Wyjątkowo długo czekamy w tym roku na wiosnę. Są tacy, którzy prorokują, że po zimie zaraz następnego dnia przyjdzie lato. Pożyjemy, zobaczymy. Fakt, nie wydarzyło się to w ubiegłą niedzielę motocyklistom. Pogoda tego dnia była tak niekorzystna, że do Sanktuarium w Merrillville przyjechało zaledwie siedmiu odważnych na motorach. Reszta samochodami. Tylko pomarzyć o pięćdziesięciu tysiącach, którzy w tym roku oblegli Jasną Górę w Częstochowie. Ale to nic, to nie są powody do narzekań, wszak na pogodę wpływu nie mamy, trzeba się cieszyć tym, co jest. A powodów zawsze znajdzie się wiele. Nawet w słotny, zimny i przygnębiający czas można odnaleźć promyki radości i się nimi cieszyć. I pokazywać je innym, bo jakoś smutku w ostatnim czasie wiele.
Sam czuję, jak dotyka mnie i boli sytuacja braku pokoju w świecie. Wojna w Syrii, stan ciągłego zagrożenia ludzi tam i w innych zaognionych punktach globu, świadomość bezsensowności tego wszystkiego, brak jasnych działań polityków, znieczulica i jakaś dziwna obojętność. Nie ukrywam, że źle mi z tym. Czuję się, jakbym uczestniczył w dziwnej grze, w której rozgrywający bawią się innymi pod pretekstem zaprowadzenia demokracji i pokoju. A sami wydają się ani w ząb nie rozumieć języka pokoju. Ale czy nie jest tak, że te wielkie wojny dzieją się, gdyż często rozgrywają się też między ludźmi, w naszym codziennym mikrokosmosie? Dlatego, kiedy widzę jak ludzie są ze sobą, spędzając wspólnie czas, organizując zjazdy, wyjazdy i spotkania, ciesząc się sobą i podarowanym sobie czasem, to czuję taki właśnie promyk szczęścia i nadziei. Mówi mi ona, że nie jest tak źle, chyba że znajdą się tacy, a tych też nie brakuje, którzy nawet pod płaszczem „świętości”, „religijności” i „patriotyzmu”, będą wykopywać topór wojenny, oczerniając się wzajemnie, a nawet plując sobie w twarz. I to swoi swoim. Takie postawy nie mają nic wspólnego z prawdziwą świętością, religijnością, patriotyzmem. Jak można modlić się o pokój na świecie, skoro między ludźmi wojna? Dlatego bardzo poszukiwani są budowniczowie pokoju, ludzie ze szczerym uśmiechem na twarzy i równie szczerym i serdecznym uściskiem dłoni. Ludzie otwartych ramion, którzy wiedzą, czym jest takie najbardziej codzienne przebaczenie.
Kiedy czuję, że nachodzi mnie bezsilność wobec różnych sytuacji, nie uciekam, nie szukam kryjówki, ale wzmocnienia, które pozwala mi stać i trwać w trudnych chwilach. Postanowiłem zatrzymywać się i szukać ciszy, a najbardziej znajduję ją ostatnio w kaplicy adoracji Najświętszego Sakramentu. Przestrzeń wiary i modlitwa naprawdę dają mi siłę i motywują do tego, by przetrzeć oczy i widzieć te chwile, które niczym błysk przemijają. Ta przestrzeń otwiera mnie też na drugiego człowieka. Niesamowite jest to uwrażliwienie będące owocem ciszy w sercu, dzięki któremu można lepiej słyszeć i widzieć. Myślę tu o wyczuwaniu komunikatów, które wysyła do mnie drugi człowiek. Są to często komunikaty niewerbalne, bez słów. Czasami mówią o pokoju i szczęściu, innym razem bywają krzykiem, wołaniem o pomoc i wsparcie, zwyczajną obecność. Nawet agresywne zachowania są bardzo jasnymi komunikatami, które należy odczytać i na nie odpowiedzieć. I mam takie wrażenie, że o tę odpowiedź nieraz najtrudniej. Dlaczego? Bardzo różne są te powody, ale bywa, że budzimy się, kiedy jest już za późno. I wtedy przychodzą na myśl słowa księdza Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. No ale jak odpowiadać, kiedy zbyt mocno siedzi się w zamkniętym świecie swojego ja, albo jest się już bardziej bytem wirtualnym, który nie potrafi komunikować się inaczej, jak tylko SMS-em. Dlatego trzeba zdobyć się na odwagę, by wychodzić poza siebie, otwierać się na drugiego, być.
Też czekam na wiosnę, słońce i kwitnące drzewa i kwiaty, na śpiew ptaków i rechotanie żab nad rozlewiskiem. Ale to nie jest tak, że już jej w tym roku nie spotkałem. W oczach uzależnionych chłopaków szukających pomocy, u dzieci, które zaprezentowały mi swoje wiosenne rysunki, u maturzystów, którzy właśnie zdają swoje ostatnie egzaminy w polskich szkołach, u motocyklistów, którzy mimo zimna postanowili cieszyć się swoją pasją. W ich spojrzeniach widziałem wiosnę i wiem, że ona jest bardzo prawdziwa i życiodajna. I takiej wiosny każdemu życzę, bez względu na pogodę!
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.
fot.Pexels.com
Reklama