Od kilku dni biorę udział w spotkaniu mojego zgromadzenia zakonnego, na które przyjechało z całego niemal świata ponad siedemdziesięciu współbraci, jak się ich nazywa, towarzyszy wspólnej drogi, którą od jakiegoś czasu idziemy. Jesteśmy w różnym wieku, od starszych, z wielkim doświadczeniem, do tych, którzy są dopiero na starcie. Praktycznie wszyscy się znamy, gdzieś przecinały się drogi naszego życia. Łączy nas nie tylko wspólna praca, ale przede wszystkim cel i misja. Nazywamy się salwatorianami, czyli towarzyszami Jezusa Zbawiciela. Zbawiciel, w języku łacińskim, to Salwator. Naszą najważniejszą misją jest mówienie wszystkim ludziom o Zbawicielu i o tym, że zbawienie jest naprawdę możliwe.
Uświadamiam sobie, jak ważne w życiu są spotkania z innymi. One są bezcenne i tak naprawdę nic ich nie zastąpi. Ani telefon, ani pisanie wiadomości tekstowych, ani nawet video-rozmowy. Nic nie zastąpi spotkania. Mamy sobie tak wiele do opowiedzenia. Każdy przynosi swoje doświadczenia i historie. Jeżeli tylko chce się nimi podzielić, poopowiadać i posłuchać innych, łatwo możemy zauważyć, jak wiele nas łączy, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Mamy wspólne pasje, metody ich realizacji, wymieniamy się doświadczeniami i uwagami, jesteśmy gotowi sobie pomóc. Zastanawiam się, gdzie znajduje się źródło takich relacji, braterstwa i przyjaźni. Jestem przekonany, że bierze się ono miedzy innymi z tego, że spotykamy się nie tylko na poziomie ludzkim, czy zawodowym. Spotykamy się także na poziomie duchowym. A ten poziom jest fundamentem każdej dobrej i trwałej relacji i więzi. Kiedy ludzie nie wykluczają życia duchowego, kiedy potrafią i chcą się razem pomodlić, porozmawiać o sprawach duchowych, momentalnie ich relacja schodzi na głębszy poziom. Zawsze cieszyły mnie związki młodych ludzi, którzy w swoje plany włączają pójście na niedzielną mszę do kościoła. Albo przyjaciele ze szkolnej paczki, którzy umawiają się w kościele, a później idą do kawiarni. Wbrew pozorom wciąż tacy są! I nie traktują tego w kategorii obciachu, a wręcz przeciwnie, należy to do dobrego tonu spotkań.
Kiedy z kolegą czy przyjacielem potrafię porozmawiać także o sprawach duchowych, kiedy stać mnie na podzielenie się czymś bardzo osobistym, mogę powiedzieć, że relacja miedzy nami jest naprawdę dojrzała, prawdziwa i bliska. Kiedy zaś szukam tylko tematów zastępczych, albo plotkuję o innych, jestem tak naprawdę bardzo samotnym człowiekiem, tęskniącym za prawdziwą i głębszą relacją, ale z powodu lęku nie stać mnie na otwarcie się i wyjście poza przestrzeń swojego bezpiecznego „ja”. Dlatego spotkania dają siłę, pozwalają naładować akumulatory, dają też takie poczucie, że jestem dla kogoś ważny i że ktoś jest ważny dla mnie. Takich ludzi mogę nie widzieć przez kilka lat, ale kiedy się spotykamy mam poczucie, jakbyśmy rozmawiali ze sobą godzinę temu.
Ze spotkaniami wiążą się także miejsca. Są takie miejsca na mapie życia, które na zawsze pozostaną moje i szczególne. A to ze względu na ludzi, których tam spotkałem. Te miejsca, stare kąty, przywołują wspomnienia, budzą sentymenty, uruchamiają filmy z przeszłości. Świetne filmy. Bardzo ubogie jest życie pozbawione spotkań, życie, w którym brakuje tych miejsc. Biegnie ono do przodu, a jakże, szczelnie wypełnione godzinami pracy i błyskawicznym regenerowaniem sił. Nie jest to jednak życie szczęśliwe, bo brakuje mu tego, co ważne: spotkań, z samym sobą, z innymi ludźmi i oczywiście z Bogiem.
Patrzę na moich współbraci. U tych z mojego pokolenia i starszych widać czcigodną siwiznę, będącą oznaką wieku dojrzałego. Przypomina mi się dość znane zdanie wyjęte z wiersza ks. Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Istotnie, każde spotkanie może być ostatnim. Dlatego nie ma co odkładać go na później. Przez uchylone okno słyszę właśnie z oddali, niesioną przez wiatr melodię hymnu z wieży kościoła Mariackiego. Miejsca i ludzie. Bardzo szczególne, bardzo moje, bezcenne!
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.
fot.Pexels.com
Reklama