Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 23:28
Reklama KD Market

Mowa nienawiści

W języku polskim pojawiają się raz po raz słowa-hasła lub słowa-klucze, które w przeciągu zaledwie kilku godzin są używane we wszystkich niemal wiadomościach medialnych oraz nie schodzą z ust ludzi, którzy może nawet nie do końca je rozumiejąc, powtarzają na okrągło. Od kilku dni takim zwrotem kluczowym jest u Polaków „mowa nienawiści”. I nie zamyka się ona jedynie w ramach granic naszej Ojczyzny. Dotyczy większości nas, Polaków, także żyjących poza granicami kraju. Nagła śmierć prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza, na skutek ciosów nożem, które otrzymał z rąk chorego psychicznie człowieka, ta wielka tragedia człowieka i jego bliskich, a także społeczności jednego z największych miast Polski, w kontekście Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wywołała falę dyskusji i hejtu (to kolejne słowo-klucz). Trudno przejść obojętnie wobec faktów, będących niczym wybuch wulkanu, który podobnie jak Etna na Sycylii, ciągle aktywnie dymi, raz po raz otwierając kolejne kratery i wyrzucając lawę wulkaniczną, a ostatnio spowodował także niebezpieczne trzęsienie ziemi. Tak dzieje się w świecie naszej rodzimej polityki i nie tylko naszej. Do stałego dymienia, pełnego swądu złości, braku zgody i nienawiści zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Do jego rozprzestrzeniania się także nasze polonijne środowisko lubi się aktywnie przyczyniać. Wszak i między nami, żyjącymi z dala od Polski, istnieją wrogie napięcia i podziały. Kiedy jednak przychodzi uderzenie, gwałtowne i nieoczekiwane, jedni tracą głowę, inni wzmagają przelewanie jadu tak, by od razu móc kogoś słusznie lub nie – oskarżyć. Z początkiem każdego roku, już od 27 lat, Polacy mają ten sam problem: czy wesprzeć WOŚP, czy nie? Czy lepszy Caritas czy Owsiak? Te dyskusje nie przynoszące niczego dobrego, a jedynie pogłębiające podziały i niezgodę, a także rozsiewające nienawiść, stały się stałym elementem towarzyszącym tej wielkiej ogólnonarodowej akcji. Wielka szkoda, że tak jest. I że nie ma opamiętania. A odpowiedź jest prosta: nie chcesz, to nie dawaj, ale też nie zabraniaj tym, którzy dają. To w końcu ich pieniądze i ich decyzja. A dobro niewątpliwie się z tego dzieje i to niemałe. Ostatnio na kolędzie powiedziała mi młoda studentka z Polski, że te zabawy na zakończenie są po to, bo ludzie chcą się ucieszyć dobrem, na które ich stać. I posyłają „światełko do nieba”. Posyłając to światełko dołączył do niego tragicznie zmarły prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz. Dziwna ta jego śmierć, tak nagła, zaskakująca do tego stopnia, że nikt nawet tego nie zauważył, a przecież działo się na oczach wszystkich. Ciosy wymierzone przez chorego człowieka, którego nie można ot tak ocenić i potępić, nie znając głębi choroby, która go trawi. Czy wiedział, co robi? Oto jest pytanie! Jednak stało się najgorsze i być może było efektem tej wszechobecnej polskiej nienawiści. I pogardy jednych drugimi. Z jednej i drugiej strony. Być może za dużo tego było w jego życiu, że pchnęło go do takiego czynu? Wobec tej śmierci jedyną sensowną postawą wydaje się być ta, o którą od początku apelują niektórzy – milczenie. I refleksja, czy możemy powiedzieć: STOP! Dla polskiej mowy nienawiści, czyli „negatywnych emocjonalnych wypowiedzi, powstałych ze względu na domniemaną lub faktyczną przynależność do grupy, tworzonych na podstawie uprzedzeń”? Czy możemy? Oczywiście, że tak, jeśli tylko tego zechcemy i rozpoczniemy od siebie! Arcybiskup Ryś w czasie mszy żałobnej za prezydenta Gdańska stwierdził: „Słucham od wczoraj odpowiedzi na pytanie: czy coś się w Polsce zmieni? Odpowiedzi padają dwie: nic się nie zmieni, albo zmieni się na trzy dni! Wszystko jedno, kto te odpowiedzi formułuje”. Może jednak zdarzy się jakiś cud? I „światełko do nieba” wróci, by z Gdańska, co nie jest przypadkowe, mogła być może popłynąć teraz „fala nowej solidarności, która zjednoczy nas Polaków, pomimo różnic w poglądach”, jak napisał na swoim blogu ks. Mieczysław Puziewicz. Bo tak naprawdę w Polsce od kilku dni mówi się znów odważniej o miłości i o tym, żebyśmy wszyscy się kochali, niezależnie od naszej różnorodności. Apelująo to politycy, duchowni, żona zmarłego Pawła Adamowicza i zwyczajni ludzie. Mówią odważniej, bo dosyć już mamy tej pełnej nienawiści mowy. I jeśli ktoś nie respektuje tego głosu zmęczonej, podłamanej Polski, upierając się nadal przy swojej pieniackiej i nienawistnej mowie, to albo jest naprawdę głupi, albo tak bardzo zatwardziały, że nic nie może skruszyć tej postawy i odtruć przepełnionego jadem zła serca. „Mam nadzieję – pisze ks. Puziewicz – że tragedia w Gdańsku będzie impulsem do otrzeźwienia i nawrócenia. Do szacunku dla innych ludzi, do traktowania ich z godnością, do ujrzenia w każdym siostry i brata, do łagodności i zrozumienia. Do pokoju i jedności, słowem do wciąż nierealizowanego w Polsce przesłania Chrystusa i Ewangelii”. Ja także chcę mieć taką nadzieję. ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Od lipca 2018 r. wikariusz w parafii św. Jana Pawła II w Bayonne, w New Jersey.   fot.Adam Warzawa/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama