Po blisko dwutygodniowym procesie ława przysięgłych powiatu Lake uznała w czwartek, 15 listopada, 46-letniego Davida Brocksoma winnym morderstwa swojej byłej żony i matki dwójki dzieci, Polki Beaty Brocksom. Do zdarzenia doszło trzy lata temu w domu kobiety w Gurnee na północnych przedmieściach. Wyrok zapadnie w grudniu. Mężczyźnie grozi dożywocie.
48-letnią Polkę, Beatę Brocksom (panieńskie nazwisko Drożdżal) znaleziono martwą 27 września 2015 roku rano przed jej domem przy Pacific Avenue w podmiejskim Gurnee. Zginęła od strzału w szyję. Kilka godzin wcześniej, koło czwartej nad ranem, do domu Beaty przyjechał jej były mąż, 44-letni David Brocksom. Wersje tego, co wydarzyło się potem, różniły się drastycznie w przypadku oskarżonego i prokuratury.
Zniszczyć i nie popuścić
Ewa Hajnos poznała Beatę w 1999 r. jako młodą mężatkę w ciąży. W Gurnee nie było wielu Polaków, kobiety były prawie rówieśniczkami i szybko się zaprzyjaźniły. Jednak mąż Beaty nie wywarł na Ewie pozytywnego wrażenia. – David był jakiś taki gburowaty. Beata była przy nim inna, zahukana. Zastanawiałam się, jak ona może z kimś takim być – opowiada Ewa. Po kilku wizytach w domu Brocksomów David zabronił Beacie zapraszania Ewy, bo „miała na nią zły wpływ”. Przez następne lata przyjaciółki widywały się raz częściej, raz rzadziej. Ewa nie wiedziała nawet, kiedy w 2007 r. Beata urodziła drugie dziecko. Później Beata wyznała jej, że córka była wynikiem gwałtu. Przy okazji ważący blisko czterysta funtów Brocksom uszkodził Beacie kręgosłup. Już wtedy było między nimi bardzo źle.
Rozwód był burzliwy, a batalia toczyła się o prawa do opieki nad dziećmi i związane z tym finanse. Nawet po rozwodzie David nie dawał byłej żonie spokoju. Wydzwaniał, śledził, groził odebraniem dzieci. Beata nie dzieliła się szczegółami swoich problemów, bo nie chciała narażać przyjaciółki na mściwość swojego byłego męża. Bała się również, że wygadana Ewa nie będzie siedzieć cicho w obliczu gróźb. Misją Davida stało się, by zniszczyć Beatę, a misją Beaty – żeby nie popuścić.
Po rozwodzie Ewa zaproponowała Beacie pracę. Pomogła też załatwić system kamer w domu, bo Beata podejrzewała, że były mąż pod jej nieobecność wchodzi do mieszkania. – Proponowaliśmy jej mieszkanie, pomoc w przeprowadzce, wspólne pójście na policję. Ale ona była bardzo uparta. Nie chciała zostawiać domu, w który – jak mówiła – włożyła tyle krwi i potu.
„Będziecie czytać o mnie w gazecie”
Policja z Gurnee dobrze znała skłóconą parę Brocksomów. Jednak nigdy nie pomogła Beacie. Ignorowała jej prośby o pomoc, bo Beata była Polką i miała ciężki akcent. Ewa nazywa to jawną dyskryminacją. – David był na tyle sprytny, że po rozwodzie załatwił sobie sądowy nakaz ochrony przeciwko Beacie. Później na przykład pojawiał się niezapowiedziany na szkolnym przedstawieniu dzieci i dzwonił na policję, że Beata jest w pobliżu. Miał nadzieję, że za łamanie nakazu ochrony Beata, która przez męża dostała „zieloną kartę”, otrzyma nakaz deportacji – relacjonuje Ewa. – Policja nic nie zrobiła dla tej dziewczyny... W którymś momencie była już tak zastraszona, że nie chciała nawet po nią dzwonić.
Na początku roku 2015 David nagrał Beacie wiadomość, że „ma legalną i nielegalną broń, której może użyć i nikt nie będzie wiedział”. Ewa chciała przegrać to nagranie, ale Beata znów się wykręcała od prób pomocy. W maju 2015 r., trzy miesiące przed śmiercią, Beata powiedziała przyjaciółce: „Jeszcze będziecie czytać o mnie w gazecie. On mnie zastrzeli, ja to czuję”. Podobnymi obawami, jak się potem okazało na rozprawie, podzieliła się ze swoimi zaprzyjaźnionymi sąsiadkami.
Wejść, zrobić to, zamknąć drzwi
Według prokuratury, David Brocksom, który w pamiętny dzień 27 września 2015 r. opiekował się dziećmi na weekend, zawiózł je do ośrodka wczasowego w Wisconsin Dells. W środku nocy, ubrany na czarno, wyruszył w dwuipółgodzinną podróż do domu Beaty w Gurnee, gdzie przybył około czwartej nad ranem. Podczas zeznań Brocksom utrzymywał, że pojechał do domu swojej eks wzburzony po tym, jak 9-letnia córka wyznała mu, że matka ją molestuje. W rzeczywistości, i jak udowodniła później prokuratura, mężczyzna od początku planował zabić kobietę i upozorować jej śmierć na samobójstwo.
Policja zabezpieczyła później notes Brocksoma, który zawierał listę rzeczy do przyniesienia i listę rzeczy do zrobienia tej nocy. Wśród nich były punkty: klucz, otworzyć, zrobić to, odciski, wyjść, zamknąć drzwi. Plany te pokrzyżował jednak fakt, że kobieta przebudziła się, gdy wchodził do domu. W łóżku zaczęła się szarpanina. Pierwsza kula trafiła w materac. Brocksom nie dał za wygraną. Ciągnął głowę kobiety w górę, przycisnął jej broń do gardła i oddał drugi strzał. Kula utkwiła w górnym odcinku kręgosłupa Beaty. Polka zaczęła się dusić. Prokuratura ustaliła, że Brocksom poszedł wówczas do łazienki i poobijał sobie twarz na dowód, że to Beata go zaatakowała.
Po strzale Beata żyła jeszcze przez parę minut. Resztkami sił doszła do okna i wypadła na zewnątrz. Jeszcze parę kroków szła na czworakach, znacząc trawnik krwią, aż znieruchomiała. Gdy Brocksom to zobaczył, posunął jej ciało w krzaki, żeby nie było go widać z ulicy. – Poniewierał nią do samego końca. Zostawił ją jak psa, w krzakach. Odebrał jej nawet godną śmierć – mówi Ewa łamiącym się głosem.
W obronie własnej?
Po zabójstwie Brocksom obmył się z krwi i pojechał do domu matki w Kenoshy, gdzie mieszkał. Później godzinami jeździł bez celu, aż wieczorem tego dnia zgłosił się na policję. Śledczym powiedział, że śmierć byłej żony była wypadkiem i działaniem w obronie własnej, i że żona sama wpuściła go do domu, a kiedy zaczęli się szarpać, pistolet wystrzelił i trafił Beatę.
Wersja ta nie przekonała ławy przysięgłych i została obalona przez prokuraturę podczas trwającego od 5 do 15 listopada procesu. Wielu świadków, w tym przyjaciółka Beaty Ewa, zeznało w sądzie, że kobieta obawiała się o własne życie. Córka Beaty wielokrotnie wyparła się zarzutów, że matka ją molestowała.
Zdaniem prokuratury motywem zabójstwa był nie tylko gorzki rozwód i nienawiść między eksmałżonkami, ale niekończąca się batalia o prawa opieki nad dziećmi i alimenty, które wykańczały Brocksoma finansowo.
Anielskie serce
– Kto znał Beatę, ten nigdy jej nie zapomni. Miała anielskie serce – wspomina Ewa. Właśnie przez to anielskie serce poznała swojego oprawcę. Brocksomowie poznali się, gdy Beata zatrzymała się na poboczu, by pomóc Davidowi z popsutym autem. – Później nieraz mówiła mi, jak bardzo żałuje tej chwili. Była piękną kobietą, miała niebieskie oczy, podobała się mężczyznom. Pięknie szyła i malowała, kochała swój ogród, a w domu potrafiła zrobić wszystko – od kopania rowów po układanie kafelków.
Ewa zastanawia się czasem, czy dość zrobiła, by pomóc przyjaciółce. Kobietom z historią przemocy ze strony mężów, podpowiada: – Nie bój się. Poproś o pomoc, ale i przyjmij pomoc, gdy ktoś ci ją oferuje!
Motywowane finansowo przetargi o opiekę nad dziećmi w rezultacie skończyły się ich osieroceniem. Walka o zachowanie domu zbudowanego „krwią i potem” skończyła się w rezultacie zapłaceniem za niego ceny własnej krwi. A deportacja, której starała się uniknąć Beata, mogła być w ostateczności jej wybawieniem. Matka 12-letniej dziś Jessiki i 18-letniego Kevina nie żyje, a ojciec resztę życia prawdopodobnie spędzi w więzieniu. Dzieci są pod opieką ciotki – siostry ojca – i mieszkają poza Illinois.
Wyrok w sprawie Davida Brocksoma zapadnie w sądzie powiatu Lake w Waukegan 14 grudnia. Mężczyźnie grozi dożywocie.
Joanna Marszałek
[email protected]
Na zdjęciu: David Brocksom
fot.arch. policji
Reklama