Dzisiaj chciałbym nieco o nim. Wszak nie ma chyba człowieka, który by nie spotkał go w swoim życiu. Pojawia się nagle, niespodziewanie. Przyczaja się, wyczekuje na dogodną chwilę i atakuje. Znamy go od wczesnego dzieciństwa. Zawsze pojawiało się coś, czego należało się bać, albo co wystraszyło znienacka, jak błyskawica, piorun burzy lub ciemność, w którą się wchodzi. Dorośli mówili: „Nie dotykaj tego”, „nie rób tego”, bo… coś złego się może stać. Lęk, wszechobecny towarzysz ludzkiego życia. Niemiłe uczucie, przechodzące w stan ludzkiej psychiki, którego źródło jest niekoniecznie na zewnątrz. Często jest także wewnątrz, w nas.
Lęk i strach bywa różny i pojawia się w różnym natężeniu, czasem jest tylko zaniepokojeniem, czasem wyraża się jako niepewność, zdenerwowanie, ale przybiera też postać dręczącej obawy i panicznego przerażenia. Strach ostrzega przed niebezpieczeństwem, które może się pojawić lub też jest tuż za progiem. Znamy dobrze ten ścisk w żołądku, pot na czole, trzęsące się ręce i jeszcze inne objawy. Czasami przed jakąś istotną dla naszego życia rozmową, egzaminem lub jeszcze innym wydarzeniem. I to dziwne uczucie niepewności, że sobie nie poradzę, że to ponad moje siły, albo że właśnie wszystko zapomniałem. Często pojawia się lęk przed chorobą, pójściem do szpitala, wizją nieuniknionej śmierci. Przykłady można by mnożyć. Każdy ma swoje lęki, strachy i niepokoje. Jedno jest pewne, paraliżują codzienność. Bywają przyczyną bezsenności, drażliwości i popadania w konflikty. Nierzadko wywołują stany depresyjne lub też samą depresję. Popychają w nałogi, jako formę ucieczki przed nimi. Są trudne. I coś trzeba z nimi zrobić.
Właśnie uświadomiłem sobie kolejny raz w życiu, że jest we mnie lęk. Bardzo konkretny, choć głęboko ukryty. Niepewność jutra, nieznana droga, towarzysząca życiu mgła i ciemność, przez którą trzeba przechodzić. Ten lęk lub strach paraliżuje entuzjazm życia, tworzenia i działania. Skupia na sobie i zamyka na rzeczywistość, która jest przeżywana w cieniu tejże niepewności. Wystarczy tylko popatrzeć na trudną sytuację w świecie, liczne zagrożenia, wyzwania. Często też słucham ludzkich lęków i niepokojów. Podaję rękę ludziom, którzy boją się otworzyć oczy i ruszyć w nieznane. Jacy oni są mi bliscy! Ich niepewność jest moją niepewnością, doskonale wiem, że nie tyle jestem przewodnikiem, co raczej towarzyszem drogi. A przecież razem jest raźniej i prościej. Zawsze wsparcie i towarzyszenie są czymś najlepszym, co możemy sobie nawzajem podarować, zupełnie bezinteresownie.
Te zewnętrzne lęki i strachy można pokonać, podejmując drogę, nie zważając, że przeszkadzają. Kiedyś na przykład bardzo bałem się samemu wejść na cmentarz, a już zupełnie nie wyobrażałem sobie, że mógłbym choćby tylko przejść obok cmentarza nocą. Przełamałem w sobie ten strach. Początkowo niepewnie, z czasem zauważyłem, że spacery z różańcem w ręku po cmentarzu to bardzo ważna lekcja o życiu i przemijaniu. Tego lęku już we mnie nie ma.
Na studiach uczono mnie o innych lękach, tych, które mogę nosić w sobie, czasem zupełnie bez wiedzy o ich istnieniu. Na przykład lęk przed byciem sobą, który bierze się z braku akceptacji siebie. To inni są wyjątkowi, uzdolnieni i piękni, nie ja. Albo lęk przed brakiem akceptacji przez innych, bo sam siebie bardzo nisko oceniam. Jest też lęk przed samotnością, niepowodzeniem, wyrażaniem własnych opinii, podejmowaniem decyzji, okazywaniem uczuć wobec innych, w tym miłości i zaufania, czy też lęk przed płcią przeciwną. To tylko wybór z całej gamy lęków, które żyją w nas i niejednokrotnie do końca życia mają się całkiem dobrze. Sfrustrowany, wystraszony człowiek czuje się jak w klatce.
Co mogę zrobić, żeby nie ulegać paraliżującemu działaniu moich lęków? Oczywiście nigdy nie mogę zapomnieć, że jestem słaby i kruchy. Ale mogę być mocniejszy, kiedy się zaprę, kiedy uznam, że lęk nie jest czymś mocniejszym ode mnie. Muszę go zdemaskować, nazwać po imieniu. Powiedzieć głośno, czego się boję. Spróbować zobaczyć, dlaczego się boję. Stanąć twarzą w twarz ze swoim lękiem. I w końcu najważniejsze… Jeżeli zaufam Temu, którego być może nie widzę, ale moja wiara mówi mi, że On jest – Bogu, mogę iść do przodu, nie zatrzymując się na tym, co mnie straszy. Słowa „ufam pomimo” są tutaj kluczem. A On podeśle mi anioła, może w konkretnym człowieku lub myśli, która pozwolą mi zwycięsko i spokojnie pójść dalej. Początek roku jest dobrą chwilą, by zaufać. Wbrew lękom i strachom. I żyć radośniej i spokojniej.
ks. Łukasz Kleczka
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. Od 2011 roku przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana.
fot.123RF
Reklama