Kłamstwa bywają różne: małe, duże, bezczelne, bez znaczenia, niebezpieczne, itd. Jednak ich cechą wspólną niemal zawsze jest dość prosty fakt – kłamca robi, co może, by mu uwierzono, czyli nie zidentyfikowano tego, co mówi jako fałsz. Bo w końcu jaki ma sens kłamanie, jeśli nieprawdziwość czyjejś wypowiedzi jest dla wszystkich boleśnie oczywista.
Jednak w przypadku obecnego lokatora Białego Domu, który – jak sam twierdzi – jest bardzo stabilnym geniuszem, wszelkie zasady opowiadania łgarstw już dawno zostały wyrzucone do kosza. Potwierdziło się to przy okazji niedawnej wypowiedzi Trumpa na temat reakcji rządu federalnego na huragan Maria, który przed ponad rokiem zdewastował Portoryko. Wódz nagle oznajmił, z sobie tylko znanych powodów, iż akcja ratunkowa zorganizowana wtedy przez władze była „wspaniałym, niedocenionym sukcesem“ i że wszyscy zaangażowani w nią ludzie, na czele z nim, spisali się na medal.
Jest tylko jeden problem z tą wypowiedzią – nie ma ona żadnego związku z rzeczywistością, o czym wszyscy doskonale wiedzą. Innymi słowy, jest to wierutna bzdura. W wyniku ataku huraganu Maria zginęło prawie trzy tysiące Portorykańczyków, przy czym spora część ofiar śmiertelnych to nie bezpośrednia konsekwencja żywiołu, lecz tego, że zniszczona infrastruktura naprawiana była w ślimaczym tempie, co spowodowało poważne problemy w placówkach medycznych, szkołach, organizacjach zajmujących się niesieniem pomocy, itd. Dostawy energii elektrycznej wznowiono całkowicie dopiero po roku, co jest faktem szokującym. Ponad 900 tysięcy mieszkańców wyspy uciekło do USA, głównie na Florydę, ponieważ w Portoryko prostu nie dało się żyć.
Jeśli to ma być ów niedoceniany, niewiarygodnie imponujący sukces, to trzeba się zastanowić, jak wyglądałaby klęska. Jednak dla Donalda takie miałkie głupoty nie mają większego znaczenia, gdyż żyje on w ciężkich oparach wymyślonej przez siebie rzeczywistości, w której wszystko jest na opak, wspak, wstecz, do tyłu oraz do góry nogami, ale zawsze w taki sposób, że wódz jest nieomylny i wspaniały, czyli „tremendous“. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby okazało się, że w tym z gruntu fikcyjnym świecie dwa razy dwa to pięć.
Znamienne i smutne jest to, że Trumpa nie można przyłapać na kłamstwie, ponieważ jest to możliwe tylko wtedy, gdy łgarz chce coś ukryć. On zaś jawnie obnosi się z faktem, że rzadko mówi prawdę, a opowiadane przez siebie banialuki sprzedaje z zadziwiającą bezczelnością jako niepodważalne fakty. W przypadku Portoryko najnowsze sondaże wykazują, że ogromna większość tubylców uważa działania rządu federalnego po przejściu huraganu Maria za „skandalicznie nieudolne“. No ale właśnie o to chodzi – to co w naszej rzeczywistości jest bulwersującą indolencją, w świecie Trumpa urasta do rangi ogromnego sukcesu.
Od czasu do czasu różni komentatorzy zastawiają się, czy Trump sam wierzy w opowiadane przez siebie bzdury. W zasadzie nie ma to większego znaczenia, choć ja sam skłaniam się ku przekonaniu, że nie można opowiadać aż tak kosmicznych bredni bez przynajmniej częściowej introspekcji – chyba, że przez te opary alternatywnej rzeczywistości już nic nie widać.
Andrzej Heyduk
Pochodzi z Wielkopolski, choć od dzieciństwa związany z Wrocławiem. W USA od 1983 roku. Z wykształcenia anglista (Uniwersytet Wrocławski), językoznawca (Lancaster University w Anglii) oraz filozof (University of Illinois). Dziennikarz i felietonista od 1972 roku - publikował m. in. w tygodniku "Wprost", miesięczniku "Scena", gazetach wrocławskich, periodyku "East European Journal", mediach polonijnych, dzienniku "Fort Wayne Journal". Autor słownika pt.: "Leksykon angielskiej terminologii komputerowej" (1991) oraz anglojęzycznej powieści pt.: "The Breslau Conspiracy" (2014).
fot.TASOS KATOPODIS/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama