Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 30 września 2024 04:22
Reklama KD Market
Reklama

Czas na lustro

Listopadowe wybory tuż tuż, a niemal wszyscy analitycy są zgodni co do tego, że głosy kobiet będą tym razem szczególnie ważne, szczególnie tych pań, które są białe, należą do klasy średniej i mieszkają na przedmieściach dużych metropolii. To one przed dwoma laty do pewnego stopnia zadecydowały o zwycięstwie Donalda Trumpa. Jednak, jak wynika z najnowszych sondaży, popularność prezydenta wśród żeńskiego elektoratu spadła do rekordowo niskiego poziomu ok. 22 procent, co jest o tyle zrozumiałe, że wódz regularnie obraża różne kobiety, wymyślając dla nich przezwiska, zwykle natury zwierzęcej. Najnowszym przykładem jest nazwanie przez niego Stormy Daniels przydomkiem„horseface“, czyli „końską twarzą”. Wcześniej Omarosa Manigault Newman została nazwana „psem“, choć wszyscy doskonale wiedzą, iż tak naprawdę Trump chciał użyć nieco innego słowa, również o psim rodowodzie. O Hillary Clinton obecny prezydent powiedział kiedyś, że gdy patrzy na nią od tyłu, nie wzbudza w nim zachwytu, natomiast jego była przeciwniczka w prawyborach, Carly Fiorina, sprowokowała następujący trumpowy komentarz: „Spójrzcie na jej twarz. Kto chciałby na coś takiego głosować“. No ale przynajmniej te dwie ostatnie niewiasty nie zostały przez niego zaliczone do świata zwierzęcego. Na dokładkę jest też senator Elizabeth Warren, którą Trump regularnie nazywa Pocahontas, tak jakby była to jakaś karykaturalna, naganna postać amerykańskiej historii, a nie córka wpływowego wodza indiańskiego Powhatana. W roku 1996, a zatem zanim jeszcze zadufany w sobie świat dowiedział się z przerażeniem, że Trump może być kiedyś prezydentem USA, Donald nazwał Alicię Machado, która wygrała wtedy konkurs Miss Universe, osobą „odrażającą“ oraz „Miss Piggy“. Najwyraźniej decyzja sędziów konkursu nie przypadła przyszłemu lokatorowi Białego Domu do gustu, co może pośrednio oznaczać, iż pani Machado nie przystała na jego umizgi seksualne. W powodzi wyzwisk stosowanych przez Trumpa przeciw kobietom znajdowały się w przeszłości takie słowa jak „fatso“ (tłuścioch), „pig“, „crazy“, „low IQ“, „lowlife“, „dumb“, „slob“ (flejtuch), „ugly face“, „dummy“ i „loser“. Pan Donald sugerował też po jednej z debat telewizyjnych, że dziennikarce Megan Kelly zła krew płynęła z oczu „albo skądś tam“. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu w amerykańskiej polityce obowiązywała dość prosta zasada – nie mówi się o wyglądzie fizycznym przeciwników, o ich przymiotach seksualnych, albo też o ich braku. To były czasy! Kompletne dołowanie Trumpa wśród elektoratu żeńskiego jest więc mniej więcej tak samo zrozumiałe, jak nikła popularność kotów wśród myszy. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak się to wszystko przełoży na konkretne wyniki listopadowego głosowania, ale kiedyś Donald zostanie z pewnością stosownie rozliczony za swoje uwielbienie obelg pod adresem kobiet. Wszystkie te fizjonomiczne epitety, serwowane przez prezydenta z regularnością szwajcarskiego zegarka, budzą we mnie pytanie – czy Trump posiada lustro? A jeśli tak, to czy czasami w nie patrzy? Andrzej Heyduk Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).   fot.SHAWN THEW/EPA-EFE/REX/Shutterstock

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama