Po co zważać na słowa senatora, który już umiera – takie przesłanie popłynęło z Białego Domu. Chodzi o krytyczną wypowiedź Johna McCaina na temat prezydenckiej nominacji szefa CIA i bulwersującą reakcję doradczyni prezydenta Kelly Sadler.
Sadler publicznie zlekceważyła krytyczną opinię McCaina dotyczącą wyboru nowego szefa CIA, mówiąc wprost, że senator z Arizony “i tak umiera”. Takie słowa nie mogły pozostać niezauważone przez media. Tym bardziej, że John McCain cieszy się ogromnym szacunkiem środowisk weterańskich, od ubiegłego roku walczy z rakiem mózgu, a niedawno przeszedł operację jamy brzusznej. 81-letni senator reprezentujący od lat w izbie wyższej Kongresu stan Arizona, który na dodatek w 2008 był głównym kandydatem republikanów na prezydenta.
Poniżanie i tortury
W sumie krytyczne słowa płynące z Białego Domu to żadne zaskoczenie. Jeszcze podczas kampanii prezydenckiej Trump zaatakował powszechnie szanowanego senatora, który był jeńcem w Wietnamie. Trump stwierdził, że woli tych, którzy nie dali się złapać. Wywołało to konsternację zwłaszcza wśród weteranów wojennych. Nie pomogły późniejsze przeprosiny – niesmak pozostał na zawsze.
Już po kontrowersyjnej wypowiedzi Kelly Sadler Donald Trump spotkał się w Senacie z przedstawicielami republikanów. Nikt nie zdobył się jednak na krytykę słów doradczyni prezydenta. Także sam Trump zignorował pytania dziennikarzy dotyczące zachowania Sadler.
W obronie McCaina stanął natomiast republikański kongresman Duncan Hunter, weteran z Iraku i Afganistanu. Zasugerował dziennikarzowi Billowi Maherowi, że jego zdaniem Donald Trump nie wytrzymałby tortur, jakim poddano podczas wojny w Wietnamie wziętego do niewoli McCaina. Była to też reakcja na wypowiedź jednego z gości Fox Business Network, który zasugerował, iż senator uległ wietnamskim oprawcom, nazywając go “śpiewającym Johnem”.
Jak widać polityczny dyskurs sięgnął nowego dna. To smutne tym bardziej, że obraża się polityka, który mimo swojej elastyczności nie bał się odważnie bronić swych poglądów.
„Odważniak” w akcji
Kiedy w ubiegłym roku senator pojawił się po operacji w Kongresie, przywitano go autentycznym aplauzem. Już wiele lat temu do McCaina przylgnął w izbie wyższej Kongresu trudno przetłumaczalny przydomek „maverick” (indywidualista, zuch, „odważniak”). Senator z Arizony robił i robi bowiem wszystko, aby nie dać się zaszufladkować jako klasyczny republikanin. W głosowaniach często przekraczał linię politycznych podziałów i współsponsorował w Senacie dwupartyjne inicjatywy.
Także jako oficjalny kandydat do Białego Domu starał się pokazać jako przyszły prezydent wszystkich Amerykanów i też uderzał w koncyliacyjne tony.
Ale był też John McCain – konserwatysta w każdym calu. Nagle stał się antyimigracyjnym „jastrzębiem”, choć wcześniej wspierał wraz z demokratami projekt ustawy przewidującej formę „amnestii” dla nielegalnych imigrantów. Poparł też słynne „prawo Arizony” dające lokalnej policji prawo do zatrzymywania każdego, kto mógłby być nielegalnym imigrantem.
Z drugiej strony w ubiegłym roku głos McCaina uniemożliwił w Senacie unieważnienie Obamacare, co spotkało się z ostrą reakcją prezydenta.
Krytyczny testament?
Senator z Arizony jest konsekwentny w swojej niechęci wobec Donalda Trumpa. W swojej ostatniej książce „The Restless Wave: Good Times, Just Causes, Great Fights and Other Appreciations”, która znajdzie się na półkach księgarskich już 22 maja, John McCain nie szczędzi krytycznych słów wobec Trumpa. Jego zdaniem podziw jaki obecny prezydent USA żywi dla Władimira Putina, sprawia, że Stany Zjednoczone nie ukarały Rosji za jej próby ingerencji w wyniki wyborów prezydenckich w 2016 roku. Wezwał też do zwalczania Putina „takimi samymi metodami, jakimi ten posługuje się wobec nas”. „Władimir Putin to zły człowiek (…), wykorzystujący otwartość naszego społeczeństwa i coraz ostrzejsze podziały polityczne” – czytamy w urywkach z książki opublikowanych na łamach “Wall Street Journal”.
McCain nie twierdzi, że Trump i jego doradcy współpracowali z Rosją przy machlojkach wyborczych. Zarzuca jednak prezydentowi USA naiwność oraz lekceważenie antyamerykańskości Putina. Chce też przeprowadzenia śledztwa, które powinno zbadać, czy Donald Trump mógłby się stać obiektem szantażu. Jednocześnie jednak w komentarzu do swojej książki wyraźnie zaznaczył, że nie wie, „jak długo pozostanie na tym świecie”.
Pogrzebowe instrukcje
Powiedzieć, że obaj politycy od dawna nie mają o sobie najlepszego mniemania, to stanowczo za mało. Niedawno przyjaciele McCaina przekazali mediom, że senator nie życzy sobie obecności Donalda Trumpa na własnym pogrzebie. Wolałby w zamian obecność wiceprezydenta Mike’a Pence’a. Zgodnie z ujawnionymi planami, mowy żałobne w waszyngtońskiej katedrze mieliby wygłosić byli prezydenci Barack Obama oraz George W. Bush. O Trumpie, jego rodzinie i najbliższych współpracownikach ani słowa. I nic dziwnego, skoro na niedawnym pogrzebie Barbary Bush pojawiła się tylko Pierwsza Dama. Trudno więc przypuszczać, aby w ostatniej posłudze senatora chciał uczestniczyć sam prezydent.
Chyba każdy się zgodzi, iż mimo tak zaawansowanych planów ceremonii pożegnalnych „odważniaka”, Sadler nie miała prawa użyć argumentu o „umieraniu”. To graniczący z chamstwem cios poniżej pasa, sprowadzający politykę do rynsztoka. „Przez co jeszcze przejdzie nasza rodzina?” – pyta otwarcie Meghan McCain, córka senatora. I prosi o zwykłą modlitwę, czyli o normalną w tych okolicznościach ludzką reakcję. Chyba że ktoś przedkłada zadawanie politycznych ciosów ponad zwykłą przyzwoitość.
Jolanta Telega
[email protected]
John McCain
fot.MICHAEL REYNOLDS/EPA-EFE/REX/Shutterstock
Reklama