Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 22 listopada 2024 05:40
Reklama KD Market

Gdzie się podziali polscy tłumacze?

Gdzie się podziali polscy tłumacze?
fot.pxhere.com
Słaba znajomość języka angielskiego nie powinna być dla naszych rodaków przeszkodą w załatwieniu sprawy w sądzie z pomocą pracujących tam polskich tłumaczy. O ile tłumacz rzeczywiście jest na miejscu. Tymczasem problem z dostępnością usług polskiego tłumacza coraz częściej zauważają petenci, adwokaci, a także sami tłumacze. Krzysztof Kasprzak przyszedł do sądu na sprawę dotyczącą eksmisji w towarzystwie polskiego tłumacza. Ale nie przydzielonego przez sąd, lecz wynajętego prywatnie. Tłumaczy to złym doświadczeniem z przeszłości: – Ostatnim razem kazano mi czekać. To czekanie tak zdenerwowało sędzinę, że przegrałem sprawę – mówi 45-latek z La Grange Park. Czekanie na tłumacza na sali sądowej w Maywood miało trwać około godzinę, podczas której mężczyzna wyraźnie widział rosnące zniecierpliwienie i frustrację na twarzy sędziny. W rezultacie do dziś jest przekonany, że właśnie temu zawdzięcza przegraną sprawę. – Przecież nie raz się słyszy, że wszystko zależy od sędziego. Nie mogę sobie pozwolić na czekanie w sądzie, ani na powtórną wyprawę do sądu w razie nieobecności tłumacza. Tłumacz w biegu i zniecierpliwiony sędzia to nie jest dobra kombinacja. Nie chcę ryzykować, dlatego wziąłem prywatnego tłumacza, który się nie śpieszy – dodaje nasz rodak. Zdarzająca się coraz częściej nieobecność polskiego tłumacza w sądzie nie jest problemem jedynie mieszkańców powiatu Cook, ale również reprezentujących ich adwokatów. – W przeszłości polski tłumacz był zawsze na miejscu, nie trzeba go było nawet zamawiać. Teraz nie wiem, co się dzieje, ale polskiego tłumacza tam nie ma – powiedział nam Joel Gould, adwokat, który z Polonią pracuje od ponad 30 lat. – Sprawy są odraczane z powodu braku tłumacza, a to już niedogodność dla wszystkich. Polski tłumacz powinien być w każdym sądzie, podobnie jak hiszpańskojęzyczny, bo nadal jest na nich ogromne zapotrzebowanie. Podczas gdy polskojęzyczni petenci oczekują w powiatowych sądach na pomoc tłumacza lub narażeni są na niedogodności związane z jego nieobecnością, polscy tłumacze pracujący w sądach powiatu Cook skarżą się na złe zarządzanie systemem przydzielania tłumaczy, nieodpowiednią liczbę pracowników w porównaniu z potrzebami poszczególnych sądów, a nawet dyskryminację polskiej społeczności poprzez preferencyjne traktowanie tłumaczy hiszpańskojęzycznych. Do tego dochodzi zagrożenie ograniczaniem usług bezpłatnego tłumacza sądowego w ramach wymuszanych przez powiat oszczędności. – Próbuje się na nas zaoszczędzić. Wielokrotnie słyszałam z ust moich przełożonych “może da się to załatwić bez polskiego” – powiedziała nam Carmen Kennedy, polska tłumaczka w systemie sądów powiatu Cook. – Czasami dostaję pracę tylko na kilka dni w miesiącu, a potem dowiaduję się, że gdzieś była sprawa, która wymagała polskiego tłumacza i nikt z nas nie został tam wysłany. Gdy skarżymy się do kierownictwa, udają, że nie wiedzą, o co chodzi – dodaje tłumaczka.

Polscy tłumacze pracujący w sądach powiatu Cook skarżą się na złe zarządzanie systemem przydzielania tłumaczy, nieodpowiednią liczbę pracowników w porównaniu z potrzebami sądów, a nawet dyskryminację polskiej społeczności poprzez preferencyjne traktowanie tłumaczy hiszpańskojęzycznych"

Tłumacz dla każdego? Według strony internetowej sądu okręgowego powiatu Cook, pod przewodnictwem sędziego Timothy’ego C. Evansa, sąd powiatu Cook zapewnia bezpłatnych tłumaczy osobom nie mówiącym po angielsku lub z ograniczoną znajomością angielskiego (znanych jako Limited English Proficiency, LEP) w celu zapewnienia wszystkim równego dostępu do usług i postępowań sądowych. Dalej strona wyjaśnia, że osoby, które potrzebują usług tłumacza, powinny zgłosić to urzędnikowi sądowemu lub sędziemu po przybyciu do sądu. Wówczas wystosowane będzie w ich imieniu odpowiednie zamówienie do sądowego biura tłumaczy. Tłumacze dostępni są na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy, przy czym tłumacze języka hiszpańskiego, polskiego i migowego – według informacji zamieszczonych na stronie – dostępni są w biurze tłumaczeń na co dzień. Dodatkowo, w razie potrzeby, sąd jest w stanie zamówić tłumaczy najbardziej egzotycznych języków świata. Jednak czekanie na tłumacza lub też odraczanie spraw z powodu jego braku nie należy do rzadkości – głównie, jak się okazuje, w przypadku spraw wymagających polskiego tłumacza. I nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro przydzielani są oni na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy”, gdyby nie fakt, że w tym czasie niepełnoetatowi tłumacze zatrudnieni w sądzie siedzą w domach, czekając na zlecenia i gotowi do pracy. Jak dowiedzieliśmy się z biura przewodniczącego sądu, w systemie sądowym powiatu Cook zatrudnionych jest obecnie pięciu polskich tłumaczy na pełen etat i dziewięciu na pół etatu, którzy łącznie obsługują sądy w całym powiecie. Niektórzy z nich na stałe przebywają w danych budynkach sądowych, podczas gdy inni przemieszczają się między sądami w miarę potrzeb. – Dokładamy wszelkich starań, aby zapewnić tłumacza wszystkim osobom, które go potrzebują w sądzie – napisał w e-mailu do nas Pat Milhizer, rzecznik prasowy z biura przewodniczącego sądu. – Kiedy tłumacz zamówiony jest z wyprzedzeniem, od razu przydzielamy go do sprawy. Kiedy tłumacz zamówiony jest bez uprzedzenia, wówczas biuro tłumaczeń przydzieli go natychmiast lub gdy tylko będzie on dostępny. Podatek od sody a tłumacze w sądzie Jak zatem pogodzić zarzuty tłumaczy o nieprzydzielaniu im spraw z zapewnieniami przełożonych o „podejmowaniu wszelkich starań”? Kiedy nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze. Okazuje się, że cięcia godzin pracy tłumaczy polskojęzycznych mają zaskakujący związek z… obaleniem podatku od napojów słodzonych. Po obaleniu podatku jesienią zeszłego roku rada powiatu Cook nałożyła 10-procentowe cięcia budżetowe we wszystkich agencjach powiatowych. Ponad połowa stanowisk do eliminacji znajdowała się w biurze przewodniczącego sądu, gdzie zatrudnionych jest około 2,7 tys. osób – oprócz tłumaczy również kuratorzy i lekarze sądowi. Aby uniknąć zwolnień w biurze tłumaczy, biuro przewodniczącego sądu wynegocjowało ze związkami zawodowymi przymusowe urlopy, które obejmą wszystkich tłumaczy zatrudnionych na pełny etat. Choć teoretycznie nie będzie zwolnień w biurze tłumaczy, w praktyce oznacza to, że w danym dniu i w danym sądzie usługi tłumaczy będą ograniczone poprzez nieobecność personelu. I choć biuro przewodniczącego sądu zapewnia, że nie będzie przerwy w oferowaniu usług tłumaczy, nie przekonuje to polskich tłumaczy, którzy twierdzą, że i tak jest ich niewystarczająca ilość, jak na potrzeby sądów i liczbę polskich spraw. – W sądzie człowiek jest zestresowany, nawet jeśli mówi trochę po angielsku, od razu się myli, gubi, zwłaszcza gdy w grę wchodzi specyficzna terminologia – dodaje Krzysztof Kasprzak, który z własnej kieszeni opłaca dziś tłumacza sądowego. Tymczasem zatrudnieni w sądzie polscy tłumacze apelują do rodaków, by nie rezygnowali z prawa do bezpłatnego tłumacza i upominali się o niego. Prawo to przysługuje nam na podstawie punktu VI przełomowej ustawy o prawach obywatelskich z 1964 r. (Civil Right Act) oraz rozporządzenia wykonawczego z 2000 roku, które zabraniają dyskryminacji na tle m.in. pochodzenia narodowego we wszystkich programach i placówkach finansowanych z funduszy federalnych. Joanna Marszałek [email protected] fot.pxhere.com
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama