jazzowej, od lat dwudziestych wielkie swoim zasięgiem i popularnością, zmieniły się dzisiaj drastycznie i ich częstotliwość i popularność przeniosły się w rejony popularności muzyki niszowej.
Ten naturalny proces doprowadził do sytuacji, że koncerty jazzowe cieszą się popularnością w wąskich kręgach słuchaczy, gdyż wymagają zarówno muzyków o najwyższych kwalifikacjach, jak i słuchaczy otwartych na inne niż powszechnie promowane brzmienia.
W piątkowym koncercie połączono kunszt muzyczny i wieloletnie doświadczenie muzyka o wysokich umiejętnościach muzycznych z energią, dynamizmem i umiejętnościami młodych muzyków, których doświadczenia dźwiękowe są z innej epoki muzycznej. Irek Berger, leader zespołu i pianista, był w latach 1980-1990. oceniony jako jeden z najciekawszych i najzdolniejszych polskich pianistów jazzowych. Muzyk nie kontynuował jednak swojej kariery muzycznej jako metody na zarobkowanie, ale stale utrzymywał swoją wysoką klasę muzyczną, co udowodnił piątkowym koncertem. Jego technika grania, projekcja muzyczna i fantazyjne, lecz precyzyjne improwizacje muzyczne, z których każda mogła zostać rozwinięta w osobną, miniaturową kompozycję, scalały zespół dyscypliną muzykowania.
Sekcja rytmiczna, składającą się z młodego Jake’a Gordona, grającago na kontrabasie i na gitarze basowej Fendera, i z równie młodego perkusisty Andreasa Lopeza, zdradzała wyraźne korzenie rockowe, ujarzmione do poziomu profesjonalnego, jazzowego synkopowania, co postawiło rytm i puls kwintetu na wysokim poziomie dynamicznym. Gitarzysta zespołu Matt Berger, młody i wyglądający jak z okładki płyty Beatlesów, syn pianisty i lidera, od dobrych ośmiu lat utrzymuje się zawodowo z muzyki. Ceniony w gronie lokalnych muzyków studyjnych i scenicznych, uprawia szeroką gamę muzyki: od jazzu do zaawansowanego, symfonicznego rocka i wysublimowanej muzyki klasycznej. Swój niewątpliwy kunszt muzyczny rozwija dzięki stałym angażom i pełnej tece zamówień. Czterech instrumentalistów uzupełniała młoda, pełna świeżego entuzjazmu, humoru i szalonej muzykalności piosenkarka Crystal Drake, obdarzona również interesującą urodą i znakomitą prezencją sceniczną, połączoną z bardzo naturalną i bezpretensjonalną choreografią.
Koncert był wyjątkowo przyjemny dla ucha nawet najbardziej wymagającego audiofila, gdyż wszystkie instrumenty można było słyszeć w ich naturalnym, niczym nie wspomaganym, scenicznym brzmieniu. Na scenie nie było dziesiątków mikrofonów, wzmacniających każdy dźwięk, nie było kompresorów, limiterów i żadnych innych udziwniających dźwięk syntezowanych przeszkadzałek koncertowych. Dźwięk nie był reżyserowany i usprawniany na wielkiej, zawodowej konsoli miksującej, wzmacnianej przez olbrzymi system audiofoniczny, w którym uszy słuchacza są wypełnione wizją akustyczną człowieka operującego konsolą mikserską. Perkusja była prawdziwą perkusją, każde uderzenie czynela było naturalnym dźwiękiem, dochodzącym do uszu bez udziału i zapatrywań akustycznych akustyka . Werbel, czyli instrument istotny w zestawie perkusyjnym i stale zaniedbywany w elektronicznym miksowaniu dźwięku na dużych koncertach, był słyszalny w swoim najciekawszym paśmie brzmieniowym. Kontrabas i gitara basowa nie dudniły jak elektroniczne kotły, wzmocnione tysiącwatowym wzmacniaczem, a dopełniały melodycznie rytm ze znakomitym synkopowaniem i z precyzyjną słyszalnością.
Gitara elektryczna, słyszalna bezpośrednio z dobrej jakości wzmacniacza, była w ręku gitarzysty mistrzowskim instrumentem: od miękkich, smooth-jazzowych tonów do agresywnych, wysokich brzmień strun z kontrolowanym przesterem. Grana była przez gitarzystę skomplikowanymi chwytami gitarowymi, niemalże jak z matematycznych wzorów. Słyszalne były elementy wpływów takich mistrzów gitary, jak John Scoffield, czy elementy brawurowych, podobnych do improwizacji słynnego Johna McLaughlina, ale również świetne improwizacje typowe dla czystego, swingującego jazzu.
Repertuar obejmował całkiem szeroki zakres muzyki – od muzyki big bandów swingowych z lat trzydziestych, przez bossa novę Sergio Mendeza do lubianych przez publiczność eksperymentów ze smooth-jazzem. Crystal Drake śpiewała również piosenki z repertuaru popularnych gwiazd, np. świetną interpretację utworu Alicii Keys, śpiewaną drapieżczo przez piosenkarkę. Koncert zakończył się standardem, bez którego jazz nie mógłby istnieć – ,,All of me”, napisanym w 1931 roku przez Geralda Marksa i Seymoura Simonsa, prawdopodobnie najbardziej znanym na świecie utworem jazzowym, znanym również wszystkim ludziom na widowni.
Ciekawostką dla mnie był zabawny fakt, że pierwszy raz w życiu musiałem szukać osoby, której powinienem był zapłacić za bilet. Nie mam pojęcia, jak sobie można poradzić finansowo i opłacić muzyków za ich występy, gdy sprzedaż biletów jest towarzysko lekceważona. Chyba, że muzycy grali z miłości do jazzu. Ale raczej trudno jest im płacić rachunki taką miłością :)
W latach 1970. znany muzyk Michał Urbaniak występował w popularnym, chicagowskim klubie jazzowym w koszulce z napisem: ,,Music and all that jazz”. Bardzo mi się to podobało. Dziś myślę o zrobieniu sobie koszulki z napisem ,,Landowska and all that jazz”.
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Wawer
Reklama