Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 06:43
Reklama KD Market
Reklama

Kosmiczna deska

Pentagon jest organizacją, która rocznie dostaje z federalnego budżetu 700 miliardów dolarów, co jest oczywiście w pełni uzasadnione, jako że trzeba jakoś finansować żołnierzy walczących dzielnie z gwatemalskimi dziećmi na froncie południowym. Problem w tym, że w zasadzie nikt nie sprawuje kontroli nad tym, w jaki sposób te ogromne pieniądze są wydawane i nie jest to wyłącznie problem obecnej administracji. Mniej więcej tak samo jest od przynajmniej czterech dekad. W lipcu ubiegłego roku sekretarz obrony James Mattis, który jakimś cudem nadal sprawuje swoja funkcję i nie został w środku nocy zwolniony za pośrednictwem serwisu Twitter, napisał memorandum, w którym obiecywał, że przyjrzy się uważnie finansowej rozrzutności w jego resorcie. Niestety chyba mu coś z tym audytem nie wyszło, gdyż przed kilkoma miesiącami wyszło na jaw to, że Pentagon kupuje „wydrukowane“ przy pomocy drukarek trójwymiarowych sedesy, z których każdy kosztuje 14 tysięcy dolarów. Ponieważ w przeciętnym Walmarcie deskę sedesową można kupić za dwie lub trzy dychy, ciśnie się pytanie, jakież to specjalne funkcje posiada federalny klop obronny. Katapultę na wypadek nagłego wybuchu trzeciej wojny światowej? Czujniki monitorujące ważkie funkcje fizjologiczne wysokich rangą urzędników? Kolorowe światełka LED uprzyjemniające „posiedzenia“? Głośniki nadające subtelną muzykę, pobudzającą szybkie trawienie? Trudno zgadnąć. Są jednak pewne niepokojące, wcześniejsze precedensy. Wprawdzie dość niebezpieczne jest porównywanie klozetowej dechy do supernowoczesnego myśliwca bojowego, to jednak zbieżności losu obu tych instrumentów są zastanawiające. Przez ostatnie 17 lat Pentagon prowadził program, którego celem było zaprojektowanie, zbudowanie i wprowadzenie do użytku myśliwca F-35. Prace są opóźnione o ok. siedem lat i okazały się o 173 miliardy dolarów kosztowniejsze od początkowych szacunków. W kwietniu 2015 roku Government Accountability Office, które strzeże rządowych wydatków, opublikowało dane, z których wynika, iż podatnicy w sumie zapłacą mniej więcej trylion dolarów za samoloty, które nadal nie posiadają pełnej zdolności bojowej, są pod wieloma względami gorsze od poczciwych F-16 i być może nigdy nie zostaną zastosowane w jakichkolwiek działaniach „na serio“. Kongres nadal zasila to fiasko dodatkowymi funduszami, ale jeśli kiedyś się opamięta i da sobie z F-35 spokój, powstanie idealna okazja, by z wycofanych do lamusa myśliwców zrobić swoiste skanseny federalnego marnotrawstwa. Wystarczy w każdym takim samolocie zainstalować sedes za 14 tysięcy i wystawić to wszystko na publiczny pokaz. Dodatkowo można też w kabinie pilota rozmieścić kilka super-kubków, które Pentagon kupuje rzekomo po 1280 dolarów za sztukę, a których egzotyczne funkcje nie są mi niestety znane. Będzie to tym bardziej na miejscu, że Biały Dom postanowił dodać do obecnych amerykańskich oddziałów zbrojnych – armii, marynarki wojennej, lotnictwa oraz piechoty morskiej – nową formację, czyli siły kosmiczne. Mają one strzec nas przed niespodziewanymi atakami ze strony Marsjan, lub jakichkolwiek innych, pozaziemskich i totalnie nielegalnych imigrantów. Pozytywem jest to, że akurat w tym przypadku dodatkowe koszty można będzie w sposób uzasadniony nazwać astronomicznymi. Andrzej Heyduk Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).   fot.Pixabay.com

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama