Stanisław Włosek utopił się w jeziorze. Tragiczny finał zabawy w morsy
- 11/13/2018 06:15 PM
Jezioro Michigan – jedno z największych bogactw naturalnych Chicago i dla wielu jeden z największych atutów mieszkania w Wietrznym Mieście – może być jednocześnie największym niebezpieczeństwem. Przekonują się o tym śmiałkowie, którzy decydują się igrać z żywiołem. Jednym z nich był nasz rodak Stanisław Włosek Jr., który zmarł, gdy w niedzielny poranek wraz z grupą morsów chciał się hartować podczas zimnej kąpieli w jeziorze Michigan na północnych przedmieściach. W falach zaginęła również ukraińska imigrantka.
Na plaży Park Avenue w Highland Park na północnych od lat obowiązuje zakaz kąpieli, o czym informuje żółta tablica ostrzegawcza. W okolicy plaży są rampy do wodowania motorówek, żaglówek i skuterów wodnych. Obok jest ośrodek klubu jachtowego North Shore. Pływanie jest tu ściśle zabronione – potwierdzają przedstawiciele dystryktu parków w Highland Park.
Ostrzeżenia i zakazy nie zniechęciły kilkuosobowej grupy miłośników kąpieli w zimnej wodzie, którzy w niedzielny poranek 4 listopada postanowili popływać w jeziorze. Zignorowali również ostrzeżenie, wydane tego dnia przez Krajowe Centrum Meteorologiczne dla północnego Illinois i północno-zachodniej Indiany, informujące o wysokich falach, silnych wiatrach i niebezpiecznych warunkach na jeziorze.
Kilku mężczyzn z klubu jachtowego, którzy tego poranka porządkowali teren przed zimą, byli świadkami, jak wesoła gromada przybyła na plażę, zaczęła rozbierać się do strojów kąpielowych, po czym wbiegała do wody. Większość z nich zanurzała się, po czym wybiegała z powrotem na brzeg. Jednak sytuacja szybko zaczęła wymykać się morsom spod kontroli.
Trzymetrowe fale
Dalej żeglarze z klubu relacjonowali w rozmowie z dziennikiem „Chicago Sun-Times”, że w wodzie dostrzegli trzy osoby – dwóch mężczyzn i nieco dalej kobietę, która na otwartej wodzie wyraźnie zmagała się z falami. Żeglarze zaczęli rzucać jej koła ratunkowe, jednak kobieta oddalała się, aż zniknęła im z horyzontu we wzburzonych falach.
Tego dnia temperatura wody w jeziorze Michigan, według Krajowego Centrum Meteorologicznego wynosiła pięćdziesiąt kilka stopni Fahrenheita (dziesięć do dwunastu stopni Celsjusza), a wiatr wiał z prędkością 36 mil (58 km) na godzinę, co powodowało tworzenie się na fal sięgających 10 stóp (3 m).
Służby ratownicze przybyły na plażę około godz. 9.15 am, jednak warunki na jeziorze były na tyle trudne, że uniemożliwiały wypłynięcie łodzi ratunkowych. Rozpoczęto więc poszukiwania z powietrza. Ze wzburzonych fal udało się wydobyć dwóch mężczyzn. Jeden z nich był w stanie skrajnego wyczerpania. Drugi był nieprzytomny i nie udało się go uratować. Był to 46-letni mieszkaniec Itasci, Stanisław Włosek Jr. Do dziś nie odnaleziono 52-letniej imigrantki z Ukrainy, Leny Lemesh z Elgin.
Wraz z zapadnięciem zmroku zaprzestano poszukiwań kobiety, lecz akcję wznowiono w poniedziałek. Poszukiwania pieszo, w łodziach z udziałem straży przybrzeżnej, psów z biura koronera powiatu Lake, policji z Highland Park i sąsiadujących miejscowości oraz pilotów wolontariuszy trwały jeszcze we wtorek. Okolicznym departamentom policji nakazano sprawdzanie plaży. Władze przyznały jeszcze w poniedziałek, że na tym etapie poszukiwania mają na celu znalezienie ciała.
Morsowanie czy szaleństwo
Za przyczynę śmierci Włoska uznano utonięcie. Śledztwo trwa, a na wyniki badań toksykologicznych trzeba będzie poczekać. Koroner powiatu Lake Howard Cooper składając kondolencje rodzinie Włoska powiedział „Jezioro Michigan może być bardzo niebezpiecznym miejscem. Wchodząc do niego zaleca się nadzwyczajne środki ostrożności”.
Według Narodowych Służb Oceanicznych i Meteorologicznych w powiecie Lake od 2002 roku odbyło się jedenaście podobnych akcji ratunkowych, a których niebezpieczne fale i prądy pochłonęły łącznie życie pięciu osób.
– To nie są warunki do morsowania. W morsowaniu są pewne reguły. Przede wszystkim – bezpieczeństwo. Zawsze morsuje się w grupie zaufanych osób. Obowiązuje wysokokaloryczne śniadanie i dobra rozgrzewka. Zanurzanie następuje z rękami do góry, bez zamaczania głowy i rąk. Samo morsowanie to już ogromny wysiłek dla organizmu. A jeśli dodać do tego niebezpieczne warunki – to już szaleństwo – mówi mors z Chicago, Piotr Psuja.
Wiele osób decyduje się na morsowanie z powodu korzyści zdrowotnych. Doprowadzanie organizmu do pewnych granic ma powodować wzmocnienie sił witalnych. Inni po prostu potrzebują mocnych wrażeń, żeby żyć. – Dla łowców adrenaliny zabawa w morsy jest stosunkowo łatwa – dodaje Psuja. – Morsowanie ma być przyjemne. Ale przede wszystkim trzeba to robić tak, aby przeżyć.
Joanna Marszałek
[email protected]
fot.Tannen Maury/Epa/REX/Shutterstock
Reklama