Tłumacz dla każdego? Według strony internetowej sądu okręgowego powiatu Cook, pod przewodnictwem sędziego Timothy’ego C. Evansa, sąd powiatu Cook zapewnia bezpłatnych tłumaczy osobom nie mówiącym po angielsku lub z ograniczoną znajomością angielskiego (znanych jako Limited English Proficiency, LEP) w celu zapewnienia wszystkim równego dostępu do usług i postępowań sądowych. Dalej strona wyjaśnia, że osoby, które potrzebują usług tłumacza, powinny zgłosić to urzędnikowi sądowemu lub sędziemu po przybyciu do sądu. Wówczas wystosowane będzie w ich imieniu odpowiednie zamówienie do sądowego biura tłumaczy. Tłumacze dostępni są na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy, przy czym tłumacze języka hiszpańskiego, polskiego i migowego – według informacji zamieszczonych na stronie – dostępni są w biurze tłumaczeń na co dzień. Dodatkowo, w razie potrzeby, sąd jest w stanie zamówić tłumaczy najbardziej egzotycznych języków świata. Jednak czekanie na tłumacza lub też odraczanie spraw z powodu jego braku nie należy do rzadkości – głównie, jak się okazuje, w przypadku spraw wymagających polskiego tłumacza. I nie byłoby w tym nic dziwnego, skoro przydzielani są oni na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy”, gdyby nie fakt, że w tym czasie niepełnoetatowi tłumacze zatrudnieni w sądzie siedzą w domach, czekając na zlecenia i gotowi do pracy. Jak dowiedzieliśmy się z biura przewodniczącego sądu, w systemie sądowym powiatu Cook zatrudnionych jest obecnie pięciu polskich tłumaczy na pełen etat i dziewięciu na pół etatu, którzy łącznie obsługują sądy w całym powiecie. Niektórzy z nich na stałe przebywają w danych budynkach sądowych, podczas gdy inni przemieszczają się między sądami w miarę potrzeb. – Dokładamy wszelkich starań, aby zapewnić tłumacza wszystkim osobom, które go potrzebują w sądzie – napisał w e-mailu do nas Pat Milhizer, rzecznik prasowy z biura przewodniczącego sądu. – Kiedy tłumacz zamówiony jest z wyprzedzeniem, od razu przydzielamy go do sprawy. Kiedy tłumacz zamówiony jest bez uprzedzenia, wówczas biuro tłumaczeń przydzieli go natychmiast lub gdy tylko będzie on dostępny. Podatek od sody a tłumacze w sądzie Jak zatem pogodzić zarzuty tłumaczy o nieprzydzielaniu im spraw z zapewnieniami przełożonych o „podejmowaniu wszelkich starań”? Kiedy nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze. Okazuje się, że cięcia godzin pracy tłumaczy polskojęzycznych mają zaskakujący związek z… obaleniem podatku od napojów słodzonych. Po obaleniu podatku jesienią zeszłego roku rada powiatu Cook nałożyła 10-procentowe cięcia budżetowe we wszystkich agencjach powiatowych. Ponad połowa stanowisk do eliminacji znajdowała się w biurze przewodniczącego sądu, gdzie zatrudnionych jest około 2,7 tys. osób – oprócz tłumaczy również kuratorzy i lekarze sądowi. Aby uniknąć zwolnień w biurze tłumaczy, biuro przewodniczącego sądu wynegocjowało ze związkami zawodowymi przymusowe urlopy, które obejmą wszystkich tłumaczy zatrudnionych na pełny etat. Choć teoretycznie nie będzie zwolnień w biurze tłumaczy, w praktyce oznacza to, że w danym dniu i w danym sądzie usługi tłumaczy będą ograniczone poprzez nieobecność personelu. I choć biuro przewodniczącego sądu zapewnia, że nie będzie przerwy w oferowaniu usług tłumaczy, nie przekonuje to polskich tłumaczy, którzy twierdzą, że i tak jest ich niewystarczająca ilość, jak na potrzeby sądów i liczbę polskich spraw. – W sądzie człowiek jest zestresowany, nawet jeśli mówi trochę po angielsku, od razu się myli, gubi, zwłaszcza gdy w grę wchodzi specyficzna terminologia – dodaje Krzysztof Kasprzak, który z własnej kieszeni opłaca dziś tłumacza sądowego. Tymczasem zatrudnieni w sądzie polscy tłumacze apelują do rodaków, by nie rezygnowali z prawa do bezpłatnego tłumacza i upominali się o niego. Prawo to przysługuje nam na podstawie punktu VI przełomowej ustawy o prawach obywatelskich z 1964 r. (Civil Right Act) oraz rozporządzenia wykonawczego z 2000 roku, które zabraniają dyskryminacji na tle m.in. pochodzenia narodowego we wszystkich programach i placówkach finansowanych z funduszy federalnych. Joanna Marszałek [email protected] fot.pxhere.comPolscy tłumacze pracujący w sądach powiatu Cook skarżą się na złe zarządzanie systemem przydzielania tłumaczy, nieodpowiednią liczbę pracowników w porównaniu z potrzebami sądów, a nawet dyskryminację polskiej społeczności poprzez preferencyjne traktowanie tłumaczy hiszpańskojęzycznych"
Słaba znajomość języka angielskiego nie powinna być dla naszych rodaków przeszkodą w załatwieniu sprawy w sądzie z pomocą pracujących tam polskich tłumaczy. O ile tłumacz rzeczywiście jest na miejscu. Tymczasem problem z dostępnością usług polskiego tłumacza coraz częściej zauważają petenci, adwokaci, a także sami tłumacze.
Krzysztof Kasprzak przyszedł do sądu na sprawę dotyczącą eksmisji w towarzystwie polskiego tłumacza. Ale nie przydzielonego przez sąd, lecz wynajętego prywatnie. Tłumaczy to złym doświadczeniem z przeszłości: – Ostatnim razem kazano mi czekać. To czekanie tak zdenerwowało sędzinę, że przegrałem sprawę – mówi 45-latek z La Grange Park.
Czekanie na tłumacza na sali sądowej w Maywood miało trwać około godzinę, podczas której mężczyzna wyraźnie widział rosnące zniecierpliwienie i frustrację na twarzy sędziny. W rezultacie do dziś jest przekonany, że właśnie temu zawdzięcza przegraną sprawę. – Przecież nie raz się słyszy, że wszystko zależy od sędziego. Nie mogę sobie pozwolić na czekanie w sądzie, ani na powtórną wyprawę do sądu w razie nieobecności tłumacza. Tłumacz w biegu i zniecierpliwiony sędzia to nie jest dobra kombinacja. Nie chcę ryzykować, dlatego wziąłem prywatnego tłumacza, który się nie śpieszy – dodaje nasz rodak.
Zdarzająca się coraz częściej nieobecność polskiego tłumacza w sądzie nie jest problemem jedynie mieszkańców powiatu Cook, ale również reprezentujących ich adwokatów. – W przeszłości polski tłumacz był zawsze na miejscu, nie trzeba go było nawet zamawiać. Teraz nie wiem, co się dzieje, ale polskiego tłumacza tam nie ma – powiedział nam Joel Gould, adwokat, który z Polonią pracuje od ponad 30 lat. – Sprawy są odraczane z powodu braku tłumacza, a to już niedogodność dla wszystkich. Polski tłumacz powinien być w każdym sądzie, podobnie jak hiszpańskojęzyczny, bo nadal jest na nich ogromne zapotrzebowanie.
Podczas gdy polskojęzyczni petenci oczekują w powiatowych sądach na pomoc tłumacza lub narażeni są na niedogodności związane z jego nieobecnością, polscy tłumacze pracujący w sądach powiatu Cook skarżą się na złe zarządzanie systemem przydzielania tłumaczy, nieodpowiednią liczbę pracowników w porównaniu z potrzebami poszczególnych sądów, a nawet dyskryminację polskiej społeczności poprzez preferencyjne traktowanie tłumaczy hiszpańskojęzycznych. Do tego dochodzi zagrożenie ograniczaniem usług bezpłatnego tłumacza sądowego w ramach wymuszanych przez powiat oszczędności.
– Próbuje się na nas zaoszczędzić. Wielokrotnie słyszałam z ust moich przełożonych “może da się to załatwić bez polskiego” – powiedziała nam Carmen Kennedy, polska tłumaczka w systemie sądów powiatu Cook. – Czasami dostaję pracę tylko na kilka dni w miesiącu, a potem dowiaduję się, że gdzieś była sprawa, która wymagała polskiego tłumacza i nikt z nas nie został tam wysłany. Gdy skarżymy się do kierownictwa, udają, że nie wiedzą, o co chodzi – dodaje tłumaczka.
Reklama