Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 17:43
Reklama KD Market

Strefa kibica

„Strefy kibica” stały się ostatnio bardzo popularne. Na rynkach wielu polskich miast zorganizowano takie strefy. Od zawsze puby były miejscami śledzenia rozgrywek na boiskach. Zawsze jest to jakaś okazja, żeby coś zarobić na napojach i przekąskach. Poza tym wielu chce spędzać ten emocjonujący czas w gronie przyjaciół i kolegów. Jest to niewątpliwie jakaś forma budowania wspólnoty, a to jest dzisiaj coraz bardziej potrzebne. Samo oderwanie się od pracy, myślenia o niej, jak i innych problemach codzienności, a także odstawienie na chwilę telefonu, dużo daje. Także przy kościołach gdzieniegdzie organizowane są takie strefy. Słyszałem o księżach, którzy przesunęli godziny mszy i nabożeństw, żeby nie pozbawić wiernych kibiców ani przyjścia do kościoła, ani przyjemności oglądania meczu. Osobiście nie widzę w tym nic zdrożnego. Pochwalam to, że ksiądz rozumie innych ludzi także pod tym względem. Kibic to ktoś, kto zainteresowany konkretną dziedziną sportu, staje się jej pasjonatem, poznając historię, reguły i tych, którym kibicuje. A rozgrywki, jak to w konkursach bywa, są dla jednych wygrane, a dla drugich przegrane. I trzeba być gotowym na wszystko. Zawsze trzeba mieć nadzieję na sukces. Wygrana jest po to, by się nią cieszyć, dzielić się radością z innymi. Bardzo ważna jest także umiejętność przyjęcia i przeżywania porażki. Ona jest przecież częścią życia. Chociaż smakuje gorzko, nie powinna być powodem wybuchu agresji, prowadzić do zniechęcenia, wbijać w poczucie wstydu. Wręcz przeciwnie, także porażka powinna motywować, prowadzić przez analizę błędów do stosownej korekty, poprawienia błędów. Słabszy dzień nie oznacza od razu katastrofy. Po nocy przychodzi dzień, zatem zawsze potrzebna jest nadzieja. Dokładnie tak samo jest w życiu. Na przemian przychodzące wzloty i upadki są jak fale. Raz na górze, raz na dole, raz lepiej, raz gorzej, byle do przodu. Nie można zatrzymać się w miejscu i poddać, rozpamiętując porażki. Nie można tracić ani nadziei, ani motywacji, że może być lepiej. Ktoś, kto tak podchodzi do życia, staje się coraz bardziej dojrzały, gdyż potrafi wyciągać wnioski i nie traci celu sprzed oczu. Dojrzały człowiek nie będzie się poddawał ani łamał z byle powodu. Nawet jeśli stawka jest wysoka, może trzeba powiedzieć z pokorą, że choć tym razem się nie udało, to w końcu się uda. „Głowa do góry!”, to dość częste słowa podnoszące na duchu. A ja powiedziałbym: „Wstawaj i do przodu!”. Tylko tak! Dokładnie trzydzieści lat temu skończyłem ośmioklasową edukację w szkole podstawowej. Dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy odbierałem świadectwo z wyróżnieniem, dumny z odniesionego sukcesu, umotywowany do dalszej pracy. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co przyniesie mi życie, jak będzie ono wyglądało, gdzie je będę przeżywał. Powoli rodziła się świadomość tego, że oto zajmuję miejsce na bardzo długim pasie startowym, w kierunku pod tytułem „Niebo” (albo pełnia szczęścia, jak wolą niektórzy). Z roku na rok poznawałem rzeczywistość, w której, nie zawsze wszystko kończy się sukcesem, a nieraz trzeba przełknąć gorycz porażki i bólu upadków. Życie zawsze jest szkołą. Odkąd jednak poznałem prawa nim rządzące, w tym wspomniane falowanie, jest ta szkoła znacznie dojrzalsza, która nie odbiera tak bardzo potrzebnej motywacji. Siedząc w mojej „strefie kibica”, nie chcę się wymądrzać, pouczać, kpić, uważać, ze wszystko wiem. Raczej mówię: „Odwagi i do przodu”, ze wszystkim! ks. Łukasz Kleczka Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.   fot.Grzegorz Michalowski/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama