Babka bez serca. Ruszył proces Alfredy Giedrojć oskarżonej o zabójstwo wnuczki
- 05/20/2018 07:15 PM
Gdy mąż oskarżonej ociera łzy na wspomnienie wnuczki Vivian, babka niewzruszona siedzi w ławie oskarżonych, z kamienną twarzą wysłuchując relacji z makabrycznej zbrodni, której sama dokonała. W sądzie w Bridgeview ruszył proces Alfredy Giedrojć, oskarżonej o zabójstwo 5-miesięcznej wnuczki. Wśród zeznających świadków są krewni, policjanci, eksperci medycyny sądowej i lekarze psychiatrzy.
Obojętna twarz, powolne ruchy, tępe spojrzenie. Czy to zimne wyrachowanie zabójczyni niemowląt, czy wynik przewlekłej choroby psychicznej, czy też odurzający efekt przyjmowanych leków psychotropowych? Czy ten kompletny brak emocji podobny jest do tego, który opisywał mąż Alfredy, Bolesław oraz oficer Regan odnosząc się do zachowania kobiety parę minut po bestialskim ataku na wnuczkę? Czy słowa „zrobiłam to” wypowiedziane przez Giedrojć bezpośrednio po zabójstwie Vivian wystarczą, by uznać ją za winną zarzucanych czynów i skazać na karę dożywocia, czy też przeważą argumenty obrony o niepoczytalności Polki i resztę życia spędzi ona w ośrodku psychiatrycznym?
Odpowiedzi na te i inne pytania leżą teraz w rękach sędzi powiatu Cook, Colleen Hyland, gdyż 66-letnia dziś Alfreda Giedrojć, która nie przyznaje się do winy, zrezygnowała z prawa do procesu z udziałem ławy przysięgłych i zdecydowała się na rozprawę przed sędzią. Rozprawa odraczana była już kilkakrotnie z powodu zmiany obrońców, negocjacji z prokuraturą, czy zlecanych przez sąd kolejnych ewaluacji psychiatrycznych i psychologicznych. Wreszcie doszła do skutku 16 maja w sali 101 sądu okręgowego w Bridgeview.
„Lepiej idź po chłopaków”
Prokurator Michael Deno w mowie wstępnej szczegółowo opisał zdarzenia, które 6 października 2013 roku rozegrały się w domu pod adresem 6605 W. 98th St. w Oak Lawn, gdzie mieszkało małżeństwo Giedrojciów. Swoimi zeznaniami uzupełnił je wezwany na świadka mąż oskarżonej, Bolesław Giedrojć oraz oficer James Regan z policji w Oak Lawn. Z relacji świadków, gąszczu szczegółów i szeregu dowodów wyłania się obraz makabrycznej zbrodni, która od początku zszokowała polonijną społeczność. Tym bardziej, gdyż dokonana została przez polską babcię na własnej, kilkumiesięcznej wnuczce.
Giedrojciowie byli normalną, kochającą się rodziną, małżeństwem od 36 lat. Mieli czwórkę dorosłych dzieci. Niedzielne wizyty, pomoc w remontach nie należały do rzadkości. Nie inaczej było pamiętnego dnia, kiedy zięć Giedrojciów i ojciec dziewczynki, Joel Summers, przywiózł pięciomiesięczną Vivian do domu dziadków. Wspólnie zjedli śniadanie, Joel udzielił babce instrukcji dotyczących karmienia, a następnie pozostawił dziewczynkę pod opieką małżeństwa i udał się do domu swojego szwagra Leszka po przeciwnej stronie ulicy, by pomóc mu w pracach remontowych. Matka dziewczynki i córka Giedrojciów, Amy Summers, była wówczas w pracy. Po jakimś czasie Bolesław postanowił zajrzeć, czy zięć i syn nie potrzebują pomocy. Gdy po niespełna dziesięciu minutach wrócił do domu, w drzwiach stanęła żona, a na podłodze leżało zakrwawione niemowlę. „Lepiej idź po chłopaków” – powiedziała babka. „Nogi mi odebrało. ‘Coś ty zrobiła’, zapytałem” – zeznawał Bolesław. Gdy Joel i Leszek przybiegli na miejsce, Alfreda Giedrojć łamaną angielszczyzną zwróciła się do Joela: „I killed her”.
„Ja to zrobiłam”
Policjanci, którzy wkrótce potem przybyli do domu Giedrojciów, zastali zakrwawione niemowlę na kuchennym stole. W korytarzu były ślady krwi. Dziecko miało przyłożony do szyi poplamiony krwią ręcznik, Joel Summers i Leszek Giedrojć próbowali ratować dziewczynkę robiąc sztuczne oddychanie. Wstrząśnięty Bolesław kręcił się w pobliżu stołu, natomiast Alfreda Giedrojć siedziała na krześle, nie okazując żadnych emocji. Bolesław zeznał, że wcześniej babka spokojnie podeszła do zlewu, by opłukać zakrwawiony nóż. „Zabrałem jej nóż z rąk i położyłem na miejsce” – relacjonował 73-latek.
Oficer Regan zeznał, że w odpowiedzi na pytanie „Jak to się stało”, Alfreda powiedziała „Ja to zrobiłam”. Kobieta została aresztowana i skuta kajdankami. Małą Vivian przewieziono do szpitala Advocate Christ, gdzie stwierdzono jej zgon.
Według prokuratury, gdy Giedrojć została z dzieckiem sama w domu, zdjęła śpiące niemowlę z tapczanu i położyła na podłodze. Następnie z szafy ściennej wyciągnęła młot kowalski, który wcześniej tam ukryła, i kilkakrotnie uderzyła nim dziecko. Gdy dziewczynka nie przestawała się ruszać i płakać, babka przyniosła kuchenny nóż, podniosła niemowlę i poderżnęła mu gardło.
Prokurator Deno wydobywa z wielkiej papierowej torby młot kowalski. Bolesław przyznaje, że należał do niego i zawsze trzymał go w warsztacie w garażu. To samo narzędzie w dniu zdarzenia znalezione zostało w poplamionym krwią korytarzu. Deno pokazuje także kuchenny nóż z dwudziestocentymetrowym ostrzem. To ten sam, który Bolesław wyrwał z rąk Alfredy.
Straciła radość życia
Obrona stara się udowodnić, że zabójstwo było wynikiem choroby psychicznej oskarżonej, a w chwili popełnienia czynu Alfreda Giedrojć nie zdawała sobie sprawy z karalności popełnionych czynów. Silne zaburzenia depresyjne w połączeniu z psychotycznymi mają potwierdzić zaplanowane na kolejne dni rozprawy zeznania psychiatrów i psychologów. Odkąd Alfreda trafiła do aresztu ponad 4 lata temu, przeszła liczne ewaluacje psychiatryczne. Ostatnie z tych badań, sporządzone w kwietniu 2017 r. przez ekspertów kryminalistycznych z kliniki psychologicznej ustaliło, że Polka jest zdolna, by stanąć przed sądem, jednak zaleca się zastosowanie leków.
W 2011 r. Alfreda zrezygnowała z pracy i zaczęła skarżyć się na problemy ze snem. Straciła radość życia, przestała nawet chodzić do kościoła. Raz próbowała odebrać sobie życie. Bolesław wrócił z zakupów i znalazł ją nieprzytomną na łóżku. Trafiła do szpitala. Po jakimś czasie dzieci zawiozły ją do innego szpitala, gdzie u Alfredy stwierdzono depresję i przepisano leki. Bolesław przyznaje, że „miała dużo tych różnych leków”, ale mężczyzna nie wie dokładnie, co brała, kiedy i czy przyjmowała je na czas. Dzieci przywoziły czasem wnuczkę, bo myślały, że to rozweseli babkę.
Nieobecna babka
Giedrojciowie byli małżeństwem od 36 lat. Wyemigrowali z Polski do USA w 1984 roku. Do Oak Lawn sprowadzili się w latach 90. Wychowali czworo dzieci.
W ławie oskarżonych siedzi drobna, postarzała kobieta w niebieskim więziennym uniformie, o słowiańskich rysach, z przerzedzonymi posiwiałymi włosami zebranymi w cienki kucyk. Wydaje się słyszeć, ale nie słuchać mówiącej do niej tłumaczki i nieobecnym wzrokiem patrzeć na pokazywane jej dokumenty.
Alfreda Giedrojć od chwili aresztowania przebywa w więzieniu powiatu Cook. Jeżeli sąd uzna polską imigrantkę winną zarzucanych czynów, grozi jej kara dożywocia.
Joanna Marszałek
[email protected]
Proces Alfredy Giedrojć jest kontynuowany przed sądem powiatu Cook w czwartek 18 maja. W chwili oddania bieżącego wydania „Dziennika Związkowego” do druku werdykt sądu nie był jeszcze znany.
Reklama