Puste miejsce przy wigilijnym stole nie musi być symboliczne
Dodatkowy talerz czasami leży gdzieś na stole, lecz już bez krzesła – bo trzeba najpierw pomieścić wszystkich gości. Czasami zawadza, więc odkładamy go na kredens, albo zanosimy z powrotem do kuchni, gdy na stół trafiają wazy gorącego barszczu i grzybowej. Dodatkowe nakrycie przy wigilijnym stole to piękny polski zwyczaj. Ale czy byłbyś gotów naprawdę przyjąć pod dach zbłąkanego wędrowca? Są tacy, którzy potrafią.
Pozostawianie dodatkowego, pustego miejsca przy wigilijnym stole wywodzi się w rzeczywistości z pierwotnych pogańskich wierzeń dotyczących przesilenia zimowego. Dawniej dodatkowe nakrycie zostawiane było dla zmarłych. Po spożytej wieczerzy pozostawiało się również na stole resztki, aby dusze zmarłych mogły się nimi posilić w tę niezwykłą noc. Gdy obchody przesilenia zimowego, wyznaczające początek roku astronomicznego, na przestrzeni wieków połączyły się z obchodami chrześcijańskiej Wigilii, dodatkowe nakrycie zyskało nowe znaczenie. Miało być symbolem chrześcijańskiej gościnności i zdecydowanie bardziej pasowało do katolickiej obrzędowości.
Magda Basara z Hanover Park postanowiła symbol zastąpić gestem, a chrześcijańską gościnność wprowadzić w czyn. Zrobiła to używając jednej z najpopularniejszych w naszych czasach platformy komunikacyjnej – Facebooka. „Czy jest tu ktoś, kto nie ma rodziny i będzie samotnie spędzać święta? Zapraszam do mnie” – napisała tak po prostu na facebookowej grupie mającej wiele tysięcy członków. Wpis otrzymał nie tylko bardzo pozytywny odzew i setki „lajków”, lecz w myśl zasady, że dzielenie się dobrem pomnaża je, kolejne osoby wystosowały zaproszenia na swoje wigilie. „My też bardzo zapraszamy, jeśli ktoś jest sam”, „U mnie będzie skromnie, jeżeli komuś nie przeszkadza, też zapraszam”, „Przyjedźcie do nas” – rozległy się głosy.
Choć dodatkowe nakrycie teoretycznie zastawione jest dla niespodziewanego gościa, w naszych myślach przygotowane jest często dla kogoś, kto na pewno nie przyjdzie. Może patrząc na nie widzimy zmarłego rodzica, bliskiego krewnego, który został za oceanem, a może jest ono dla kogoś, na kogo jeszcze czekamy. Magda powiedziała nam w czwartek, że na jej zaproszenie odpowiedziało wiele osób. – Na tym pustym miejscu widzę mojego tatę, który odszedł dziewięć lat temu, 28 grudnia. To on nauczył mnie, że zawsze trzeba zostawić puste miejsce dla potrzebującej osoby. Moim marzeniem zawsze było, by kogoś w ten sposób przyjąć – wyznaje trzydziestolatka. Zapewnia, że wszystko przygotowywać będzie sama, a zaproszeni specjalni goście przychodzą na gotową wigilię.
Zgłosiło się również paru „życzliwych”, którzy napisali, by „tylko poczekała, aż ktoś opędzluje jej dom”. Zapytana, czy nie boi się wpuszczać pod swój dach zupełnie obcych ludzi, zdecydowanie zaprzecza. Zapewnia, że w ten szczególny dzień jej drzwi są również otwarte dla bezdomnego, zbłąkanego, odmiennego, imigranta, uchodźcy… – Ja wierzę w ludzi – zaznacza.
– To jest naprawdę prosty gest, a może dla kogoś dużo znaczyć – mówi Magda, która w przeszłości zapraszała nieznajomych na wigilię. – Czasem ludzie na początku siedzą skrępowani, ale później dziękują mi ze łzami w oczach. Pamiętam to uczucie, gdy przyjechałam do Stanów… wszyscy się rozjechali i wigilię spędzałam w samotności… – wspomina Magda.
W tym roku na pewno nie będzie sama. Wigilijną wieczerzę zje w towarzystwie swojego chłopaka, brata i jego dziewczyny, i jeszcze innych dwóch rodzin. Obiecuje przysłać nam zdjęcia.
Joanna Marszałek
[email protected]
fot.Wikipedia