Nie ma to jak wpuścić ustawodawców w świat informatyki. Przed kongresową komisję ds. sądownictwa zawleczono szefa koncernu Google, Sundara Pichaia, by dowiedzieć się od niego, w jaki to skryty, wraży sposób jego firma wszystkich nas kontroluje i dlaczego oferuje nam zmanipulowany obraz rzeczywistości. Pichai w sumie zeznawał przez trzy godziny i w tym czasie okazało się z bolesną jaskrawością, że kongresmeni nie mają zielonego pojęcia o tym, w jaki sposób działa internetowa wyszukiwarka.
Być może apogeum tej ignorancji osiągnięto z chwilą, gdy niektórzy politycy zażądali od Pichaia wyjaśnienia, dlaczego wpisanie do Google'a hasła „idiota” powoduje ukazywanie się wielu informacji o Donaldzie Trumpie. Pani posłanka Zoe Lofgren zasugerowała, że być może dzieje się dlatego, iż gdzieś w ciemnym zakamarku koncernu siedzi za grubą kotarą jakiś „mały człowieczek”, który manipuluje danymi.
Pichai z cierpliwością i precyzją godną lepszej sprawy wyjaśnił, że o rezultatach jakichkolwiek poszukiwań internetowych nie decyduje żaden człowiek, gdyż jest to sprawa czysto matematycznych algorytmów, które są nieustannie i automatycznie modyfikowane, w zależności od danych obecnych na miliardach internetowych stron, najbardziej popularnych haseł wpisywanych przez internautów oraz ponad 200 różnych innych wskaźników. Wszystko to analizowane jest przez superkomputery, a nie przez niskiego wzrostem i słabego analitycznie Johna Smitha.
Republikanin Steve Chabot zgłosił pretensje o to, że musiał się „zdrowo naszukać”, by znaleźć w wyszukiwarce jakiekolwiek pozytywne treści o republikańskich wysiłkach dotyczących zniesienia Obamacare, co – jak zasugerował – wynika z tego, że Google „sam wybiera zwycięzców i pokonanych, wpływając w ten sposób na wyniki wyborów”. „Algorytmy nie mają żadnych politycznych preferencji” – odparł z olimpijskim spokojem Pichai.
Louie Gohmert z Teksasu wyraził swoją irytację z powodu faktu, że nie był w stanie uaktualnić wpisu o sobie w internetowej encyklopedii Wikipedia. Pichai nie zdążył odpowiedzieć, ale to może i lepiej, ponieważ Wikipedia nie ma nic wspólnego z Google. Natomiast jego kolega z tego samego stanu, Lamar Smith, zapytał, czy szefowie koncernu ukarali kiedykolwiek jakiegoś pracownika za „manipulowanie wynikami wyszukiwań”. Pichai ponownie w równie lakoniczny co bezlitosny sposób odpowiedział: „Żaden pojedynczy człowiek nie jest w stanie w jakikolwiek sposób manipulować wynikami”.
Reszta przesłuchania Pichai szybko osunęła się w głupawą otchłań personalnych pretensji polityków w stosunku do Google'a. Demokrata Steve Cohen z Tennessee ubolewał, że wyszukiwarka nie oferowała zbyt wielu treści o jego wystąpieniach w sieci kablowej MSNBC. Natomiast Steve Poe (znowu z Teksasu) zapytał, czy Google jest w stanie śledzić go przy pomocy jego iPhona, na co Pichai odparł, iż to nie zależy od niego lecz od tego, w jaki sposób sam skonfigurował swój telefon. Uderzając w tej sam ton, Steve King – skrajny prawicowiec ze stanu Iowa – zaatakował Google za to, iż jego 7-letnia wnuczka natknęła się na iPhonie na „niewybredne treści” o jego osobie. „Nie jest to produkt naszej firmy” – odpowiedział Pichai.
Wszystko to sugeruje, że politycy winni się zajmować tym, na czym się najbardziej znają, czyli politykierstwem prowadzącym donikąd. A jeśli chcą przepytywać gigantów informatycznych, najpierw stosowne by było zapoznanie się z jakimiś podręcznikami do współczesnej technologii.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
Na zdjęciu: Sundar Pichai
fot. JIM LO SCALZO/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama