Przywódca partii, państwa i narodu, Donald Trump, udzielił wywiadu konserwatywnej organizacji pseudomedialnej o nazwie The Daily Caller. W powodzi różnych wynurzeń, okraszonych zwyczajowymi przechwałkami, pojawiły się następujące trzy tezy:
– Liczni wyborcy na Florydzie głosowali po kilka razy, przebierając się w samochodach w inne koszule i czapki, by udawać kogoś innego;
– Skoro do zakupu płatków śniadaniowych potrzebne jest okazanie dowodu tożsamości, to dlaczego nie ma być tak przy wyborach;
– W czasie wyborów prezydenckich w 2016 roku z Massachusetts do stanu New Hampshire wożono autobusami dodatkowych, nielegalnych wyborców, przez co Trump przegrał tam wybory.
Nie trzeba być wybitnym ekspertem, by bez trudu dojść do wniosku, iż powyższa lista to stek bzdur nie mających żadnego związku z prawdą. Nikt się na Florydzie nie przebierał przed lokalami wyborczymi, a teza, że tacy przebierańcy mogliby głosować po kilka razy sugeruje, że pracowników tychże lokali Trump uważa za skończonych jołopów, którzy są w stanie nabrać się na to, że ktoś ma na głowie inny kapelusz. Ponadto przepisy wyborcze na Florydzie stanowią, że każdy głosujący musi wylegitymować się ważnym dowodem tożsamości (prawo jazdy, paszport, itd.), czyli wspomniani oszuści elekcyjni musieliby nie tylko przebierać się, ale również posiadać kolekcję fałszywych dokumentów.
Nie wiem, czy pan prezydent był kiedyś w jakimś zwyczajnym supermarkecie, ale jego słowa wydają się dowodzić, że nigdy. Boleśnie oczywiste jest to, że kupowanie płatków śniadaniowych nie wymaga pokazywania prawa jazdy, a intryguje to, że Trump wybrał akurat ten towar, a nie na przykład jabłka lub kiszoną kapustę. Niezbadane są zakamarki prezydenckiego umysłu.
Trzecia teza, dotycząca wyborów prezydenckich w New Hampshire, została obalona przez obu senatorów tego stanu oraz nadzorującego wybory sekretarza stanu, który po miesięcznym śledztwie opublikował raport, z którego wynikało, iż nie było żadnych machlojek wyborczych. Z 743 tysięcy oddanych głosów tylko cztery były nieważne i nawet gdyby ta czwórka wyborców przyjechała do New Hampshire na pokładzie Greyhounda, o żadnej wyborczej aferze by to nie świadczyło. Wyniki dochodzenia zostały podane do wiadomości publicznej, co jednak w niczym prezydentowi nie przeszkadza, by nadal propagować tę bujdę.
Wszystko to jest zastanawiające. Niektórzy twierdzą, że Trump nie tyle nałogowo kłamie, co wygłasza zasłyszane gdzieś wieści, które przyjmuje za dobrą monetę i których prawdziwości nie sprawdza, bo mu się nie chce. Jednak przytoczone potrójne łgarstwo, zawarte w pojedynczym wywiadzie, może świadczyć o czymś znacznie groźniejszym, a mianowicie o tym, że obecny lokator Białego Domu traci coraz bardziej kontakt z rzeczywistością i żyje w świecie, który jest w znacznej mierze urojony. Gdyby chodziło tu o zwykłego obywatela, to trudno. Gdy jednak urojenia dotykają kogoś, kto ma do dyspozycji czerwony przycisk nuklearny, sprawy mają się zupełnie inaczej. Jeśli kiedyś z tego przycisku skorzysta i zrówna z ziemią pół Iranu, zawsze może potem powiedzieć, że doniesienia o tym fakcie to „fake news“, czyli bujda na atomowych resorach. Kto wie, może nawet będzie w to wierzył.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
fot.RON SACHS/POOL/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama